Pamiętam ten wieczór jak dziś. Deszcz padający dosłownie poziomo i przesączający się przez ceglane mury, błyski tak częste, ze niebo praktycznie nie było ciemne i grzmoty jeden za drugim. A u nas i tak było względnie spokojnie, bo 10- 20 km na zachód było znacznie gorzej. Później dwa tygodnie bez prądu, wody i zasięgu telefonów.
I jeszcze ogromne słupy energetyczne przy DK 20 bliżej Bytowa - pogięte i pokręcone, jakby tańczyły... Pierwszą rzeczą przed uderzeniem Nawałnicy była totalna ciemność i wyłączenie prądu w promieniu wielu kilometrów. Albo zdążyli wyłączyć, zanim uszkodziło linie, albo dostawa została zerwana, gdy linie zostały zniszczone.
11.08.2017, jezioro Mausz (okolice Sulęczyna), jeden z ośrodków. Pamiętna noc. Potężne sosny łamały się jak zapałki, niszcząc domki, samochody... Nie do zapomnienia. Mieliśmy (Wy też) dużo szczęścia, że przeżyliśmy i nie zostaliśmy ranni. Strażacy - NIESAMOWICI LUDZIE!!! Całą noc przedzierali się przez gąszcz drzew; na krótkiej drodze z ośrodka do drogi głownej leżało SIEDEMDZIESIĄT(!) zwalonych pni; wzdłuż kilkukilometrowej było ich tysiące. Wzdłuż DK 20,22 - dziesiątki albo setki tysięcy. Mnóstwo. Też dzwoniłem na Straż około 23:30.
Jak wracałem do domu miałem jeszcze 352 km to wtedy przyszła burza leżało drzewo na dk 22 ale jak my wracaliśmy to na DK 10 na 254 km leżało drzewo czekaliśmy prawie 6 godzin przestało padać po 15 minutach o godzinie 2.45 12.8.2017 jechaliśmy do terenu harcerków .
Doskonale pamiętam. Miałam z rodziną duże szczęście, znajdowalismy się akurat w domu. Nie słyszeliśmy łamiących się drzew. Było za głośno, Było za dużo emocji. Nastepnego ranka wyjechać się nie dało, do teraz pamietam widok leżących na ulicy drzew i zapach padliny, w końcu niewiele zwierząt przeżyło. Na Kaszubach codziennie rano witały mnie śpiewające ptaszki. Po nawałnicy było cicho. Ptaki wróciły miesiąc później. Niektórzy ludzie stracili dachy, nawet całe domy i czasami - życie.
Coś okropnego! Po prostu coś okropnego! Jak na to patrzę, to przestaję się dziwić, że do harcerzy nie zdążyli podejść. I z drugiej strony jestem jeszcze bardziej przerażony, bo to nagranie pozwala się wczuć w sytuację harcerzy, którzy w Suszku przeżyli największą tragedię swojego życia. To jest potworne. Trzymasz koleżankę za rękę. Wiesz, że musisz ją motywować mimo tego, że wiesz, że ona za chwilę i tak umrze, albo może umrzeć, bo wiesz, że nie ma drogi, którą przyjechałaby pomoc. To nagranie brutalnie obrazuje horror, jaki przeżyli ci harcerze. Nikomu tego nie życzę. Bez pomocy, bez żadnej drogi...i z tą ponurą świadomością, że Olga i Joasia nie żyją....Odwagi Wam życzę kochani...odwagi...i naprawdę....kochajcie się ludziska ile wlezie, bo nigdy nie wiesz, czy jak się obudzisz, to czasem się nie okaże, że nie masz już dziecka czy rodzica...I z góry przepraszam, jeśli kogoś urażę tym, co napisałem. Dziękujcie Bogu, że tylko dwie dziewuszki tam zginęły. Jak patrzę na to, dziękuję Bogu, że nie było więcej ofiar na tym obozie. Tam mogła być hekatomba.
Ja tego nie rozumiem jeżeli wszędzie w telewizji trąbią że uważać na wichury że będzie wiało że będzie bardzo deszczowo to ludzie się zapędza ją gdzieś na trasę. Naprawdę Wam życie niemiłe?
Też byłam w samochodzie tego dnia na DK 22, na trasie Starogard Gdański - Chojnice, tylko zjechałam w Zblewie, z tego co tu widać dalej było coraz gorzej. Za mną też waliły się drzewa.