Wesprzyj nas. zrzutka.pl/dfrpjw
Pałac w Łańcucie to autentyczny skansen magnacki. Komnaty wyglądają tak, jakby jaśniepaństwo tylko na chwilę gdzieś wyjechało i niebawem powróci. Ordynat Alfred III Potocki herbu Pilawa, najbogatszy człowiek w międzywojennej Polsce, w roku 1944 spakował manatki i uciekł przed Sowietami. Owe manatki wypełniły jedenaście wagonów. Ale nawet to, co we wnętrzach pozostało, do dziś robi wrażenie.
Puśćmy wodze imaginacji. Jest rok 44. Słychać już zbliżający się front. Dziedzic z rodziną w pośpiechu opuszcza pałac. Do opustoszałych wnętrz wchodzi pastuch dworski Jakub. Idzie nieśmiało długim korytarzem obwieszonym portretami panów. Zatrzymuje się przed wielkim lustrem. Widzi w nim siebie, bosego, brudnego, obdartego. Jednak po chwili wyobraźnia podsuwa mu zupełnie inny obraz. Dostrzega w lustrze siebie w roli dziedzica. Przeżywa to, co jego pan. Siada przy zastawionym stole. Służba mu się kłania i usługuje. Kiedy w łożnicy znudził się swoją żoną, korzysta z prawa pierwszej nocy i przesypia się z chłopską panną młodą. Mąż zhańbionej dziewczyny wiesza się na drzewie przy pałacu. Jakub zaczyna odczuwać niechęć otaczających go ludzi, nieszczerość ich ukłonów i uśmiechów. Z żalem wspomina dawny los i porzucone owce. Coraz częściej rozmyśla o śmierci. Kiedy umiera jego ukochany kanarek, urządza mu uroczysty pogrzeb z długim orszakiem dworaków, z płaczkami chłopskimi i lamentem. Zbliża się front. W pałacu wybucha pożar. W wielkim salonie płonie fortepian, bucha ogień z zegara z kurantem, płoną ręce Jakuba...
Tak opisał magnackie życie Wiesław Myśliwski. Na kanwie jego powieści powstał film „Pałac”.
Zdjęcia do tego obrazu kręcono w ogrodach i wnętrzach pałacu łańcuckiego w roku 1979. Właśnie wtedy, parę dni po filmowcach, przyjechałem do tego pięknego miejsca z wycieczką. Jako pilot. Wśród uczestników byli sami badylarze, właściciele sadów jabłkowych. Mieli wykupione dobre noclegi i dobre żarcie. Niewielki hotelik przy pałacu nie budził niczyjego sprzeciwu, chociaż schody na piętro były kręte i wąskie na jedną osobę bez walizki. Zawszeć to pałac. Cyrk zaczął się w restauracji. Państwo turyści przywitali mnie czterema półmiskami, na których ułożyli piramidki placków ziemniaczanych zebranych z wszystkich talerzy. Czekali z tą amunicją, żeby mnie uplackować. Dlaczego zamiast kotleta czy pieczeni kuchnia przygotowała plendze (to w gwarze bydgoskiej)? - Bo cały przydział mięsa został zeżarty! - Młodziaki, proszę się nie śmiać. Rzecz dzieje się w roku 1979. Mięso i wędliny były wówczas specjałem racjonowanym. Sklepy, restauracje a nawet całe miasta dostawały przydziały chabaniny według określonych limitów. A cały miesięczny limit dla Łańcuta zjadła ekipa filmowa (czego się nie robi dla ludzi znanych i lubianych). I tak, nie za swoje grzechy, miałem wziąć po sznupie (to też po bydgosku) plendzami. Potem bywałem w pałacu Potockich po wielekroć - jako pilot wycieczek, jako konferansjer festiwali muzycznych organizowanych przez TV Polonię a także jako filmowiec. Tyle, że z mojego powodu, mięsa w Łańcucie dla nikogo nie zabrakło. Cześć Włóczykije!
KARTECZKI Z WYCIECZKI
ŁAŃCUT - PAŁAC, POWOZY I ROSOLISY
Podziękowania za muzykę dla Karola Krusia oraz zespołu White Garden
produkcja
maxlook.pl
biuro@pljestok.pl
2019
#PałacwŁańcucie #AlfredPotocki #MuzeumPojazdówKonnychŁańcut #rosolisyłańcuckie #StanisławStadnicki #diabełłańcucki #ParadyJanaPotockiegopremiera
17 окт 2024