Do nieba w pół drogi zawisnął na włosie tak cienkim bo blond w samotnej wspinaczce na bukowe berdo w pół drogi do domu już jakby nie stąd już za nic miał złoto bukowe i srebro otulony chustą jak niebieską szarfą wspinał się z gitarą bo odchodząc grał obok niego dziwna jasna postać z harfą odrzucił gitarę i szczęśliwy łkał po grani po grani jak echo bez tchu porzucił na koniec śpiewnik pełen nut z prośbą byśmy odtąd z tych piosenek stu odczytali drogę - uwierzyli w cud