Pani Joanna to jedna z moich ulubionych autorek, spod jej piora wyszly prawdziwe - w swoim gatunku -. arcydziela. Co do koni jednak nie moge sie zgodzic; kto je kocha, nie popiera wyscigow, ktore sa dla tych pieknych i madrych zwierat zabojcze.
Napilam sie kawy - i wina - w jej towarzystwie w ogrodzie Alicji. To z Alicja sie zaprzyjaznilam, a dla poznania Ireny (Joanny) sciagnela mnie do siebie w pewiem letni dzien. Ciesze sie, ze bylo mi dane :) Choc to Alicja byla dla mnie najwazniejsza, bo nie sposob bylo jej nie pokochac kiedy sie ja poznalo. Bardzo milo ten dzien wspominam, wiec rozumiem marzenie :)
Jaka szkoda, że nie ma Pani z nami, Pani Joanno! Co do koni... Kocham te zwierzęta, jeżdżę od 10-ego roku życia. Omijałam wyścigi(służewiec) ze względu na "to". Miałam wrażenie, że ostatnią sprawą ważną w tym miejscu były.... konie. Do naszej stajni przychodziły konie prosto z toru. Papiery miały takie, że szczęka robiła dziury w podłodze! Natomiast zwierzaki... Cóż. Zaciągnięte w pysku i nadwrażliwe na inne pomoce. Przerażone, często agresywne, bojące się uniesionej ręki. Jak można tak zepsuć KONIA? Istotę piękną i ufną, poddaną człowiekowi z wyboru. Tego nie zrozumiem. Nie chcę generalizować, wiem, że były porządne stajnie i trenerzy. Jednak w mojej świadomości wyścigi= koński koszmar. Piszę o latach 80-tych i początku 90-tych. Jak było na innych torach?