Ściganie sie z koksami - jaki to ma sens? Konkurencja "kto wytrzyma więcej koksu w żyłę"? Jaki sens ma ściganie się? Dla mnie - żaden. Nawet nie cierpię współzawodnictwa. Po cholerę sie stresować? Najczystszy sport, to ściganie się samemu ze sobą - dziś byc lepszym niz wczoraj i trenować aby jutro było lepiej niż dziś. Oczywiście - to tez ma swoje granice, bo niepodobna wciąz i wciąż poprawiać swoich wyników. W momencie, kiedy dojdzie do przetrenowania albo po prostu PESEL powie "dość" taki "ścigant" przestaje uprawiać sport, bo ten przestaje mu dostarczać dopaminy. Dlatego, moim zdaniem, istotą sportu jest robić to, co sie lubi nawet jak nikt nie patrzy, nikt nie podziwia, po prostu dlatego, że się to lubi. W pewnym wieku w ogóle fakt, że sie podjechało górkę bez schodzenia z roweru jest już wystarczającą satysfakcją. Popedałowanie sobie w ładnych okolicznościach przyrody, radość z jazdy, satysfakcja z przejechania jakiejś trasy - to jest dla mnie sport.
Chęć rywalizacji to nic złego. Od tego właśnie są wyścigi. A kto w nich startuje to już inna kwestia - dużo by mówić, niekoniecznie dobrze. Niemniej jest kilka dużych plusów tego zjawiska, a mianowicie zaszczepianie młodzieży miłości do sportu (może któreś z nich zostanie cenionym zawodnikiem) oraz aspekt prozdrowotny. Nie przeceniałbym również aspektów społecznych towarzyszących grupowemu uprawianiu sportu. Są ludzie, którzy potrzebują w życiu czegoś więcej niż walki z samym sobą. Osobiście się do nich nie zaliczam, ale ich rozumię. Uprawiam sport amatorsko, niemniej znam ludzi, którzy zawody amatorskie traktują bardzo poważnie do tego stopnia, że startują na zawodach ogólnokrajowych (nie tylko lokalnych), łącznie z mistrzostwami Polski, np. mój brat i wielu moch znajomych, który w grudniu 2023 roku zdobył tytuł mistrza w swojej kategorii w kolarstwie przełajowym.
W kolarstwie amatorskim doping jest jak woda i suplementy. Leje się i łyka bez opamiętania przez tych, których na to stać lub tych, którzy jeszcze chcą coś innym udowodnić. Wystarczy się z daną grupą kolarzy dość dobrze zintegrować, a prawda o dopingu wyjdzie wcześniej czy później sama.
Teraaz wiedza o środkach kiedy i jakich użyć jest większa, w latach 90 wszyscy ścigali się na metce. Po dziś dzień pewnie też. Doping był jest i będzie. A dziwi mnie te zdziwienie co niektórych.
Dobrych 20 lat temu na amatorskich zawodach MTB we Wrocławiu widziałem jednego z faworytów przed startem. Chłopu ręce chodziły jak w delirce i miał problemy w wyduszeniem z siebie słowa. I to było 20 lat temu...
Rzeczywiście czytałem o tym wyścigu. I również dziwię się, że na tym poziomie ktokolwiek (to naturalnie przypuszczenie) dopala się. Pamiętam czasu Ullricha, Lance'a czy Pantaniego. Nie pochwalam, ale to były równe zawody... bo właściwie cały peleton świecił w ciemności. Czasy słusznie minione. No cóż, ja się ścigam i poza żelami energetycznymi i izotonikiem, nic nie biorę. Może dlatego jestem w środku stawki? ;-)
To ja napiszę o sobie jako przykład(taki amatorski amator, brak licencji): przełom listopad/grudzień mocne zapalenie płuc. Lekarz dla szybszego gojenia się płuc zapisał mi steryd wziewny. Przy badaniu pewnie od razu bym się zapalił jak choinka. Wyrok: dopingowicz. Sportowcy objęci programem kontroli antydopingowej, będąc pod opieką lekarską zgłoszą odpowiednio wcześnie konieczność zażycia leku objętego zakazem i mają spokój. Ja takiej możliwości nie mam, a reputację traci się tylko raz. I co, mam zgłaszać konieczność badania próbki B? Przecież wiem, że "brałem". Odwołanie się do komitetu w Lozannie? Serio? To już lepiej zrezygnować ze startu, tak jak w Hiszpanii.
Jesteś jedyny co tu myśli przepisy antydopingowe dotyczą tylko sportu kwalifikowanego czyli w kolarstwie powiemy licencjonowanego. Masz licencję Masters to cię to dotyczy ❤
Doping nawet u bardzo mlodych zawodnikow amatorów to w kolarstwie norma. Nikt nie bedzie sprawdzał czy ktoś sobie nie wziął paru wdechów z Miflonide czy nie puknął sobie insuliny na dłuższym maratonie. Takich substancji jest bardzo dużo.
Kiedy ścigałem się w MTB myślałem, że to brak techniki.... Kiedy pierwszy raz pojechałem szosowy wyscig już wszystko zrozumiałem 😂😂😂... Szkoda kasy na amatorskie wyścigi... Chyba, że jesteście kolekcjonerami medali za udział .... Pozdrawiam wszystkich z środka i końca stawki.
Oj, podnoszenie ciężarów chyba zbiera większe żniwo niż kolarstwo, tylko że jest nie medialne. Tam dochodziło do sytuacji że po latach 7. zawodnik MŚ okazał się medalistą 😉
Pozdrowienia dla wszystkich, którzy wierzą, że taki na przykład Gołębiewski robi Wisłę 1200 w 4/5 dni ciągiem, bez przerw i spania, na żelkach i bułce z pasztetem 🤣
A jechałeś Wisłę? Mi się zdarzyło i sądzę, że Ci z połowy stawki są bardziej nafaszerowany niż Gołębiewski. Ale nie EPO i pseudoefedryną tylko ibupromem, ketonalem i paracetamolem. Diklofenak w maści na kolana i wszystkie inne przeciwbólowe które z tego co kojarzę są na wykazie. Btw Szprycowanie się pseudoefedryną na ultra jest głupie bo ta hamuje głód, a przy takim wysiłku musisz jeść. Tego nawet z tłuszczu nie weźmiesz co tam spalisz.
@@lukaszszkup8488 akurat dłuższe dystanse niż 500-600 są dla mnie zbyt forsowne dla organizmu więc jakoś niespecjalnie ciągnie mnie na Wisłę. Po prostu lubię bardziej fun niż mordęgę :) co do przeciwbólowych to jest akurat ciekawy temat, o którym się za bardzo nie mówi. Kiedy się kończy leczenie za ich pomocą jakiejś kontuzji podczas ultra a kiedy zaczyna się ćpanie :) akurat w ultra to raczej rachunek sumienia czy można spojrzeć sobie potem w lustro. Pozdrawiam
@@mareks5164Tyle, że ja miałem na myśli, że uwierzyłbym w koksowanie, gdyby chodziło o 4-5 dni jazdy ciągiem. Ale 2,5 dnia to do zrobienia. Znam Krystiana Jakubka, który też należy do najlepszych w ultra w Polsce i wiem, że to fizycznie możliwe.
Opinia jest taka, że czy to profesjonalnie czy amatorskie, zawody kolarskie to wyścig chemii a nie ludzi i zabawa w to kto nie zostanie złapany. Dlatego ja osobiście nie rozumiem jarania się kolarstwem profesjonalnym i brania udział w zawodach amatorskich. Zasady może są na papierze ale w życiu szorują po mulastym dnie, kłamcy poganiają kłamców a reszta oglądających siebie oszukuje że jest inaczej…
Skoro chcesz być taki skrupulatny, to wyścig ten i tak corocznie kończy sie z 50/60% DNF, w przypadkach gdy takiej kontroli nie ma. O tym na czym "można wpaść" też by wypadało się wypowiedzieć
Psa z kulawą nogą nie interesują wyniki jakiegokolwiek amatora, a i o zainteresowanie prosami jeśli nie są z samej topki jest niezwykle ciężko. Mimo tego nie brakuje ludzi którzy wydają po setki dolków by urwać po kilka gramów albo zaoszczędzić pół wata, co jest totalnie bez sensu. Skora taki absurd jest dość powszechny, to trudno oczekiwać by nagle w magiczny sposób potrafili powiedzieć nie dla paru oszczędzonych sekund dzięki szprycy.
Głupi ten kto sadzi ,że dziś zawodowcy sa czyści ;) troszke się dyskutuje na ustawkach z Chłopakami co kiedys w zawodwym peletonie smigali np w TDF czy Giro czy innych nie będe wymieniał :) te średnie prędkości z dzisiejszych etapów to tak tak rower sa zajebiście oreo ;)
