Widzę mamy tutaj samych znawców i same autorytety. Dam wam radę, ubieranie komentarza w mądre terminy czy wyszukane słówka wcale nie czyni go wartościowym, ani tym bardziej mądrzejszym. Prawda jest taka, że Polaków boli, gdy ktoś inny mówi prawdę na ich temat, a że jest to taka niepozorna osoba jak pani Dorota, która sprawia wrażenie niezdecydowanej czy też zagubionej, to mają oni okazję do wylania swojego jadu na nią. Pani Doroto, proszę tworzyć dalej! :)
Smutne, że warszawska pisarka stała się początkującym nowojorskim książkorobem. Jest pusta, ale prowadzący kochają pustkę, kakofonię, bo to jest postmodernizm. Coś co nigdy nie będzie w Polsce problemem i nie zdąży być, kiedy ta zniknie.
Nasuwa mi się tutaj, że twórczość pisarska, w przypadku Pani Doroty, czyli nazywanie obiektów i zdarzeń może być sposobem na zrozumienie świata. Takich sposobów jest wiele. Ja próbuję zrozumieć świat przez zabawę i kontakt z pięknem.
Jak łatwo przychodzi czasem wartościowanie umniejszające innym, którzy nie mieszczą się w prostych skalach porównawczych. Ani to mądre ani sprawiedliwe, że sami czegoś nie rozumiemy w pełni a wydajemy opinie.
Jacek Łaski biedny jest człowiek w Twoim avatarze. Taki prosty człowieczek ubierający się w barwy mistrza i tak obrażający jego życie takim słownictwem.
jak robi błędy to spuszcza wzrok lub zasłania usta - widać, że język którym się tutaj posługuje nie jest jej naturalnym językiem; bez sensu sili się na pompatyczność, z marnym zresztą skutkiem.
Czy naprawdę tylko ja słyszę, że Masłowska mówi "kakafonia" zamiast "kakofonia"? "(...) niechęć do odosobnień psychiatrycznych (...)" "zrozumieją opatrznie..." - już nawet nie chcę wiedzieć czy to problemy z dykcją czy z językiem... A to ledwie kwadrans rozmowy... Zamiast zajmować się jakością tłumaczeń z języka angielskiego w tym kraju, powinna zacząć od siebie, bo niestety ma poziom lingwistyczny swoich własnych bohaterek... Smutne, że doczekaliśmy się czasów, w których tak zwani pisarze nie czują się zobligowani do opanowania podstaw własnego języka (nawet jeśli nie wynieśli ich z domu - tak jak w jej przypadku). Jeszcze bardziej smutne jest to, że umyka to uwadze większości widzów (przynajmniej tych komentujących), co tylko boleśnie potwierdza istnienie zjawiska powszechnego zanikania świadomości językowej Polaków - umiejętności rozróżniania języka poprawnego od niepoprawnego. Jeszcze relatywnie niedawno osoby z awansu społecznego usiłowały nadrabiać braki i w jakiś sposób (z różnym skutkiem) aspirowały do dogonienia ludzi z wyższej półki. Teraz awans bezceremonialnie narzuca innym własny poziom, z całą naiwnością uważając go za wystarczająco dobry. I na nic matka lekarka (tym bardziej, że lekarze to też nie intelektualiści). Gdyby w domu mówiło się poprawnie, dla Masłowskiej też nie byłoby to takim problemem. Współczuję pani Agacie Passent i innym dziennikarzom, którzy muszą przeprowadzać wywiady z osobami na takim poziomie, uśmiechając się i udając, że rozmawiają jak równy z równym.