Gimnazjum i liceum to był dla mnie traumatyczny okres, czułem się maksymalnie zdeptany. Nienawidziłem tam chodzić, nie przepadałem za większością ludzi. W końcu miałem problemy z nauką, frekwencją. Weekend to było dla mnie wybawienie, nie wspominając o feriach, wakacjach czy innych przerwach od nauki. Jeśli miałbym tam wrócić i przezywać coś tylko podobnego to już wolał bym strzelić sobie w głowę. Poważnie. Też byłem lamusem i część jeśli nie większość moich problemów wynikała ze zbyt dużej nadwrażliwości, emocjonalności i niekompetencji towarzyskiej. Jeszcze w podstawówce czułem się w szkole i wśród ludzi jak ryba w wodzie a wraz z początkiem gimnazjum mózg mi się w krótkim czasie przeprogramował i nie byłem w stanie wrócić do poprzednich ustawień. Szybko zaliczyłem spory regres który z czasem tylko się pogłębiał. Trochę za późno też skorzystałem z pomocy psychologicznej. Wcześniej oszukiwałem samego siebie i rodziców że nie jest znowu tak źle, że da się żyć ale tak faktycznie było to dalekie od prawdy. Niestety ten okres wpłynął na moje dorosłe życie i to wszystko odbija mi się czkawką czy też sporym zatwardzeniem aż do dzisiaj mimo że już dawno jestem po szkole średniej. Nauczyciele byli w większości w porządku, tacy do których można by mieć jakieś większe zastrzeżenia to może góra z 10 %. Też tak jak Dakan miałem problem z chemią i przede wszystkim z matematyką która kompletnie mnie przerastała. Raz że ciężko było mi się nauczyć to i tak zapominałem o tym góra po miesiącu. Tak że kiedy dany zakres materiału powracał to ja musiałem uczyć się tego praktycznie od początku, to była istna orka na ugorze. Nie pomogły zbytnio nawet korepetycje z matematyki, miałem je przez większość szkoły średniej. Współczuje mojej korepetytorce, pewnie w duchu miała ze mnie momentami ubaw :D
U mnie było podobnie. Też zawsze wolałem rozwijać się w innych sferach niż te szkolne. Miałem to szczęście, że poszedłem do świetnego liceum, gdzie trzeba było mieć sporo punktów żeby się dostać i atmosfera tam była taka, że chciało się uczyć, w dodatku szkoła wspierała uczniów w ich pomyslach, a nauczyciele byli wyrozumiali dla różnych "zjawisk" Na przykład prowadziłem kółko historii sztuki, udzielałem się w ruchu rycerskim itp. Też uwielbiałem pisać, a z matmy, fizy i chemii byłem noga ale za to teraz zapawałem miłością do rzeczy, których kiedyś nie lubiłem. Nie wagarujcie na niemieckim! Będziecie tego żałować! A jeżeli miałbym jeszcze raz wybrać studia to zanim się na coś zdecyduję to zafundowałbym sobie przerwę np. po to żeby porzadnie nauczyć się języka i poczekałbym te dwa lata aż się wyklaruje u mnie to co mam ochotę robić. Te dwa lata różnicy po liceum zmienia bardzo wiele;) Pozdro Dakann, łączę się z Tobą w bólu ;)
No właśnie ja byłem kształcony podobnym siermiężnym systemem no jeszcze 8+4 a potem studia, ale nie wiele wcześniej zaczynałem niż ty. Ten system edukacyjny, w którym zostałem wykształcony uważam za totalną indoktrynację, wmówiono mi kim jestem, jak mam myśleć, co powinieniem robić jako dorosły, jakie relacje tworzyć z ludźmi i z tym otoczeniem. Mam wrażenie, że przez te lata edukacji i kształtowania mnie jako człowieka nalepiano kolejne etykietki, kolejne schematy zachowań, starając sie wykorzeniać ze mnie jak najbardziej moje spontaniczne zachowania i reakcje, albo ograniczyć je w maksymalnym stopniu bo uppsss ktoś przez to może źle o mnie myśleć. Szczerze mówiąc ja jestem zawiedziony całym tym systemem edukacyjnym, bo cóż co prawda jest bogaty w ogrom wiedzy, która to wiedza pozwala jakoś kształtować tą rzeczwyistość w taki sposób, żeby mnie i innym było przyjemnie i wygodnie w tym życiu, ale szczerze powiedziawszy dla mnie jest to pewna zasłona dymna, która ma przysłonić jak dla mnie najważniejsze pytania które sobie stawiam po dziś dzień. Są nimi: kim tak naprawdę jestem, czym jest śmierć i co jest po niej? Są oczywiście różne filozofie, systemy religijne, które się na ten temat wypowaiadają, ale dla mnie te najistotniejsze aspekty mojego bytu nie zostały rozwiazane we wczesnych etapach mojego istnienia. Dlatego też patrzę na ten system edukacyjny jako na pewien takie teatrzyk, który w dość chamski sposób próbuje od małego przyporządkowywać ludzi do wypełniania konkretnych ról w społeczeństwie, depcząc i niszcząc jednocześnie intuicyjną kreatywność każdego z nas i dążenie na indywidualny sposób do odkrycia tego daru z, którym przyszliśmy na ten świat. Dlatego też Dakann moja priopozycja na następnego Vlogaska jest taka, żebyś może wypowiedział się na temat filozofii, którą się kierujesz w życiu, czy może ogólnie pojętego światopoglądu. Pozdrawiam
Zgadzam się, w szkole też uczyłam się niepotrzebnego badziewia. Po ukończeniu LO wiedzialam jakie są gleby w afryce, ale nie wiedzialam jak wypełnić PIT :/
GiVoMiRPL Na PP nie ma takich tematów... Jest tam tylko ogólnie o podatkach, czyli co to PIT, CIT i inne i znać rozwinięcia tych skrótów. Jest też bardzo ogólnie o tym jak zakładać firmę, jaki charakter mogą mieć ludzie i jak go pozytywnie wykorzystać i oczywiście cały dział o emeryturach, których i tak prawdopodobnie nie będziemy dostawać za 50 lat.
WielmorznyTibijczyk No widzisz, a ja kułam regułki i robiłam jakieś kaczki z papieru w grupach. Miało to coś pokazać (działanie firmy?), chociaż nie wiem już teraz w jaki sposób.
dla wielu zabrzmi to śmiesznie i żenująco, ale mój problem ze szkołami był inny: zawsze byłam w klasie (podst,gim,lo) z największymi kujonami w szkole, mieliśmy najwyższe średnie w całej budzie itd. Zawsze starałam się, dużo się uczyłam, ale moja średnia np 5,3 czy 4,9 nie robiła na nikim wrażenia,połowa uczniów miała większe, co drugi był olimpijczykiem, jeden wygrał nawet 4 olimpiady, a najlepszy 6 olimpiad pod koniec gimnazjum. Nie mogłam znieść, że przy nich byłam przeciętniakiem, po prostu nikim, a tak bardzo chciałam być na ich poziomie. Nie udało się.
Karolina Disgrace I pewnie więcej niż połowa z nich to roboty, które mają widzę, ale tylko tą wyuczoną i nie umieją jej zastosować albo są życiowymi ofiarami nie potrafiącymi sobie poradzić z prostymi problemami.
Karolina Disgrace Olej ich, ja zawsze gardziłem takimi ludźmi i miałem słabsze oceny od nich. Wkraczając w życie zawodowe i tak oceny z gimbazy nie mają żadnego znaczenia, więc po co w ogóle przywiązywać do nich jakąś wagę. Ważne, żeby mieć pasje, wiedzieć czego się chce i w czym jest się dobry.
Dakann jesteś jedyną osobą, która mnie tak dobrze rozumie! Dziękuję :) Gimnazjum to najgorszy czas dorastania :( Jak to skończę to nigdy nie będę chciała wracać do tego czasu ze wspomnieniami, bo żadnych dobrych wspomnień z tego czasu nie mam :(
Gimnazjum - chodziłam na koło języka polskiego, czytałam masę książek, pisałam opowiadania. Liceum - nie przeczytałam ani jednej lektury, wypracowanie napisałam jedno. Polonistka tak mnie zgnoiła, że normalnie się popłakałam. Na środku sali. Przy całej klasie. Więcej nie ryzykowałam. Podstawówka, gimnazjum, liceum - matematyka jawiła mi się jako czarna magia. W liceum musiałam iść na korki, gdzie gościu po dwóch lekcjach był mocno zdziwiony moimi słabymi ocenami, bo przecież wcale taka głupia nie jestem. Teraz jestem na polibudzie i napierdalam podwójne całki. Ba, nawet wiem, czym te całki są! Wiem, bo mi w końcu pewien świetny doktor to pokazał i wytłumaczył. Gimnazjum to w ogóle był koszmar, zaczęło się od próby skocenia, a że byłam nieświadoma, o co chodzi, to na polecenie "Zmierz korytarz zapałką" odparłam "A weź spierdalaj.". O ludzie, przez całą pierwszą klasę bałam się chodzić sama po szkole. Tym bardziej, że absolutnie nie wpasowywałam się w otoczenie białych kozaczków i różowych mini spódniczek. Piekło, prawdziwe piekło. W podstawówce nie mogłam skumać absolutnie niczego. Jak mnie próbowali nauczyć odczytywać godzinę na zegarku wskazówkowym, to przez następne 10 lat miałam traumę i nosiłam tylko elektroniczne. Przez tyle lat edukacji wydaje się człowiekowi, że jest debilem, bo nie jest w stanie nauczyć się chemii, fizyki, polskiego, biologii, angielskiego, niemieckiego, WOSu, a przecież koleżanka obok ma średnią 4,7, no to, kurwa, nie mam przyszłości. W dodatku to tylko moja wina.
Trafiłeś w samo sedno. Boże,jakie gimnazjum jest wyniszczające, całe życie czytam książki, interesuję się historią,polityką, kinematografią i językoznawstwem ale nie z każdego przedmiotu ledwo dwóję, z chemii,fizyki i podobnego syfu jedynki,a to wszystko dzięki polskiemu systemowi edukacji nieprzystosowanego do... ciężkich uczniów... Mam tylko nadzieje że nędzne oceny w gimnazjum nie przekreślą moich ambicji i wyjdę z okresu edukacji choć w połowie tak dobrze jak Ty.
Heh, było u mnie podobnie, tylko niszczenie zaczęło się na pełną skalę w liceum. Podstawówka i gimnazjum poszło spokojnie, może głównie dlatego, że z podstawówki poszliśmy dość dużą grupą do jednej szkoły i klasy (ale i tak uważam, że gimnazjum jest pomyłką i ktoś to wymyślił tylko po to, żeby kase na podręcznikach trzaskać czy coś...). Najśmieszniejsze jest to, że byłam jedną z osób, która w podst. i gim. była w 'czołówce' klasy. Ale przeskok z poziomem między całkiem porządnym gimnazjum z fajnymi nauczycielami a dobrym liceum z dość wysokim miejscem w rankingu warszawskim był tak duży, że osobiście nie dałam rady (zwłaszcza z matmy, którą uwielbiałam, a która - za sprawą nauczyciela -najbardziej mnie zniszczyła - nauczyciel zresztą też, pozdrawiam. Też miałam sytuację, że ja mówię co innego a nauczyciel ma swoją wersję). Nie pomogli też prowadzący, co np. nie umieli przekazać wiedzy (albo woleli gadać o wszystkim, tylko nie o przedmiocie, bo przecież mogą). A z całego okresu uczęszczani do szkół i tak najbardziej zniszczyła mnie rodzinka i ich 'reakcje i komentarze' (masz iść na studia, znaleźć dobrze płatną pracę, żeby się rodziną zająć/co to za ocena?! a co dostał Michał? - przy dostaniu 4/itp), za co teraz płacę własnym zdrowiem - yay psychotropom. Także ten, lepiej stwierdzić - 'k*rwa, lubię te studia ale mi nic nie dadzą/nawet nie chciałam iść na ekonomie' i (w rytm nieprzychylnych komentarzy ze strony rodziny) poszukać miejsca pracy związanego z własną pasją i talentem niż dalej dawać się wszystkim walić po głowie w polskim systemie edukacji. Amen.
Super Dakann! Różnimy sie bardzo, nie zawsze się zgadzam z Tobą, ale dobry vlog! Na poziomie i takie tam ;) Rozbawiłeś kilka razy- chwała za to! Więcej!
Doskonale rozumiem co przeszedłeś, bo miałem niemalże w każdym przypadku podobnie. Przez bite 5 lat technikum (tak pięć lat, nauczycielka z matematyki jako jedyna postanowiła mnie usadzić, ale to dłuższa historia) nie przykładałem się do lekcji, pełno zagrożeń, z których mimo wszystko wychodziłem i innych problemów. Nauczyciele wielce zdziwieni na koniec, że matura bez uczenia się do niej poszła mi tak dobrze (tak, od 3 w nocy w dzień matury skończyłem grać w CS 1.6 i robiłem prezentację na ustny polski). Nawet dostałem się na studia dzienne (państwowe, nie prywatne) z filologii angielskiej, choć musiałem je przerwać ze względu na brak pieniędzy itp. To pokazuje jak popierdolony wręcz jest system edukacji w Polsce i nie tylko. Ktoś kto nie uczył się wcale, co semestr miał po jedenaście zagrożeń napisał maturę niekiedy lepiej od kujonów? No coś tutaj chyba jest nie tak prawda? Nad czym ubolewam to to, że moja mama, która samotnie wychowywała mnie i moją siostrę, nie miała na tyle pieniędzy by posłać nas do prywatnej szkoły. Przez całe swoje życie miałem wiele pasji jednak przez to, że nie posiadaliśmy pieniędzy nie rozwinąłem żadnej z nich. Byłem bardzo dobry w rysowaniu, nawet śpiewałem i chciano mnie wziąć do chóru, robiłem zdjęcia i wstawiałem filmy na YT zanim to było modne i opłacalne (tak wtedy były gówniane, ale kto wie)... Dziś ubolewam nad tym, że przez zły system nauczania pozwala się popierdoleńcom umysłowym (chodzi o nas w wieku, w którym nawet nie wiemy co chcielibyśmy robić) decydować o swojej przyszłości. Gdybym mógł posiadając dzisiejszą wiedzę o świecie cofnąć się w czasie, to nawet rzuciłbym szkołę w kąt i skupił się na swoich pasjach bo te po 10 latach pozwoliłyby mi żyć godnie. A tak? Muszę siedzieć tutaj na obczyźnie i choć pracy nie mam złej to jednak ból w sercu jakiś pozostał, że tyle lat człowiek zmarnował i już ich nie odzyska.
Grzegorzu podpisuje się pod tym co powiedziałeś. Też byłem lamuskiem w szkole ( w sumie dalej jestem) ale ciesze się, że nie jestem sam ;) Śledzik z Podlasia pozdrawia :D
Szkoda, że nie nagrałeś o tym filmiku, zanim nie poszłam do technikum. Trafiłam do takiego powalonego, a każdy: rodzina, znajomi, mówili "Nie przenoś się, będziesz mieć zawód, poza tym skoro zaczęłaś i minął jeden semestr nie ma sensu się przenosić." Ta. Dałam sobie to wmówić, teraz jakimś cudem jestem w 3 kl., ale czuję, że się niczego przydatnego tu nie nauczyłam. Że skoro nie wiem, co chcę robić, powinnam iść do LO i cholernie żałuję swojego wyboru. Ludzie z technikum a głównie świrnięci nauczycieli sprawili, że zmieniłam się na gorsze i nie wiem czy uda mi się wyjść na prostą i czy jest sens jeszcze stamtąd uciekać w 3 klasie... Bardzo mądrze gadasz. To, jaki jest polski system oceniania jest do dupy.
W gimnazjum trenowałem sztuki walki, dośc poważnie - jeżdzenie na zawody treningi kilka razy w tygodniu etc. Ale miałem przyjebanego WFiste który był trenerem "szkolnej druzyny" która zamykała wszelkie tabele ligowe od 20 lat chyba, Kiedy przyniosłem mu zaświadczenie od swojego trenera i książeczke sportową (tam sie wbija zawody i miejsce które się zajęło, taki paszport polsatu dla sportowców). Powiedział mi że to nie będzie miało żadnego wpływu na moją ocenę końcową z WF, ponieważ sztuki walki to nie sport ;). A wszystkim dresikom którzy kopali flaka na treningach naszego wspaniałego klubu dawał zaliczenie i wpisywał nieobecnośći tylko za to. Także pozdrawiam ;p
Wiesz Dakann, edukacja w szkole została zrobiona w sposób dosyć zbilansowany, ale w większości się nie sprawdza. Każdy z nas rodzi się z innymi pasjami (często tymi nieodkrytymi) i innymi skłonnościami do nauki. Ja przez swoja lata w szkole, które uważam że były udane, miałem w miarę spoko nauczycieli, ale gimnazjum to jednak była miejscami przesada jak mówisz; w każdym razie zauważyłem, że to jest zrobione na zasadzie wiedzy ogólnej, bo to jest najbardziej niby opłacalne, tylko, że nie wzięto pod uwagę, że każdy z nas ma inne zainteresowania, które należy w nas odkryć i rozwijać ... poprowadzić do końca. Kiedyś czytałem zajebistą książkę Sci-fi, tylko że za chuj tytułu nie pamiętam .. W każdym razie tam był zbudowany system szkolnictwa na takiej zasadzie: Podstawówka 3-4 lata, żeby z definicji załapać podstawy liczenia, czytania, mówienia itp itd. A potem jest przerwa pół roczna, gdzie każdy z uczniów przechodzi indywidualna rozmowę z psychologiem, który stara się wydobyć z nas nasze ukryte zainteresowania i pragnienia. Potem młody człowiek jest wysyłany do rocznej szkoły na której odbywają się tylko RAZ wykłady z ponad 500 przedmiotów z chyba KAŻDEJ dziedziny. Po co ? A po to własnie by móc poznać każdą dziedzinę życia i móc się nią zainteresować. Kolejna rozmowa z psychologiem służy by własnie na podstawie naszych doświadczeń móc wybrać to CO NAM SIĘ PODOBA i co chcemy się uczyć i jakie zainteresowania rozwijać! W ten sposób jesteśmy wysyłani do szkół które uczą nas tego czego chcemy, a nie tego co musimy, a przy okazji poznajemy ludzi, którzy dzielą z nami pasję, co jeszcze bardziej zawiązuje i sprawia, że taką szkołe pamiętamy jako najlepsze lata życia. A co najważniejsze, dzięki temu, że nauka jest w tym momencie wyborem, a nie obowiązkiem sprawia, że każdy z nas może wyrosnąć na znakomitego obywatela, który jest wykształcony i chętnie będzie rozwijał dalej swoje pasje. Pozdrawiam Grzegorzu, szacun, że pomimo zjebanej edukacji i chujowych lat szkolnych nie poddałeś się i wyszedłeś na prostą ( jako taką, ale wyszedłeś ;D).
Sawto Stuudio Zajebiście brachu, ale ten pomysł ma 3 problemy:1. Jak ktoś się nie chce uczyć i nie ma żadnych zainteresowań, to ci z nim zrobić? Bo pracować nie będzie, tylko zasiłek będzie pobierać. 2. Są ludzie którzy nie mają żadnych pasji, więc kują 24/7. Jasne mają po tym same 6 i 5, ale taki system jaki przytoczyłeś trochę ich wyklucza. 3. Trzeba by zatrudnić od chuja psychologów, żeby ogarnęli kuwetę ;)
xHuberto Dzięki za komentarz ;) Co do tych problemów to: 1. Nie zgodzę się z tym, że ktoś się nie chce uczyć. Pragnienie wiedzy, ciekawość świata nas otaczającego to wręcz zakorzeniona w nas iskra, która poprowadziła nas do pułapu ewolucyjnego, w którym żyjemy teraz. Każdy z nas to posiada bez wyjątku. Oczywiście patrząc przez pryzmat szkolnictwa, którym jesteśmy w dzisiejszych czasach karmieni można odnieść wrażenie, że jest inaczej. Każdy z nas poszukuje wiedzy, codziennie pewnie przeglądasz internet, czytasz jakieś artykuły, oglądasz jakieś filmy. Dlaczego ? Oczywiście, że z ciekawości ^^ Nie powstrzymasz tego. Każdy z nas pragnie wiedzy, tylko musi być ona podana w opakowaniu, po które sięgniemy sami, a nie wręczą na siłę do ręki. A jak mówiłem, rozmowa z psychologiem potrafi w tym momencie odnaleźć w nas to, czego pragniemy i dzięki temu sami odnajdujemy to "opakowanie" i sami po nie sięgamy. 2. Ta sama sytuacja. Każdy z nas ma jakąś pasję, tylko jest ona nieodkryta. Ja odkryłem swoją 3 lata temu: montaż filmików. I teraz wyobraź sobie taką rzecz: ja nie pracuję. Po prostu. Opierdzielam się i pobieram przysłowiowy zasiłek. A jak ludzie się opierdzielają: robiąc to, by czuć się komfortowo psychicznie i fizycznie. ja się tak czuję kiedy montuje film. paradoks? Pracuję nad filmem, ale się opierdzielam. A teraz jeszcze lepiej. Za to moje opierdzielanie się moge dostać prawdziwe pieniądze, wystarczy, że będę miał pracę jako montażysta. Czyż to nie cudowne ? Za opierdzielanie się dostawać kasę ^^ System został zbudowany tak, że u niektórych osób powstaje solidny immunitet ... i nie daje im się szansy zaistnieć w czymkolwiek, co właśnie mogłoby ich zainteresować. Więc to nie jest tak, że są ludzie bez pasji. Każdy ma pasję ... ale niestety ... niczym Atlantyda ... nie została ona odkryta ;(( A NAWET JEŚLI ktoś trafi się taki bez pasji, no to przykro mi ... trzeba pogodzić się z tym, że nic nie jest idealne ... 3. Tu rzeczywiście jest problem, ale z tego co pamiętam, to w tej książce był ten temat również poruszony. Niestety nie jestem ekspertem od tego systemu nauki. Czytałem tą książkę dosyć dawno ... a tam ten system był o wieeeele szczegółowiej opisany, ja tylko przedstawiłem główny nurt, myśl. pozdrawiam.
Wreszcie zrozumialem to, że powinienem kontynuować swoją pasję jaką jest taniec. Zrezygnowałem z niej poniewaz nie dawałem sobie rady w szkole. Kończe gimnazjum i już wiem co mam robić. Dzięki Dakann, pomogłeś ;)
A ja miałem w drugą stronę. Byłem takim typowym kujonkiem, introwertykiem, bez znajomych gdzieś do początku 2 liceum, zamkniętym w swoim świecie i dopiero mając 18 lat uświadomiłem sobie ile lat zmarnowałem na pilnowanie ocen i frekwencji. Teraz jestem na I roku studiów i cholernie żałuję tych wszystkich godzin spędzonych w szkole, które mogłem poświęcić choćby na podróżowanie po pobliskich krajach. Z drugiej strony mam jakąś tam inteligencję i wiedzę o różnych rzeczach, bez problemu zdałem sesję (prawo) ale czuję się wypruty z życia i zmarnowany. Amen.
W gimnazjum przez pol semestru drugiej klasy dostawałem tą samą uwagę co tydzień, że nie słucham poleceń nauczyciela (miałem zliczać godziny w dzienniku). W liceum usłyszałem w trzeciej klasie, żebym nawet nie podchodził do rozszerzenia z matmy bo podstaw nie napisze na 30%. Wtedy to pomogło bo zrobiłem je na 90%. Teraz na studiach pierwszy semestr warunek z fizyki, bo ćwiczeniowiec uznał, że jestem do odstrzału. Pierwsza wejściówka a gość z którym robiłem zaczął się tłumaczyć że się nie nauczył itd. Kazał wyjść nam obu bo to ćwiczenie na 2 osoby i nie da się zrobić go samemu. Typ zrezygnował za 2 tygodnie, zostałem sam. Wszystko spoko pomagał mi ten prowadzący jak czegoś nie wiedziałem, ale gdy usłyszał która grupa od razu słyszałem: "pan sie zastanowi, czy warto kontynuować te studia" "pan się nie nadajesz". Pod nosem jakieś wyzwiska od debili, żadna wejściówka nie zaliczona, mimo że dwa razy więcej informacji wypisanych niż to co robili znajomi. Szkołą nauczyła mnie tylko, że jak ktoś jest nad tobą to nieważne co zrobisz, jeśli chcą to cię ujebią bo tak.
Mateusz haha; również miałem przygody z fizyką, a dokładnie z laborkami. Na pierwszych zajęciach koleś mnie wyjebał, mówiąc, że ciężko będzie mi zdać. Po oddaniu pierwszego sprawka usłyszałem: "nie sądziłem, że osoba, taka jak pan, może pisać takie dobre sprawozdania". Na koniec semestru postawił mi 5, ale miałem przejebane u ludzi z roku, ponieważ stawiał mnie za wzór i cały czas mnie wychwalał w innych grupach. Tak z ciekawości kolego, co studiujesz? Mnie mój obecny kierunek nie interesuje, więc szukam innego kierunku na październik.
Bardzo ciekawy vlog. Ja z kolei jakoś proces edukacji przetrwalem na trojkach. Nigdy nie bylem pracowity, raczej leniwy ale zawsze na koniec udawalo sie jakos wyciagnac na 3 z tego powodu ze starzy sprawdzali moj stan wiedzy przed jakimis sprawdzianami itd. Mysle ze gdyby nie to ze od czasu do czasu odpytali mnie z materialu ktory przerabiamy i nie opierdolili za nie nauczenie sie to takze mialbym powazne problemy ze zdawaniem. W tym wypadku jestem raczej twoim przeciwienstwem Grzesiu, bo jak nikt nade mna nie stoi z "batem" to mam za mala motywacje zeby przelamac swoje lenistwo :)
Nasz kochany system edukacji..miód na moja usta by móc temu niedorobionemu, niedopracowanemu systemowi dowalić. Prawda niestety taka że grona nauczycielskie to zazwyczaj spróchniałe mózgi nauczycieli którzy jeszcze pamiętają Powstanie Styczniowe. Ja doprawdy zastanawiam się skąd tyle złośliwości wśród tych ludzi ? Skąd tyle nienawiści? Po co łapać się/ wykonywać dany zawód skoro nie potrafią go wykonywać lub najczęściej nie chcą? Rozumiem zarobek, bo emerytura taka ale to wszystko odbywa się kosztem młodych na których frustracja nauczycieli się odbija. Drugim powodem za co systemu nienawidzę to kompletny brak jakiś zajęć/ uwagi dla zainteresowań młodych i rozwijanie hobby które jak już szkoły nie rozwijają, to je wręcz niszczą i duszą w samym zarodku.
Najpiękniejsze w szkole sa wywindowane oczekiwania rodziców. Nie wiem jak Wy ale ja juz w drugiej klasie musiałem pisac eseje i uczyć sie pojebanych wierszy które zrozumie ktos kto został przeciągnięty przez zycie jak szmata a nie ośmiolatek. Brak dzieciństwa tylko zapierdalanie jak maly cyborg tak obrzydzilo mi szkole i wypaliło ze jak doszedłem do gimnazjum to mialem tak wyjebane na wszystko ze przez całe liceum odrobiłem moze z dziesięć razy prace domowa i chyba nie bylo tygodnia zebym sie nie zerwał z lekcji. Piękne wspomnienia jak w podstawówce zbierałem opierdol za 4 bo kolezanka dostała 5 a mnie przeciez stac na wiecej. Jebany koszmar.
Ja nienawidziłem podstawówki i gimnazjum, ale oceny akurat miałem dobre to nikt się do mnie nie przypierdalał(przynajmniej z nauczycieli). Za to do liceum poszedłem genialnego w tamtych latach(IV LO Łódź), nawet jak pojawiliśmy się w Fuck'cie to pisali o nas "elitarne liceum"(ha... haha...). Na to że moje liceum było przeze mnie uwielbiane składało się otwarte podejście nauczycieli i całe grono zajebistych ludzi, do połowy drugiej klasy średnio raz w tygodniu się integrowaliśmy w parku z tanim winem. Praktycznie z każdym nauczycielem dało się dogadać, ale od matematyki mieliśmy debila zaraz po studiach przez, którego znienawidziłem ten przedmiot. Koleś robił takie sprawdziany, że najwyższe oceny w klasie to zazwyczaj były 3. To nie wina tego, że klasa "była humanistyczna" bo to był bio-fiz-chem, parę osób nawet przygotowywało się do matury z matematyki(matematyka nie była obowiązkowa na maturze). Ludzie spędzali w cholerę czasu przygotowując się na sprawdzian, przerabiali wszystko z podręcznika, ze zbioru zadań na lekcjach rozwiązywali te równania, a jak przyszło co do czego to ledwo zaliczali. To był paradoks bo z fizyką nie miałem większych problemów(na koniec roku zawsze 4 było), a z matematyki co semestr zagrożenie. Z niemiecki tez miałem jazdy ale, że umiałem się z babeczką dogadać to na semestr potrafiłem przyjść z 15 razy na lekcje i jakoś przechodziło.
Dakann...masz historię taką jak moja, tylko ja szedłem w muzykę i jestem ścisłowcem - ogarniam fizykę i matmę, ale do dziś zdarza mi się pisać ,,żucać" itp...ale trauma mi została, alko się leje strumieniami do dziś, jak sobie przypomnę co i jak się działo.
Cześć Dakan. Zacznijmy od tego, że jestem teraz w liceum. W pełni się z tobą zgadzam, wszystko zależy od tego na kogo się trafi w szkole. Ja miałem to szczęście, że trafiałem na dobrych nauczycieli. Czasami byli upierdliwi, ale zawsze sprawiedliwi. W mojej szkole wręcz motywują to posiadania własnych pasji, np.: jeśli ktoś lubi pisać to może to przynieść do nauczycielki z polskiego swoje prace, a ona da mu dodatkową ocenę. Sam lubię się bawić w grafice komputerowej, nauczyciel z informatyki się o tym dowiedział, obejrzał to i wstawił mi 6 na koniec za posiadanie ciekawego hobby. Niestety tacy nauczyciele to wyjątki, większość woli cię upierdolić niż pochwalić. Moja nauczycielka z historii powiedziała coś co zapamiętam na zawsze: "Polski system edukacji ma tyle sensu, co rozbiór Czechosłowacji przez Polskę", to najlepiej podsumowuje moją wypowiedź. Pozdrawiam
Ogarniam tak bardzo tę całą historię i też zmieniałam szkołę w drugiej klasie liceum. I to nie tak, że nauczyciele byli przeciwko. Oni mieli głównie wywalone. Ja też miałam. No bo, tak, wmuszanie we mnie czegokolwiek psuje to od razu, robi się ściana, nie ma, nie nauczę się, nie wiem, nie będzie. Budowa organizmów? Wow, fajnie~ "Mam obowiązek" to zapamiętać? Haha, no chyba nie, podziękuję. I się szło fascynować czymś innym. Pamiętam oglądanie bajek po angielsku w przedszkolu, pamiętam chęć do języka, do używania. A potem pamiętam przymus do nauki angielskiego i jak szybko moja chęć zgasła i umarła na wiele lat, do czasu gdy angielski zaczął się przydawać do mojej ówczesnej fascynacji anime, jako że dużo łatwiej było znaleźć suby angielskie. I w pół roku byłam lepsza niż ci, którzy każdego roku dzielnie kuli na czwórki i piątki. Jak się chce, to można. Tylko problem z tym, by się chciało. A jak trzeba, to się nie chce. Smutno, ale trudno coś na to poradzić.
Pamiętam co klasa maturalna napisała na boisku przed moim liceum: "YOU CAN'T STOP US!!!" - oczojebną białą farbą na czarnym asfalcie, wystarczyło wyjrzeć przez okno by po lekcji poczuć się lepiej ;D
Dakann mógłbyś nagrać odcinek na temat starych projektów w tosiewytnie i w o całej pracy w tosiewytnie, pomysły i ludzie (Helpdesk, wycięci, o stanku,bielu,kierowniku itp) Bardzo lubiłem was oglądać i chcialbym sie dowiedzieć jak tą pracę wspominasz i co o niej myślisz ;)
thehardcores23 Co odcinek jest ten komentarz. Nie, nie nagram. Z prostego względu - musiałbym powiedzieć parę niewygodny rzeczy na temat niektórych osób, a nie chce robić dymu w sieci WIELKIM JUTUBEROM.
Dakann taa, a tak to 'nie mam tematów tabu' 'cenzura jest bezsensu' 'śmiejmy się ze wszystkiego albo z niczego'. Niby kręcisz bekę z tego jak się klepią po dupach na polskim YT, a widzę że chyba sam wolisz wkrótce przejść do mainstreamu i taaak na wszelki wypadek na nikogo 'nie podnosić ręki'... Rozumiem powody, bo są oczywiste, no ale jednak zawsze lubiłem widzieć w Tobie takiego buntownika internetu ;) Pozdr!
sorry nie wiedzialem że tak na to zareagujesz ;) nie ma problemu twój kanał twoje odcinki ;) chciłem tylko posłuchac o starych czasach bo uwielbiałem oglądać waszą ekipa, ale nie ma o czym mowić ;))
Widze bardzo podobny schemat z moich szkolnych lat. U mnie było podobnie jednak miałem już tego wszystkiego serdecznie dość. Po gimnazjum nie pchałem się dalej i od razu poszedłem na praktyki w zawodzie. Nie mogę się pochwalić wyższym wykształceniem ale przynajmniej robie to co lubie i mam za to godne pieniądze (zawód lakiernik samochodowy). Aktualnie mieszkam w Szkocji, większość uważa brytoli za debili no i szczerze mówiąc przyznam im racje, ale sam system edukacji mają dużo lepszy niż u nas w kraju. Od samego początku masz możliwość wyboru przedmiotów, a później jeśli materiał na danym poziomie masz w jednym palcu to nic nie stoi na przeszkodzie żebyś przeskoczył do następnej klasy lub nawet uczelni, tak jak zrobił to mój 16 letni brat który jest już w "koledżu". Całkiem spoko te vlogi Dakann ;)
@GF Script Studio Nie jest aż tak źle. Są nauczyciele, którzy mają czas dla ucznia, a przedmioty którego uczą ich fascynuje. Mój nauczyciel od historii tak ciekawie opowiada, że czuje żal za każdym razem, gdy muszę opuścić jego lekcję (a jestem z mat-fiz'u). Tak samo strasznie lubię nauczyciela od edb (dawniej PO), który poświęca kilka godzin tygodniowo po pracy na organizację szkolnej ligi strzeleckiej. Tak samo jest nauczycielka, która w przerwach między tym co robi w bibliotece i lekcjami informatyki opiekuje się uczniami, którzy chcą brać udział w konkursach informatycznych, graficznych i filmowych. Po tych nauczycielach naprawdę widać, ze lubią to co robią i czerpią z tego satysfakcję :) pozdrawiam serdecznie :)
Ja mam zawsze wyjebane na to co mowi nauczyciel. Jak przychodzi co do czego to zawsze zaliczam i 3 i wyjebane. Jesli chodzi o nierownosc to ona byla jest i bedzie. Szczegolnie jesli ma sie fajne cycki a nauczyciel to jakis koles.
System edukacji jest opisany idealnie, ale o tych np mitochondriach i innych podobnych rzeczach warto się uczyć, bo to jednak pomaga w zrozumieniu otaczającego świata.
za 2 dni mam maturę, skończyłam liceum z bardzo dobrym świadectwem i szczerze mogę powiedzieć, że w szkole nie nauczyłam się NIC. wszystko co zrobiłam było tylko moją zasługą. kurwa, te 3 lata to najgorszy okres w moim życiu, słuchanie pierdolenia jakimi jesteśmy debilami, jak nie zdamy matury, że trzeba było iść do zawodówki - nawet na wywiadówkach, gdzie niektórzy z rodziców byli po zawodówkach (skurwysyństwo okropne). moim znajomym z klasy mówili "zdasz jak wyciągniesz deklarację maturalną" rozumiecie to?? mówili tak, żeby zachować swoją pozycję i przez ostatni miesiąc słuchaliśmy "ja wam nastawiam dwój, a potem mnie z tego dyrektor rozliczy!" nie robili nic dla nas, narzekali, że oni mają w chuj dużo obowiązków a jeszcze muszą poprawy sprawdzać!:OO no ale cóż.. tak jest:/ PS świetny filmik Grzesiu
czuję Twój ból. Tyle, że ja miałam dużo szczęścia i jakoś to poszło. Do liceum byłam uczniem na 5/6. Przyszło liceum, przyszła zjebana wychowawczyni, który wybrała sobie mnie na obiekt żartów (pomimo, że miałam przyzwoite oceny), że aż zmieniłam klasę. Tylko by dopadł mnie jej przyjaciel i sprawił, że każda lekcja z nim wywoływała u mnie napady paniki. Oczywiście za przykładem nauczycieli, poszli uczniowie i byłam traktowana jak gówno. Zaczęłam się zrywać, idealnie miałam procent obecności by móc zaliczyć, a i maturę napisałam całkiem nieźle. Ale co z tego, jeśli depresja została na kolejne parę lat. Tekst, który śni mi się po nocach "bo mnie wkurwiasz", tak uzasadnił nauczyciel czemu dostałam 1 za karkowkę mającą takie same odpowiedzi, jak uczniowie, którzy dostali 5. :)
Kurwa Dakann opowiedziałeś tą historię z poziomu ucznia(gnębionego i traktowanego jak śmiecia). Powiedziałeś jak to wygląda naprawdę w większości szkół. Dzięki ci za to i wiem że nie jestem sam. :)
Kurwa mać, Dakann, nawet nie wiesz jak dobrze cie rozumiem... Fajnie, że chociaż ci się udało pod koniec, ja zrezygnowalem z matury, ale myślę, czy nie podejść do niej w następnym roku. Swietny vlog, grubasku ;)
Heh, zupełnie tak, jakbym słyszała o swojej drodze przez edukację. Identyczny tekst usłyszałam od nauczycieli na swój temat, ale prawdziwa wojna rozpętała się dopiero wtedy, kiedy śmiałam poprawić takiego, jeśli się pomylił :)
W końcu przed 301, ale sukces, ło kurwa mać. U mnie jest więcej dobrych wspomnień ze szkoły niż złych - aczkolwiek miałem momenty depresyjne i chciałem wyjechać w mityczne Bieszczady. Podstawówka - zdałem z dobrymi wynikami na egzaminie szóstoklasisty oraz udanym świadectwem. Były problemy z akceptacją mnie - bo się dobrze uczyłem, ale po czasie to można zrozumieć - ludzie młodzi byli i głupi, trzeba było ich dopiero naprostować. Gimbaza to ten sam casus - udane egzaminy i świadectwo z paskiem (again). Ludzie super, choć przykrym jest to, że już nie ma z nimi kontaktu. Liceum - no tutaj to się działo. Przede wszystkim - miałem straszliwie zjebaną klasę. Prócz 3 fajnych osób, obok mnie były same idiotki (tak kurwa, humanistyczna klasa - ledwie 3 facetów włącznie ze mną). Totalne lekkoduchy, infantylne panny bez poczucia humoru oraz zainteresowań. Rozmowy z nimi to jakiś koszmar. Do tego nie byłem lubiany za szczerość oraz asertywność - odmawiałem uczestnictwa w jakimkolwiek ich poronionym pomyśle a potem się z tego wyśmiewałem dosadnie. Ale chuj im w dupę - matura zdana z dobrymi wynikami, da swidania i na studia. I w końcu odetchnąłem, bo poznałem ludzi na poziomie. Brawo kurwa. Należało mi się. To tyle, mają rozmach skurwisyny że tak piszo w internetach. Idę na rolki.
A więc tak, może troche mojego spojrzenia na ten temat. Jedno słowo które idealnie opisze to jaki byłem (w sumie nadal jestem bo nawet, żeby zostawić komentarz zalogować mi się nie chciało). LENISTWO! Nosz kurwa gdybym tylko był w stanie cofnąć się te 5-6 lat wstecz do gimnazjum to szczerze przypierdoliłbym sobie łopatą przez łeb żeby aktualny tok myślenia, włożyć do tej swojej wtedy pustej głowy. Może tak, uczniem akurat byłem przeciętnym. Chodzi o to, że patrząc z perspektywy czasu byłem raczej dobrym i zapewne jednym z bardziej ogarniętych, ale nikt mnie za takiego nie uznawał przez to, że nigdy nie lubiałem robić czegoś ekstra - tak aby zadowolić innych, nigdy ale to nigdy nie wchodziłem nikomu w dupe, poprostu gdy ktoś chciał mi wstawić laczka to nie mówiłem jak ciota - przepraszam i nie kułem na poprawke. Poprostu wiedziałem, że dostałem laczka bo komuś nie pasuje to, że mam zbyt wysokie mniemanie o sobie. A ja potrafiłem wtedy albo się kłócić lub poprostu spakować się i wyjść. Nauczyciele często potrafili przypierdolić się o byle gówno, byle pokazać, że jak zamknę morde, bede poszłuszny, cichy i pizdowaty to wiele osiągne, że gdy będe taki jak większość mojej klasy (kujony niesamowite bez życia i bez własnego zdania z narzuconym tokiem myślenia) to będe w stanie przenosić góry. Zawsze wydawało mi się, że to kompleks małego miasteczka z którego pochodze i że ludzie którzy osiągneli jakiś tam sukces w skali małego miejsca gdzie w prawdziwym świecie, sukces ten nazywany jest poprostu normalnym życiem bez kłopotów. Próbują na podstawie swoich doświadczeń zrobić z Nas swoje odbicia lustrzane i wiecie co, tak samo jak Grześ wybijałem się z tych ram, zawsze, ale to zawsze robiłem to co chciałem, to co mnie interesowało i w pełni pochłaniało bo zawsze mierzyłem i wciąz mierze w to co dla mnie nieosiągalne bo tylko w taki sposób jestem doznać spełnienia, satysfakcji z tego, że zrobiłem tak jak zaplanowałem. Doznałem w życiu od chuja porażek jak i sukcesów, nie przecze, ale to nauczyło mnie żeby dążyć za wszelką cene do tego co wcześniej się zaplanowało. Niestety Polska edukacja wyssysa w pełni z Ciebie kreatywności. Zabija dusze, twoje wewnetrzne ja - przeciętnością i uproszczeniem. Na szczęście są miejsca i ludzie na tym świecie (jak i w Polsce) którzy dają rozwinąć skrzydła. Ważne to nie pozostać w stagnacji, tylko gdy wykonało się w pełni jeden punkt przejść do następnego. Powoli i sumiennie, ale tylko do tego co Nas w Nas siedzi. Kolejnym punkt do którego zmierzam a od którego troche odbiegłem to skurwysyństwo nauczycieli. Jak mówiłem byłem leniwy bo przez gimnazjum w głowie po zajęciach w szkole była mi tylko piłka i treningi (pomijam opcje, że każdy mi nawkładał do głowy, że żeby być solidnym sportowcem trzeba mieć talent, którego mi niby brakowało) a więc zabijano we mnie pasje która również była odskocznią od szkoły, ale przez to miałem tak wylane na wszystko, że przez 3 lata gim. odrobiłem z 3 razy prace domową. Zawsze większość ocen uzyskiwałem dzięki dobrej pamięci z tematów o których była mowa lub z krótkiego, naprawde znikomego uczenia. Przychodziło mi to naprawde łatwo, bez żadnego wysiłku. Był natomiast jeden przedmiot na którym dobra gadka i pamięć nie wystarczały. Była to matematyka, przez 6 lat (bo w podstawówce też miałem pizdowatą naczuczycielke) te głupie, tępe pizdy poprostu katowały i upokarzały mnie za każdym razem gdy tylko szedłem do tablicy, często udawało mi się rozwiązywać zadania, ale robiłem to z wielkim trudem i niechęcią a dlatego, że żadna z nich przez jebane 6 lat, nie potrafiła mi wytłumaczyć na spokojnie bez nerwów, co trzeba zrobić. Latałem do nich po 500 razy w ciągu roku, prosząc o pomoc, ale tego nie było. Te pizdy wolały zajmować się zajebistymi kangurkami (kangur to bardzo popularna w szkołach olimpiada matematyczna a kangurki to uczniowie). W mojej rodzinie nie miałem nikogo ze ścisłym umysłem, powiecie, że przecież można wynająć koorepetytora. Odpowiadam: Ni chuja, ledwo na chleb starczało, ale nic. Czasem udało mi się dobrze odpowiedzieć, dobrze strzelić i te 2, 3 były z tej matematyki, ale nauka która wydawała mi się ciekawa, zbrzydła mi po tym jak te dwie pizdy zabiły ją we mnie. Jeden tekst zabolał mnie szczególnie od matematyczki w gim. Gdy wszystkich w klasie pytała o to jaką szkołe wybierają 20 osób z 26 do liceum ogólnokształcącego z profilem humanistycznym ( powodzenia wam życze ze znalezieniem pracy) i doszła do mnie i stwierdziła, że ja też pewnie wybiore kierunek humanistyczny skoro jestem chujowy z matmy (w jej mniemaniu bo ja naprawde potrzebowałem tylko dobrego mentora matematycznego, który poświęciłby mi kapke czasu). Na co ja odpowiedziałem, że znalazłem fajną szkołe za granicą (bo moi rodzice postanowili wyjechać) i najpierw dam sobie rok czasu na opanowanie do optymalnego poziomu języka a następnie chcę iść w kierunku fizycznym i ścisłym czyli logistyka i finanse wraz z administracja. Na co ona roześmiana wpisała dostateczny na koniec roku i stwierdziła: Powodzenia, pewnie skończysz na szklarni. Wyszedłem ze łzami w oczach i powiedziałem jej tylko, że ja w życiu osiągne to o czym sobie zamarze a od niej odwróci się karta. I wiecie co? Po 4 latach mam skończoną szkołe logistyczną (podstawy, ponieważ zdecydowałem się zmienić kierunek, ale dyplom jest i z zatrudnieniem w firmach logistycznych nie mam problemu, robie kurs finansów a na dodatek zacząłem szkołe sportową o jakiej od zawsze marzyłem a dzięki niej rozwijam się jako sportowiec i jest coraz większa szansa na to, aby jeszcze osiągnąć coś w tym kierunku i przejść na profesjonalizm. A wiecie co jest najśmieszniejsze? Że nauczycielce spałiła się większość domu pół roku temu. Nie życze nikomu źle nigdy, ale aż chce się powiedzieć: KARMA DZIWKO! Jeśli ktoś to przeczytał, to pozdrawiam. :)
Też miałem dziurę w płocie w przedszkolu. Kiedyś mnie kumpel namówił, żebyśmy spierdolili i tak zrobiliśmy. Poszliśmy do jego babci (3,5 km od przedszkola). Podczas gdy pałaszowaliśmy racuchy z jabłkami jego babcia zadzwoniła do przedszkola poinformować, że jesteśmy u niej. Po jakimś czasie wredna suka dyrektor wsadziła nas do taksy i odwiozła z powrotem - większość drogi trzymając nas za uszy. W dzisiejszych czasach dostałaby pozew ale kto by o tym pomyślał ~20 lat temu.
Ja wychodziłem z założenia, że uczenie się zwiększa możliwości mojego mózgu. Dlatego starałem się uczyć ile się dało chociaż np język polski to była dla mnie tragedia. Mimo, że nie pamiętam już żadnych życiorysów poetów czy epok literackich, czy też tych wszystkich dat z historii to czuję, że ułatwia mi to teraz uczenie się tego czego chcę (lub muszę, na studiach też są rzeczy przez które trzeba po prostu przejść). I myślę, że to jest lekarstwo na przetrwanie tego okresu, uczyć się po to, żeby rozwijać umiejętność uczenia :)
Fakt edukacja w Polsce kuleje i niema co się czarować wiele rzeczy jest do poprawy, ale bez przesady. W liceum ogólnokształcącym, jak sama nazwa wskazuje, przekazywana nam jest wiedza z wielu dziedzin, ponieważ idą do tej szkoły zarówno ludzie, którzy chcą być lekarzami, prawnikami, inżynierami czy pisarzami. Dlatego argumenty typu: poco mi wiedzieć kiedy była bitwa pod Grunwaldem? Są trochę bez sensu. Ale zgadzam się, że niektórzy ludzie nie powinni być nauczycielami, bo tylko zniechęcają młodych ludzi do zgłębiania wiedzy.
Myślę że wszystko zależy od szkoły. Dla mnie gimnazjum było najlepszym etapem mojego życia. Podstawówka i liceum to było zło konieczne. Zaś gimnazjum... Nigdzie indziej nie miałam tak zgranych ludzi, nawet między klasami. Nigdzie nie miałam takich spoko nauczycieli, którzy byli wstanie poświęcić swój czas dla jednego matoła. Nigdzie nie organizowano nam tak wielu wycieczek, zajęć pozalekcyjnych, na których każdy mógł rozwijać się w prawie dowolnym kierunku i świetnie się przy tym bawić. Tylko gimnazjum uczyło nas życiowych pierdół. Tylko w gimnazjum przerobiłam z historii materiał w miarę współczesny zamiast setny raz tłuc mity i starożytność... Jak słucham tych wszystkich pojazdów po gimnazjach to, serio, nie mogę uwierzyć.
Kurde mam podobnie jak Ty.Jestem w trzeciej klasie liceum,nawet niezłego i mam teraz 4 dni na zaliczenie 4 sprawdzianow z matematyki,z której prawie nic nie umiem.Podobnie jak ty podziwiam takich ludzi,którzy maja jakis dar i radzą sobie z matematyką bez problemu.Załamie się jak baba nie dopuści mnie do matury,a jest popieprzona i nawet nie "naciągnie"oceny nawet w tej ostatniej klasie.Dzięki za filmik jakoś poprawił mi humor ;)
kolejny szok przeżyjesz jak twoje dziecko pójdzie do szkoły :) zobaczysz co teraz się dzieje to co było za naszych czasów to jeszcze nic jeśli chodzi o system oceniania o prace domowe i materiał do nauki...:) ogólnie to nie chciałabym być teraz dzieckiem w wieku szkolnym i współczuję moim dzieciom serdecznie
Poprawka Grzechu... Chronos to bóg czasu i tylko czasu, a nie czasu i przestrzeni. :D Poza tym pamiętam jak mi przyszło wybierać liceum. Lubiłem biologię i chemię, więc kurwa bio-chem, bo co by innego wybrać. Wtedy właśnie moje zamiłowanie do tych przedmiotów zostało rozjebane na wszystkie możliwe sposoby. Po czasie dowiedziałem się, że ta szkoła to było miejsce schadzek najbardziej nadzianych snobów i pojebów, którzy dyskryminowali za ubiór lub gorszy telefon. Po dwóch latach spierdoliłem do ekonomika, gdzie zacząłem edukację od pierwszej klasy (bo po chuj zdawać egzaminy klasyfikacyjne, jak ja len tak samo jak Ty) i tam dopiero przekonałem się, że bez względu na to jak bardzo system edukacyjny tłamsi ambicje młodych ludzi można osiągać sukcesy i sukcesiki, które cieszą mnie, a nie nauczycieli i rodziców. Także popieram, warto zmieniać szkoły i nie bać się rozmawiać o problemach, bo potem wychodzą jeszcze większe jaja. Dziś mam 22 lata i kończę IV klasę technikum, tak mnie ten system urządził. Nie powiem, bo było tam sporo mojej winy, ale praktycznie nikt nie dawał mi szansy.
Dakann czas jest nierozerwalnie związany z przestrzenią i na odwrót dlatego dziś w nauce najczęściej używa się określenia czasoprzestrzeń #koniecrozkminy podoba mi się tag interstellar :D
W filmie mówiłeś o pasjach, to jest coś czego brakuje w naszych czasach, to chyba dobry temat na nowy odcinek, bo tak szczerze wymienić znajomych którzy na prawdę mają pasję i ją rozwijają, jest mi ciężko. ;p
Ja sie na Historii dowiedziałem ze nauczycielka mnie nie toleruje gdy gadaliśmy o tolerancji, a w żaden sposób jej nie zaszkodziłem... To samo na wywiadówce w listopadzie moja mama dowiedziała sie ze nie mam szans zdać na koniec roku z chemii. Jak ja kocham chemika
Masz trochę racji, ale w mojej opinii podstawy historii, matematyki czy innych przedmiotów powinno się znać. Oczywiście nie można być dobrym we wszystkim, ale wiedza ogólna jest ważna. Ja jestem na mat fizie i też miewam ból dupy z powodu tego że na biologii uczę się oczyszczania ścieków, a przez 4 lata na nie nauczyli mnie jak odróżnić pszenicę od żyta. Dobry odcinek! Pozdrowionka ^^
Znowu fajny vlog :) Ja nie uciekałem z zajęć ale też nie lubiłem i nie lubię być do czegoś przymuszany :/ w 6 klasie podstawówki nauczycielka postawiła mi 3 na koniec i powiedziała, że w gimnazjum sobie nie poradzę a w gimnazjum miałem 5 :/ a z historii i polskiego byłem po prostu chujowy ze względu na dysekcję (nie wiem jak ale miałem problemy z czytaniem) co spowodowało, że kompletnie książki mnie odstraszały jak dotykałem jakąś zaraz zasypiałem :( a teraz na studiach i od wykładowcy zdarza mi się usłyszeć, że jestem mega inteligentnym człowiekiem i mam jakieś pojęcie.
Rozumiem to. Rzeczy jak polski, wos i inne przedmioty humanistyczne - wiadomości same wchodzą mi na lekcji w 3/4, w domu ewentualnie jakieś doszlifowanie informacji, więc nie narzekam. A matematyka? Jestem matematycznym debilem. Zaczęło się to od klasy 4 szkoły podstawowej, przestało mnie to interesować, a w gimnazjum, gdzie wychowawczynią była właśnie nauczycielka od matematyki i fizyki, przejście z kiepskimi ocenami (w końcu wychowawczyni) przychodziło łatwo. Nie wspomnę o chemii, gdzie dziwię się, że nauczycielka nas nie biła, kiedy czegoś nie rozumieliśmy, bo awanturowała się niemiłosiernie. No i jest to technikum. Tak, będąc matematycznym debilem poszedłem do technikum informatycznego. Cóż, może jeśli chodzi o przedmioty informatyczne, to wystarczy znajomość podstawowych działań, ale moja wiedza z matematyki przyćmiewa mi raczej perspektywy studiowania tejże dziedziny. I dobrze, bo nauczyciele zabili mój zapał do informatyki, ale cóż, ich debilne zachowania i połowa sprzętów na których mamy pracować, a nie działają robią swoje. Ale ta jebana matematyka. Nauczycielka wie, ile potrafię (bardzo niewiele), więc niemiłosiernie mnie naciska jeszcze bardziej. Jestem jej wdzięczny, że chce mi pomóc, ale sprawdzanie moich samodzielnych ćwiczeń na ocenę pod koniec każdej lekcji, branie na każdej lekcji do tablicy mnie po prostu tak kurwa stresuje, że tym bardziej niczego się nie umiem nauczyć. W tamtym roku szkolnym przyszła z pomocą moja ulubiona nauczycielka, czyli Pani od j, polskiego. Interweniowała bez mojej prośby u matematyczki, że "jak nie umiem matematyki, to nie znaczy, że powinienem nie zdać" itd. Byłem jej bardzo wdzięczny, wręcz nie umiałem się wysłowić pod koniec roku, ale przecież nie może tego robić cały czas i znowu mam problem. Czy wybrnę? Nie wiem, ale udało mi się podciągnąć z innych przedmiotów, zrobiłem się jeszcze bardziej aktywny, więc tak źle może nie będzie.
Dakann Ja za młodu (czasy szkoły podstawowej) miałem problemy z samokontrolą. Po prostu był ze mnie mały buntownik, nie byłem może zbytnio przystosowany do realiów, ale cóż i tacy się trafiają jak ja i mają obowiązek szkolny, ale przechodząc do sedna. Rozwalałem nauczycielom lekcje, Ci mnie brali do dyrekcji, ja się wyrywałem i powodowałem siniaki na ich spracowanych od powołania rękach. Chyba byłem uznawany za jakiegoś patusa, a jednak nim nie jestem. W każdym razie - przez nauczycieli byłem skreślony za swoje zachowanie, wysyłali mnie do pedagogów, etc. Nawet najbardziej skrajnym przypadkiem było wysłanie mnie na rezonans magnetyczny w którym okazało się, że jestem normalnym człowiekiem. #UFO Ale co ja mogę powiedzieć po latach? Uważam, że wszystkie te rzeczy mogłyby się potoczyć inaczej, gdyby nauczyciele i sztab pedagogiczny chciał mi pomóc, rozmawiał by ze mną, próbował mnie jakoś w cywilizowany sposób naprostować. Oni tak niestety nie potrafili, trafiałem za karę do pokoiku pedagoga, a moi rodzice byli setki razy wzywani do szkoły. Sami nauczyciele działali jak maszyny, jeśli ktoś działał inaczej niż system chce to musi być jak najszybciej usunięty. Mam na myśli, że chcieli mnie wyrzucić ze szkoły, ale nie mieli do tego instrumentów, ponieważ byłem w szkole z rejonu. Kończąc, chciałbym wspomnieć o syndromie "Boga" wśród nauczycieli - wielu z nich myśli, że są Bogiem, mogą decydować o twoim życiu. Jeśli nauczyciel nie przepada za uczniem to go udupi, a ten zostanie rok w tej samej klasie, chociaż nie był najgłupszy. Chory system.
Do końca życia będę pamiętał, jak chujowy był w mojej gimbazie system zwalczania przemocy. Od urodzenia byłem cichy i nieśmiały, toteż 2 lata tego chorego okresu edukacji spędziłem gapiąc się na ściany na każdej przerwie. Oczywiście każdemu wystąpieniu przed klasą towarzyszyło grono docinek (niech mi ktoś wyjaśni, na chuj się uczyć na pamięć "Litwo, ojczyzno moja", ja wiem że klasyka, ale no kurwa), więc szybko znienawidziłem wszelkiego rodzaju wystąpienia(po czym w technikum okazało się, że mam do nich zajebisty talent, haha kurwa ha). Oczywiście, jako (jeszcze wtedy) przykładny uczeń, zgłosiłem to wychowawczyni i psychologowi, do tego na korytarzu co 3 metry były plakaty "Walcz z przemocą w szkole" i "Nie bój się porozmawiać". Jaki to był kurwa błąd. Już chuj z tym całym byciem "konfidentem", ale wszelkiego rodzaju "próby" załagodzenia sytuacji w "pacyfistyczny" sposób tylko dolewały oliwy do ognia. Dwa jebane lata ani nauczyciele, ani psycholog nie potrafili sobie poradzić z najbardziej typowym prześladowaniem. Do dzisiaj żałuje, że nie dałem żadnemu z moich prześladowców w mordę, najprostsze rozwiązanie, a na pewno byłoby bardziej skuteczne niż "każdy konflikt da się rozwiązać rozmową". I dzięki za info o Pillars of Eternity, dobry erpeg nie jest zły.
"Do niczego się nie nadajesz? Zostań nauczycielem!". Gdyby to ode mnie zależało, nauczyciele co 5 lat przechodziliby badania psychologiczne (jak zawodowi kierowcy) i testy kompetencji.
w 3 ostatnim roku LO Polonistka powiedziała prosto w twarz mi i mojej matce że nie ma zamiaru mnie przepuścić w tym roku tym bardziej dopuścić do matury, z racji pierwszego semestru szybciutko zmieniłem na prywaciaka, super szkoła na Sławkowskiej w Krk, zdałem maturę z Polskiego podstawową ok, ale 80 % pisemne, ustne nie liczę bo tego nie zdać to ja nie wiem jak bardzo trza by mieć mózg w dupie a nasrane we łbie. Tak czy inaczej z maturą w ręce wróciłem do Polonistki rzucając jej papierkiem przed oczy wraz z dyplomem za 3ciego finaliste z J. Niem mówiąc że zaczynam dorosłe życie od zarabiania więcej od niej i że życzę aby przed emeryturą mogła pomarzyć o zaspokojeniu swoich niespełnionych profesorskich marzeń bo swą prostotą raczej nigdy nie opuści murów tego LO. Pozdrawiam Panią Piątkowską, gnij dalej. Ps: języku uczyła mnie Telewizjia (Niemiecki) a angielski to wiadomo, komiksy i Fallout 1-2, Baldur, Icewind, Planescape Torment i długo by wymieniać ale szkoła zapewniam, zajmuje tu godne ostatnie miejsce...
Zgodzę się w połowie - rzeczywiście uczenie się wszystkiego jest głupie, ale z drugiej strony jak ma się tyle lat to nie wiadomo kim się chce zostać w przyszłości. Ja przez długi czas chciałem zostać weterynarzem, gdybym zamiast matematyki wybrał biologię, chemię - to bym poszedł w kierunek, w którym nie byłbym dobry. Z matematyki byłem dobry, ale mnie nie pociągała i gdybym miał wybór najprawdopodobniej chciałbym zrezygnować z niej. I cieszę się, że nie miałem takiego wyboru, bo nie dałbym sobie rady teraz na studiach informatycznych Moją radą najlepszą jest to, żeby nie naginać ze wszystkim (chyba, że ktoś uczy się dla ocen albo jest masochistą), ale wybrać jakiś kierunek i w tym kierunku się uczyć, resztę starać się po prostu zdać - ja jechałem na 3jkach bez uczenia się praktycznie z przedmiotów, które mnie nie interesowały, nie uczyłem się z nich nigdy dłużej niż 10 minut, bo to była dla mnie strata czasu.
Janusz H. Oczywiście, że często jako osoba młoda nie wie co chce się robić w przyszłości, ale nie sądzę żeby to był powód żeby jako uczeń technikum muszę się uczyć na chemii jak działa proszek do prania albo zrobić analizę obrazu na wiedzę o kulturze bo może w przyszłości to przyda. No i system nauczania jest tak kretyński, że często zamiast uczyć się jesteśmy "przygotowywani do matury" co jest dla mnie kpiną.
A najgorsze jest to, że część nauczycieli nie powinna być w ogóle dopuszczona do tego zawodu. Mój nauczyciel chemii jest tak zajebisty, no normalnie... złoty człowiek. Lekcje są luźne, gadamy z nauczycielem, robimy doświadczenia, on przeprowadza temat, dobrze tłumaczy itp i po lekcji jakoś wszyscy ogarneli lekcje i potrafią powiedzieć to co w książce. Mi na przykład łatwo jest się nauczyć wartościowosci, czy symboli chemicznych. Łatwo się zagląda do książek właśnie dzięki nauczycielowi. Podobnie mam z geografii. Nauczycielka jest najbardziej wymagająca w całej szkole, ale tak zajebiście prowadzi... Np poza programem wprowadziła mapy polityczne. Ostatnio zdawałam Azję (państwa i stolice) i szczerze, jest to tak bardzo przydatne. Słyszę ze w okolicy Aszchabatu coś tam sie stało i juz wiem w jakim panstwie i gdzie dokładnie. I to jest zajebiste :3 Ale mam tez takich nauczycieli jak np pani z historii, która sprawiła, że nienawidzę tego przedmiotu. Wcześniej miałam innego nauczyciela i wszystko rozumialam, a teraz to zdarza mi się przysnąć na lekcji, jest tak nudno. (Jeśli zdania sa nie logiczne to sorki, ale jest późno, a ja jestem debilem) Pozdrawiam i życzę fajnych lekcji :) Ps. Byle do wakacji :^
A i Dakann, z odcinka na odcinek coraz lepiej wyglądasz :) Nie wiem czy to ta dieta czy dłuższe włosy, ale jest świetnie. Pozazdrościć tylko twojej żonie, która serdecznie pozdrawiam!
Miałem bardzo podobną sytuację, niestety nie miałem tyle szczęścia i szkoły średniej nie skończyłem, muszę się za to zabrać. Spotkałem się z najgorszymi nauczycielskimi mendami i do tej pory mam ochotę pluć im pod nogi, gdy zdarza mi się ich spotkać...
Może nie kojelny VLOG, ale Grzegorzu - kiedyś powiedziałeś, że zrobisz relacje z każdej stacji nowej linii metra, jeśli w końcu powstanie, how about that?
Matmę ogarniam, po prostu mi nie trzeba tłumaczyć co jak i dlaczego bo ja sama do tego dojdę bo tak lubię, nienawidzę jak ktoś mi wszystko podstawia pod nos, mi wystarczy pokazać i ja umiem, a podobne rzeczy to ja sobie analitycznie rozpracuję bo mi tak lepiej i nie cierpię jak ktoś sie powtarza, no niestety w szkole sie tego nie ominie i w pierwszej gimjazjum miałam spoko babkę od matmy, całkiem dobrze prowadziła lekcje, sarkastyczny humor, nie czepiała sie, nie właziła do dupy, było ok, a przynajmniej dla mnie, z resztą moja bliska koleżanka też wszystko rozumiała a ona to z matmy ciężko, no i z racji że jestem w klasie językowej w tym roku zmieniono nam nauczycielkę, która miała prowadzić lekcje również po angielsku (rzadko to robiła) i po prostu wszystko potrafiła w tym roku, nic sie nie uczyłam z resztą jak zwykle i z każdego spr czy kart 6, ale zaraz zaraz przecież ja nic nie robię bo sie na nią nie patrzę, bo leżę na ławcę, bo opieram sie o ścianę i z tą nauczycielką zaczęła sie jazda, ja nie będę oceniała to jak uczy bo mnie nic nie nauczyła bo wszystko już wiedziałam, ale o wszystko sie czepiała, a szczególnie mnie, bo ja przecież leniwa jestem i nic nie robię na lekcjach tulko śpię, a co ja mam kurwa robić jak nie leżeć na ławce (nie potrafię spać w dzień) kiedy ona pierdoli o kimś tam o kimś tam zamiast prowadzić lekcje albo chociaż powiedzieć co mamy robić, niedawno wystawiali nam oceny i ona postawiła mi 5, średnia była na 6 i jeszcze robiłam dodatkowe zadania, konkursy i inne bzdety, a dlaczego? Bo ja sie kurwa nie uczę
Ja nie potrafię się uczyć czegoś, czego nie rozumiem, żadne regułki mi do głowy nie chcą wchodzić, dlatego miałem ogromne problemy z nauką na np. historie, bo nie potrafię uczyć się czegoś na pamięć. Na studiach jest to samo niestety.
Mitochondrium to centrum energetyczne komórki, a bitwa pod Grunwaldem - 1410r (bez sprawdzania w google) Fakt, może się zgodzę z tym, że sposób edukowania w Polsce zabija kreatywność, męczy ucznia. Uważam jednak, że są pewne podstawy, które każdy cywilizowany, mądry człowiek powinien znać. I naukę uważam za jedną z ważniejszych rzeczy, ale racja, sposób jej przekazywania powinien być inny. Uczeń powinien być zainteresowany lekcją mimo, iż nie interesuje się danym przedmiotem. Tutaj przytoczę mojego nauczyciela j.polskiego z gimnazjum (był także wykładowcą na uczelni w Lublinie, za moich czasów miał doktorat i pracował nad habilitacją). Na lekcjach panowała dyscyplina, ale notatki i wiedzę którą przekazywał pamiętam do tej pory. Są jednak sytuacje, że ktoś jest "kórwą" umysłową i debilem, to wtedy nawet najlepszy nauczyciel nie pomoże...
Dzięki temu, że wybrałem naukę mitochondriów studiuję to co studiuję i osiągnąlem jakiś swój cel. Na reszte przedmiotów, do których talentu nie miałem ( o czym wspominasz Grzegorzu), kładłem ogromnego chuja, ale godzina nauki w dzien przed sprawdzianem z matmy wystarczyła, żeby zdać na 3. Jeśli mialbym podsumować moje lata edukacji to tylko jednym zdaniem- kto jest od wszystkiego, ten jest do niczego. Wydaje mi się, że to zdanie zyskuje na wartości z biegiem czasu.
Dakann Nauczyciel jebnął mnie w podstawówce w ryj ze złości (gadałem całą lekcję) I pierdolłem mu kopa w jądra i poleciałem do dyra ja dostałem naganę a nauczyciel już nie uczy od tamtego momentu czyli już od 3 lat (to była 6kl podstawówki)
Dakann, skąd ja znam te opowieści o szkole... polska szkoła to dramat dla dorastających dzieciaków! Nauczyciele są często niedouczeni i mają w dupie... szkoda wielka!
Czy mógłbyś zrobić następny vlogasek o twoich emocjach, czemu nie lubisz ludzi, co ci przeszkadza w źyciu, co cię cieszy....taaakiecodzienne sprawy wiesz?..
Zrób vlogasek o anime ale tak na serio, czy hejtujesz ogólnie całą japońską animacje i komiksy czy są jednak jakieś wyjątki a co najbardziej wkurwia w tym temacie. Myślę, że wiele osób mogłoby być tym tematem zainteresowane :)