Tak, rzeczywiście widzę, jak czasem to mówienie u mnie wyrasta z lęku (w przestrzeni poza sesjami). Fajnie, że o tym przypominasz, Gosia. Zawsze mnie to zatrzymuje, nawet jeśli po fakcie. Zdecydowanie lepiej mi kiedy naprawdę słucham, wyczuwam i podążam w wypowiedziach z uważnością na pytania i reakcje drugiej osoby. Mówienie mniej. Wypowiadanie słów z namysłem "po co" to chcę zrobić. Zatrzymywanie siebie w tym, co we mnie żywe teraz i potrzebuje być zobaczone, skoro pojawia się chęć zagadania kogoś. O czym mi to mnie samej mówi? Co tu jest dla mnie tak naprawdę trudne? W co tu wierzę?
Pięknie napisane:) Mówienie za dużo, nie w tym momencie, ciągle o sobie, "a ja to mam tak...", to nasza narodowa przywara (i nie tylko nasza:). Oduczam się. Czasem ciężko mi idzie:)