Nasz dom stoi na kolonii, w sercu tego, co najpiękniejsze - otoczony ogrodem, brzozami i rozległymi polami uprawnymi, które sięgają po horyzont.
Każda pora roku ma swój urok, ale to właśnie jesień sprawia, że to miejsce staje się jeszcze bardziej magiczne. Liście tańczą na wietrze, a złote barwy malują krajobraz jak na obrazie.
Jesień to idealny czas na spacery. Wędrując przez nasze brzozowe alejki czy polne ścieżki, odnajduję spokój. Cisza tych miejsc - przerywana jedynie szelestem liści i delikatnym wiatrem - sprzyja nie tylko odpoczynkowi, ale także medytacji i przemyśleniom.
Tutaj, w otoczeniu natury, łatwiej jest zatrzymać się na chwilę, pobyć z własnymi myślami, zastanowić się nad tym, co naprawdę ważne. Spoglądam na brzozy, które sadziliśmy z Wojtkiem, i na te pola, które zmieniają się z każdym sezonem - to przypomina mi, że życie ma swój rytm, swoje naturalne cykle, a my jesteśmy tylko jego częścią.
Wybrałam się na naszą ulubioną aleję - brzozową drogę, którą posadziliśmy razem z Wojtkiem. Spacerując po niej, zawsze wracają wspomnienia tych wspólnych dni, gdy te drzewa były jeszcze młode. Dziś wyglądają już inaczej - wysokie, silne, z białymi pniami, kołyszą się delikatnie na wietrze, jakby witając mnie w swoim rytmie.
Kroki niosły mnie wzdłuż alei, a ja zatrzymałam się na chwilę, żeby spojrzeć w górę. Liście błyszczały w słońcu, tworząc złotą mozaikę. Jesień w tym roku naprawdę nas rozpieszcza - łagodna, słoneczna, pełna barw.
Z dala od ludzi, z dala od zgiełku... tutaj, na wsi, życie płynie wolniej. To miejsce daje mi wytchnienie i przypomina, że prawdziwe piękno tkwi w prostocie.
Po powrocie do domu, poczułam przypływ energii. Jesienny spacer zawsze dobrze na mnie działa. Od razu zabrałam się za sprzątanie, bo z sześcioma kotami i psem, utrzymanie porządku to wyzwanie, któremu trzeba stawić czoła każdego dnia. Futrzaki jak zwykle towarzyszyły mi w tym procesie - jedne z zaciekawieniem obserwowały, inne drzemały na ulubionych fotelach, zupełnie niewzruszone.
Jesień zawsze przynosi mi większą ochotę na gotowanie czegoś ciepłego i sycącego. Dziś postanowiłam, że na obiad będzie zupa fasolowa - prosta, ale jakże rozgrzewająca w te chłodniejsze dni. zaczęłam kroić warzywa, z radością myśląc o tym, jak dom wkrótce wypełni się jej aromatem.
Zupa fasolowa była gotowa - gęsta, aromatyczna, idealnie rozgrzewająca. Przelałam ją do wazy, a stół, choć skromny, wyglądał przytulnie. Zwracam uwagę na to, jak spożywamy posiłki. Nawet w zwykłe dni staram się, by jedzenie nie było tylko koniecznością, ale chwilą wytchnienia i wspólnoty. Lubię, kiedy wszystko jest starannie podane, niezależnie od tego, czy to codzienny obiad, czy bardziej uroczysta kolacja.
Zupa w wazie parowała, a ja czułam satysfakcję - nie tylko z gotowania, ale z tej domowej atmosfery, która nas otacza. Kiedy siadamy do stołu, staram się, byśmy robili to bez pośpiechu. Celebrujemy to, co proste - domowe jedzenie, rozmowy, chwilę oddechu. To mały rytuał, który przypomina, jak ważne jest, by zatrzymać się choć na moment w tym codziennym biegu.
.W takich momentach życie na wsi ma swój wyjątkowy rytm. Wszystko toczy się spokojnie, naturalnie - koty mruczą w tle, zupa bulgocze w garnku, a za oknem liście brzozowe wirują na wietrze.
Popołudniu zdecydowałam, że czas zabrać się za owoce pigwowca, które zebrałam wcześniej. Ich intensywny zapach unosił się w kuchni, przypominając mi, jak bardzo te owoce kojarzą się z nadchodzącą zimą. Były twarde, kwaśne, ale kryły w sobie ten niepowtarzalny aromat, który idealnie nadaje się na domowe przetwory.
Zaczęłam od mycia i krojenia owoców, a myśli same uciekały w przyszłość - do tych zimowych wieczorów, gdy zasiądziemy przy kominku z kieliszkiem nalewki w dłoni.. To taki mały rytuał, który co roku przypomina mi, że warto czerpać z tego, co daje natura.
Nalewka zawsze ma w sobie coś wyjątkowego. Z każdym łykiem czuje się nie tylko smak owoców, ale i wspomnienie tych jesiennych dni spędzonych na spacerach i pracy w ogrodzie. Zasypując pokrojone pigwowce cukrem, uśmiechnęłam się do siebie, ciesząc się na myśl, że te zapachy i smaki będą towarzyszyć nam, gdy na zewnątrz zacznie sypać śnieg.
Koniec dnia przyszedł niepostrzeżenie, a wraz z nim czas na to, co lubię najbardziej - spokojne chwile z moimi kotami. Ułożyłam się wygodnie na kanapie, a futrzaki jak zwykle szybko znalazły swoje miejsca obok mnie. Ciepło ich miękkich ciał i delikatne mruczenie działały kojąco po całym dniu. Głaskanie kotów zawsze przynosiło mi wytchnienie - to taki cichy, prosty rytuał, który łączy nas w tej domowej ciszy.
Za oknem zmierzch powoli spowijał krajobraz, a liście drzew kołysały się delikatnie na wietrze. W tle leciała spokojna muzyka - coś łagodnego, co idealnie współgrało z jesiennymi widokami, które rozciągały się za oknem. Ciepłe światło lampy tworzyło przytulną atmosferę, a ja delektowałam się tą chwilą, kiedy nie trzeba już nic robić, tylko być.
#slow #życie #codziennosc #życienawsi #spokój #wnętrza
-
21 окт 2024