A co Wy myślicie o polskiej edukacji? Chcecie więcej takich epizodów z krótkimi scenkami gadanymi czy więcej przemyśleń? Tradycyjnie gdyby komuś było jeszcze mało i chciał obejrzeć odcinek, który poleci dopiero za tydzień - zapraszamy pod adres cda.pl/Piatek a jeśli wolisz oglądać na YT to zostaw sub a dokładniej naku***j w dzwonek (bo nam ucinają zasięgi) - ru-vid.com /niech Mateczka Internetowa wynagrodzi Ci dobrym transferem. Janusze biznesu - Dak’n’Kiero ✪ ZOBACZ💥NAJNOWSZY ODCINEK! ▶ cda.pl/piatek ✪ CAŁY SERIAL (oficjalna playlista)📺ru-vid.com/group/PLtFCRLLJI2aj8vDAjhH9OpY281NJ6_oFg ✪ PODCAST (audio)🎧anchor.fm/Piatek ✪ SUBSKRYBUJ KANAŁ👉🔔ru-vid.com ✪ POLUB FANPAGE👍facebook.com/PiatekTV ✪ NA CZASIE🔥ru-vid.com/group/PLtFCRLLJI2ajdWVQY5axVjkPB1K92Aure "PIĄTEK" W FORMIE PODCASTU (lista platform): 🎧 SPOTIFY open.spotify.com/show/7qjajKmytX2j3kYge5MUK9 🎧 GOOGLE PODCASTS podcasts.google.com/?feed=aHR0cHM6Ly9hbmNob3IuZm0vcy9kY2ZkMTI0L3BvZGNhc3QvcnNz 🎧 APPLE podcasts.apple.com/us/podcast/pi%C4%85tek-serial-oryginalny/id1479416647
Za swoje największe szkolne osiągnięcie uważam powiedzenie mojej nauczycielce od matematyki, że jest chujowa w tym co robi i jeśli zdam maturę z jej przedmiotu to tylko dzięki korepetycjom. Gnoiła mnie potem do końca liceum, ale było warto. Jej wyraz twarzy, kiedy dowiedziała się, że miałam 80% na maturze z matmy, był bezcenny.
O toto! Miałam dokładnie tak samo. Nigdy nie miałam szczęścia do nauczycieli matematyki, od podstawówki trafiali mi się prawie sami tacy (z jednym wyjątkiem), którzy kompletnie nie potrafili uczyć, jedynie sprawdzać wiedzę i upokarzać, ale żeby nauczyć to już nie. Wbijali mi w głowę że jestem matematycznym debilem i nigdy nie będę w tym dobra, zawsze problem był we mnie, aż niestety w to uwierzyłam. RAZ zdarzył mi się dobry nauczyciel z matmy i miałam 5 na koniec. Ja, matematyczny debil. Też musiałam mieć korepetycje przed maturą (bo wiadomo w szkole się nie nauczysz) i dzięki nim zdałam na 80%. Ale co się napłakałam przez te wszystkie szkolne lata że jestem debilem to niestety nigdy nie zapomnę, najgorsze że w sumie do dzisiaj to we mnie siedzi, tak już się przyjęło że nawet najprostsze rzeczy liczę na kalkulatorze, bo sobie nie ufam, w końcu przecież jestem matematycznym debilem
Moja dziewczyna udziela korków z matmy i mówi, że rzadko trafiają jej się debile. Problem wynika po części ze strony nauczyciela i programu (dużo uczniów, dużo materiału, mało czasu), uczniowie często są leniwi i brak im koncentracji. Sam jestem zdziwiony jakie jest teraz zapotrzebowanie. W podstawówce miałem 5tki, ale w liceum najczęściej 3ki, bo materiał był dla mnie trudny. Na korepetycje jedyne w życiu wybrałem się na studiach by zdać egzamin semestralny z matmy i 45min z moją byłą nauczycielką matmy wystarczyło na 3+. Także nie narzekam i rozumiem tych co narzekają, bo matmę trzeba zrozumieć - na blachę jej nie wkujesz.
@@MsPerykles W podstawówce i gimnazjum nie miałam większych problemów z matematyką. Dopiero w liceum zaczęły się schody. Ile bym się nie uczyła i czego bym nie robiła, żeby zrozumieć to miałam dwójki. Zupełnie, jak cała moja klasa. Kiedy prosiłam nauczycielkę o wytłumaczenie jakiegoś zagadnienia, to zwykle słyszałam, że jestem kretynką skoro nie rozumiem. Skończyło się tak, że po drugiej klasie miałam poprawkę. W ramach przygotowania do poprawki zaczęłam chodzić na korepetycje. Mój korepetytor w 1,5 miesiąca nauczył mnie tego, czego w szkole nie nauczono mnie przez rok, a chodziłam do niego dwa razy w tygodniu na dwie godziny. Potem już spokojnie mogłam się z nim przygotowywać do matury :)
Jace przewaga korepetycji nauczyciel ma 100% na jednego ucznia w klasie może mieć jakieś 3% i w drugą stronę uczeń siedzi z nauczycielem więc jest skupiony bo nie ma wyjścia. W klasie może się za kimś schować. Ja spotkałem raz nauczyciela ktory kompletnie nie umiał uczyć. Była to fizyczka w liceum która zachowywała się jak nauczyciel akademicki.
bo szkola zawsze sluzyla do indktrynacji a nie do zdobywania wiedzy, ja na profilu mat-fiz po pol roku juz bylem lepszy od naszej prawdziwej nauczycielki informatyki i wtedy wiedze zaczalem czerpac z internetu co mnie duuuzo kosztowalo na polaczenia z 0202122 (jezeli jeszcze ktos to pamieta)
@@sz0gun3k o tak, to chrobotanie w nocy i modły aby rodzice nie usłyszeli :D cytując także Marka Twaina, szkoła nigdy nie stanęła na drodze mojej edukacji :) Od tego miałam góre książek przyrodniczych, telewizję satelitarną, wypożyczalnię kaset a potem internet :P
Nienawidziłem szkoły. Nie przez lekcje, odpytywanie itd. Nienawidziłem, bo byłem w niej prześladowany przez rówieśników, poniżany i upokarzany regularnie. Podczas, gdy im nigdy nic szkoła nie zrobiła poza pogadanką, mnie szkoła kazała rodzicom posyłać do psychologa twierdząc, że problem jest we mnie. Potem ten smród za mną się ciągnął przez kolejne szkoły, więc w żadnej nie czułem się dobrze (np w liceum jeden typ w kółko musiał świecić i nie raz robił to moim kosztem), dorobiłem się fobii społecznej i nieśmiałości, która utrudnia mi obecnie normalne funkcjonowanie. Nie zliczę ile razy się załamywałem i myślałem o samobójstwie - 3x w życiu spisałem testament. Przez to wszystko rozwinęła się we mnie chęć wyjechania i zaczęcia życia na nowo. Na szczęście udało się i teraz wiodę w miare szczęśliwe życie, rozwijając sie i brnąc cały czas do przodu. Ciagle jednak gdzieś w głębi duszy mam nadzieje, że gnidy przez które cierpiałem wcześniej czy później odczują równe albo większe cierpienie od tego jakie ja miałem. I jak miałem szczęście się przekonać, do niektórych karma już wróciła.
Alez przeżywasz, miałam tak do końca liceum. Ale potem poszłam na uczelnię artystyczną, nawet jak na tamtejsze standardy byłam zjebem. Ale jakieś 30% współstudentów również, więc zrobiło się super.
@@karolinakartofelek1703 celowo nie pisałem o studiach, bo bym rozminął się z tematem. Ja akurat z lat studenckich jestem bardzo zadowolony, ale swoim komentarzem chciałem podkreślić inny rodzaj patologii szkolnej, o której się nie mówi.
Szkołę również wspominam kiepsko. W szkole masz się uczyć, po szkole też, czytaj lektury, ucz się z matematyki, chodź na korepetycje, marnuj pieniądze na zasrane książki i nawet nic z tego nie miej. Do tego jeszcze rówieśnicy byli najczęściej nieprzyjemni. Weź mów rodzicom, że wszystko jest w porządku mimo, że tak naprawdę nic nie jest okej, obawiaj się ich reakcji... Rodzice często mi mówili, że jeszcze będę z utęsknieniem wspominał szkołę, lecz w rzeczywistości wolę o niej jak najszybciej zapomnieć. Zdecydowanie bardziej wolę uczęszczać do normalnej pracy.
Ehhh Jak ja nie lubiłem szkoły serdecznie ! Jak się cieszę że mam już 36 lat i lata temu skończyłem obowiązkowa edukację ! Nawet nie wiecie co którzy teraz chodzicie do szkoły i się tam męczycie jaka dorosłość jest teraz wspaniała !!! ... Przynajmniej moja:-D . Szkoła podstawowa i średnia to moje najgorsze lata życia :-(. Teraz będąc już dorosłym dopiero czuję że żyję ! Aaa i wiedzę którą teraz używam sam zdobyłem ..nie w szkole . Jestem programistą . Dużo się uczę każdego dnia i czytam książki .. nikt mnie do tego nie zmusza .
Jakie to prawdziwe. Niestety. Sam miałem takie bagno. Najgorzej było w technikum. Napisanie sprawdzianu z matematyki na ocenę przynajmniej 2 było niewykonalne bez ściągania, co roku zagrożenia, męki i dziesiątki poprawek u szalonej, wrednej nauczycielki. Na szczęście nie ona układała zadania na maturze więc napisałem ją na około 70%. Teraz jestem programistą freelancerem i studiuję informatykę. Robię to co kocham, wypłata jest świetna, mam nawet sporo czasu a przede wszystkim pełen luz i święty kurwa spokój. Wszystkim, którzy się męczą w szkole, zwłaszcza średniej życzę z całego serca siły i cierpliwości. Uczcie się we własnym zakresie, szkołę trzeba przecierpieć.
@@cokrates7531 Jakie to są wg ciebie efekty? Bo jak patrzę na znajomych z klasy to jestem bardzo szczęśliwy że u mnie do tych efektów nie doszło. U mnie obyło się bez powtarzania klas, próby samobójczej, wpadnięcia w nałogi, wyprowadzki od rodziców i pożegnania chęci do nauki.(podkreślam nauki, nie mylić ze szkołą). Większość z nich teraz nie ma żadnych marzeń, znajomych ani celów. Przeważnie poszli do pierwszej lepszej pracy i siedzą od rana do wieczora w Biedronce za 2500 zł miesięcznie. To raczej cudowna pani od matematyki powinna wysyłać kwiaty z przeprosinami to tych kolegów, bo załatwiła im przyszłość raczej na dobre.
3:55-4:38 O to ja xD I co związku z tym że miałem las jedynek i dużo nie obecności? Nic Zdałem maturę , studiuje sobie i mam pracę dorywczą gdzie dostaje więcej niż minimalna a dużo tam nie robię. No paczcie państwo jak to możliwe? Nauczyciele mówili mi że nie zdam i będę kopał rowy
@@jimmyvegas5208 w mojej szkole średniej byly dwie biolożki jedna kosa w hooy A druga lajtowa. Ja biologię miałem z tą drugą. Kiedyś na lekcji moja stwierdziła "Bylam na roku z 'pierwszą nauczycielką'. Od początku chcialam uczyć w szkole średnie studiowalam z przyjemnością majac jedne z lepszych wyników j. A niektórzy widac muszą sobie odreagować to że ledwo przeciskali się z roku na rok"
Jedynego nauczyciela którego wspominam bez strachu z mojej edukacji w podstawówce i gimnazjum to pani od religii z gimnazjum resztę bym dzisiaj spotykając na ulicy doprowadził do poziomu krawężnika
Przejrzałem wszystkie komentarze i chyba jestem drugą osobą, która jest zadowolona z dotychczasowej edukacji. Wspólne dojrzewanie, mnóstwo pranków, ogólnie dobrze spedzony czas poprzedzielany lekcjami, na których trzeba było się koncentrować. Zawsze miałem dużo czasu po szkole (większe zadanie zazwyczaj trafiało sie raz na dwa-trzy tygodnie, z lektur tylko streszczenia). Do matury zacząłem cokolwiek robić na dwa tygodnie przed, wlasciwie tylko z matematyki, bo była najbardziej istotna na uczelnię. Oczywiście lekcje matematyki wiązały sie czesto z dużym stresem, bo nie zawsze wszystko było dla mnie zrozumiałe, a przy tablicy trzeba było umieć... Polski pewnie do życia mi się nie przyda, ale kurwa, jakieś podstawy warto znać w każdej dziedzinie...
Mógłbym się zgodzić. I przerażające jest to że jesteśmy w takiej mniejszości. Myślę że mieliśmy dużo szczęścia trafiając na porządnych ludzi i chodząc do dobrych szkół
Myślę, że dużo się zmieniło - szczególnie jeśli chodzi o nauczanie podstawowe. Dużo więcej wymaga się od dzieci - to fakt (czasami mam wrażenie że za dużo) ale więcej jest motywacji (mniej dołowania i znęcania się). Oczywiście, są patologie ale z tego co widzę większość nauczycieli tego młodszego pokolenia naprawdę się stara. Ja kończyłem podstawówkę w połowie lat 90-tych i wspominam to jako KOSZMAR. Dziś mam dzieci w wieku szkolnym i przechodzę przez to po raz drugi można powiedzieć ;). Ale staram się nie powielać schematu i nie zostawiać swoich dzieci na pastwę losu tylko popracować trochę z nimi i przynajmniej spróbować sprawić aby ta edukacja była trochę bardziej lekkostrawna. I żeby szli do szkoły pewni siebie, bez strachu. Mam wrażenie, że ludzie myślą, że szkoła SAMA wychowa ich dzieci i SAMA ich wszystkiego nauczy. Niestety rzeczywistość jest inna. Kluczową rolę MUSZĄ odegrać tutaj rodzice.
Czyli co się zmieniło ? - To, że robisz podstawówkę jeszcze raz tylko z dziećmi w domu , a motywację dajesz im Ty sama. TO nie hejt - to realizm . Wiem, bo też siedzę codziennie po kilka godzin dziennie żeby tłumaczyć dziecku " po co to wszystko " ....
Generalnie polski system kształcenia polega na tym żeby ZDAĆ, a nie się NAUCZYĆ. Jak się tylko NAUCZYSZ to możesz nie ZDAĆ.Niezależnie czy to jest podstawówka czy uczelnia wyższa. Trzeba się uczyć pod test, pod nauczyciela, pod sytuacje, a nie po to aby zdobyć praktyczną poukładaną wiedzę.
11 месяцев назад
Ojej.... potężny temat. Powiem tak: Moja szkoła to pasmo wzlotów i upadków i raz jedne zdarzały się częściej raz drugie. Od początku szkoły podstawowej do liceum miałem nauczanie indywidualne lub modułowe. Indywidualne polegało na tym, że nauczyciele przychodzili do mnie do domu i w ten sposób prowadzili ze mną lekcje, Miało to swoje plusy i minusy. Do plusów należało to, że nie było wzajemnego przekrzykiwania się jeden przez drugiego, cisza, spokój (byłem wtedy introwertykiem - takim hardcorowym) natomiast minusem było to, że w czasie odpowiedzi byłem jedynie ja, więc jeśli nie zdążyłem czegoś opanować na czas to nie kończyło się to dla mnie dobrze. Oczywiście, było to wyłącznie moją winą i nie ma tutaj co się czarować. Gościem w szkole (w sensie wspólnych zajęć z klasą) byłem rzadkim. Przez co mocno ucierpiały moje kontakty międzyludzkie i jeśli ktoś z ówczesnej grupy rówieśników mnie odwiedzał, to raczej było to za namową nauczycieli lub rodziców. Dzisiaj nie mam kontaktu absolutnie z żadną osobą z czasów podstawówkowo - gimnazjalnych. Trzęsienie ziemi nastąpiło w liceum i pierwszy prawdziwy rzut na głęboką wodę. Czy byłem tym przerażony? Nie. Wręcz przeciwnie. Bardzo się cieszyłem. Nowe doświadczenia, nowi ludzie, nowe znajomości a nawet przyjaźnie. Zaczęło się dużo więcej dziać i to rzucenie mnie na głęboką wodę właśnie uratowało mnie przed jeszcze większymi konsekwencjami introwertyzmu a te niechybnie by nadeszły, gdyby dalej potoczyło się moje nauczanie indywidualne. Jeśli chodzi o to dlaczego akurat wtedy zadecydowano o takim, niestety nie miałem zbyt dużo do powiedzenia w tej sprawie. Po prostu uznano, że będzie dla mnie lepiej. W czym? Jak? Nie wiem do tej pory, Wiem natomiast, że to była najgorsza decyzja jaka mogła zapaść i cieszę się, że udało mi się przez to przebrnąć, poznać świetnych ludzi, zawrzeć trwające do dzisiaj przyjaźnie i generalnie uprzeć się na tyle, żeby wyjść na ludzi najbardziej jak się da. Ten upór doprowadził mnie do miejsca w którym jestem teraz i do tego, ze w pełni się realizuję, robię projekt za projektem i jestem szczęśliwym człowiekiem. Podkreślę z całą stanowczością: Nauczanie indywidualne to zło, nie wyrządzajcie go swoim dzieciakom, chyba, że sytuacja tego wymaga a stan zdrowia nie pozwala na normalne uczestniczenie w zajęciach. I to powinien być jeden jedyny wyznacznik, gdzie nauczanie indywidualne mogłoby być zastosowane.
Hahahahaha chłop przebrany za babę no nie mogę, klasyk kabaretu... Nareszcie wrócił stary dobry Piątek, każdy z 9 odcinków trzyma poziom. Byle tak dalej !
Nie przeżywałem nigdy takich rozterek związanych ze szkołą. Uczyłem się dobrze ale nie wybitnie. Ogólnie dobrze wspominam ten czas. Nauczyciele byli różni. Lepsi lub gorsi. Przez wszystkie lata moimi wychowawcami byli ścisłowcy. Do czasów gimnazjum nawet lubiłem i rozumiałem matematykę, ale w liceum już gorzej. Lubiłem się uczyć i zdobywać wiedzę. Szczególnie z historii(tak skończyłem studia) Nauczycieli szanowałem powtórzę szanowałem. Nie wszystkich lubiłem oczywiście, ale przecież nigdy nie jest tak, że ze wszystkimi się dogadasz. Stres na sprawdzianach oczywiście. Kartkówki z pałą oczywiście. Ściąganie ależ tak. Wagary rzadko. Lubiłem wracać do szkoły po wakacjach. Może dlatego, że jestem 86 rocznik(pierwszy rocznik gimnazjum)? Może szkoła później się zmieniła na gorsze. A może dlatego, że chodziłem do szkoły we wsi i później małym mieście? W mojej szkole bardzo wielu nauczycieli było w miarę młodych. Jestem nauczycielem z wykształcenia i chciałem uczyć takich jak ty aby "zbawić świat". Jednak moja "kariera" potoczyła się innymi torami. Chciałem być nauczycielem i nie zmienili tego kiepscy czy nawet niekompetentni nauczyciele. Paru takich w życiu spotkałem. Ale niekompetentni ludzie są wszędzie. Kilkanaście prac i kilka zawodów pokazało mi, jakie kłopoty mają ludzie z przekazywaniem wiedzy innym. Sama szkoła w swoim modelu jest przestarzała. Mamy wzorce z innych krajów jak to usprawnić. Najwyraźniej sama szkoła nie wykształciła dostatecznie kompetentnych polityków, aby mogli ją z sukcesem zreformować. Szkoły nie ma się co bać. No chyba, że uczysz się słabo, jesteś szykanowany i poniżany przez nauczycieli i/lub rówieśników, nie masz przyjaciół i w ogóle masz problem z porozumieniem się z innymi plus kilka patologi jakie nie przyszły mi do głowy(zestaw dowolnie wybrany). Pozostali krytycy szkoły to zazwyczaj pozerzy, którzy zostali nauczeni krytyki nie tak złej szkoły, nie tak złych nauczycieli. Pomimo wszelkiej krytyki na polski system edukacji, to polski uczeń przenoszący się za granicę zazwyczaj sobie poradzi. Szkoła była, jest i będzie w jakiejkolwiek formie. Trzeba się z tym pogodzić i znaleźć tam swoje miejsce. Nie jest to łatwe. Trzeba odnaleźć się w gronie kolegów i koleżanek. Uczyć, uczyć i uczyć. Po to stworzono szkołę. Ma przekazywać wiedzę. Kiedyś nawet próbowała wychowywać, ale współcześnie zostawiła to rodzicom, którzy też różnie sobie z tym radzą. Oni też są jak nauczyciele, są lepsi i są gorsi a nawet są nieraz niekompetentni. Koniec.
Szkoła nie ma na celu nas nauczyć jakiejś konkretnej wiedzy tylko umiejętności przetrwania zatyrania i niesprawiedliwości w przyszłej pracy, pozdrawiam 😁
Ja mam mieszane uczucia co do szkoły. W podstawówce było fajnie. Gimnazjum dno nad dnami, średnia znowu spoko... Super odcinek. Lubię Twoje przemyślenia Grzegorzu. Pozdrawiam
Nienawidziłam gimnazjum jako ofiara prześladowania każdy dzień był koszmarem ten ciągły stres co będzie dzisiaj....Ci którzy mieli pomóc nauczyciele i pedagodzy jedyne co umieli powiedzieć to nie przejmuj się puszczaj docinki mimo uszu....te potwory chcieli mi podpalić włosy!!! Potem było już tylko gorzej pół roku migałam się od szkoły( wymyśliłam wtedy epidemie sepsy) wszystko żeby tylko nie przechodzić przez to dalej każda przerwa spędzona albo skulona pod klasą wśród dzieci albo w WC żeby tylko nie wystawiać się na atak.... i ciągle świadomość że nikt ci nie pomoże... jak ja Nienawidziłam tego pierdolnika... jedyną osobą która mi pomogła był nauczyciel plastyki nie dość że zaraził mnie pasją do rysunku to jeszcze nasz jak to można nazwać znajomość trwa do teraz.....
bardzo dobry filmik, szkoda, że taki prawdziwy. Szczerze nienawidzę szkoły. Najgorzej wspominam chyba końcówkę gimnazjum i całe liceum, bo wcześniej to człowiek żółtodziób myślał sobie, że jeszcze wszystko się może zmienić, a tu ch... A może to moja pamięć zatarła te najgorsze wspomnienia z poprzednich etapów edukacji? W zasadzie żadnej z moich szkół nie wspominam dobrze. Ale liceum było największym rozczarowaniem, bo myślałam, że jak już się uwolnię od dawnej klasy, to będzie super. Nie było. Klasa okropna, niezgrana, praktycznie z nikim nie było wspólnych tematów, wszystkie tylko gadały o paznokciach, włosach, kieckach. Nauczyciele mieli nas w dupie, byle matura dobrze zdana, reszta nieważna, zero jakiegoś rozwoju, dyskusji, indywidualnego podejścia. Dyrektorka była straszną klępą, nawet, jak przepadały nam lekcje, bo np. nauczyciel chorował, to nam dowalała jakieś bezsensowne zastępstwo, na którym nic się nie robiło. Wuefistka najchętniej by zrobiła maturę z WF, w kółko jazgotała, że źle gramy. Matematyczka żyleta, służbistka, która nawet nie bardzo umiała tłumaczyć, a dyktowała w takim tempie, że ręka mogła odpaść. Historyczka bełkotała coś pod nosem, równie dobrze mogłaby książkę telefoniczną czytać; chemica miała na nas wyjebane, bo to human, i do matury z chemii musiałam się uczyć na notatkach z gimnazjum... Biologica- tępy dinozaur, wychowawczyni wdupiła mi poprawne z zachowania, bo miałam, uwaga, 28 (słownie: dwadzieścia osiem) godzin nieusprawiedliwionych w roku (wychodzi 2 dni wagarów na semestr, ale oczywiście trzeba pokazać, jaka szkółka jest poważna i jak aspiruje do bycia elitarnym liceum). Jezuuuu, i to wstawanie na ósmą!!!! Jak o tym myślę, to mi się płakać chce, wieczne niewyspanie przez kurwa trzy lata, bo przecież nie mogą ani jednego dnia zrobić lekcji na później (w gimbazie i podstawówce przynajmniej tyle dobrego, że lekcje zaczynały się o różnych porach). A potem te prace domowe, tu odbębnić, tam odbębnić, tu zrobić, tam zrobić, tu się nauczyć, tam powtórzyć, zgroza. I o ile zadania z majzy nawet lubiłam (takie trochę łamigłówki), angielski wiedziałam, że mi się przyda, to interpretacja kolejnego takiego samego wiersza z polaka, kartkówka z historii czy opisanie kolejnego obrazka na WOK, brrrrr, okropność. Cieszę się, że to już za mną, wolałabym przerzucać gruz niż wrócić do budy.
Jak dla mnie to nawet za mało ostro.Mój syn jest wyzywany od mojej jeszcze nauczycielki Matmy i mówi że będzie jak ojciec na budowie robił ale jak jej się tynk sypał z domu to nie pamięta do kogo dzwoniła.Cała edukacja w Polsce nie ma sensu , Niech się odezwie choć jedna osoba która używa w życiu DYSOCJACJI JONOWEJ WĘGLOWODORÓW NIENASYCONYCH, no kurwa ja nawet nie potrafię tego dokładnie przeczytać .
Takich rzeczy jak "DYSOCJACJA JONOWA WĘGLOWODORÓW NIENASYCONYCH" uczy się najwcześniej w liceum na profilach z rozszerzoną chemią. Poza tym co ma oznaczać to zdanie: "Mój syn jest wyzywany od mojej jeszcze nauczycielki Matmy"? Dlaczego TWOJA nauczycielka wyzywa twojego syna? Coś kręcisz...
Ja też się cieszę, że już to wszystko za mną. Kiedy opowiadałeś to wszystko, to jakbym widział samego siebie. Z chemii nic nie pamiętam, oprócz naszej nauczycielki. Trafiła nam się naprawdę atrakcyjna nauczycielka i z chłopaków raczej mało kto coś notował w zeszycie ;) A no i nadal czekam, aż w życiu będę mógł wykorzystać całki czy pierwiastki. Najlepszy byłem tylko z angielskiego :D
Gardzę czasami szkolnymi, ale trochę pod innym kątem, aniżeli problemy w nauce, chociaż też "trochę" tego było. W podstawówce zrównywany z gównem, w gimnazjum poniżany i bity, w liceum regularnie wyśmiewany, zwłaszcza na lekcjach WF-u, na których nie najlepiej sobie radziłem, bo najzwyczajniej w świecie nie lubiłem piłki, co czasem skutkowało tym, że jawnie przepuszczałem gole stojąc na bramce, żeby chociaż trochę napsuć krwi ludziom, którzy się na de mną znęcali. Znoszenia rysowania swastyk na plecaku, doklejania kartek z "ciekawą treścią" i wiecznym lęku nie wspomnę. A, i żeby nie było- moja sytuacja nie była znów taka tragiczna, bo miałem chociaż kilka znajomości, a były osoby, w mojej szkole, które nie miały kolegów W OGÓLE, bo podobnie jak ja nie interesowały się piłką nożną albo nie słuchały czyjejś "zajebistej muzy" i dostawały wjebane zaraz w drodze do szkoły. To przez gimnazjum z nienawiścią do ludzi przechodziłem okres fascynacji nazizmem, Hitlerem oraz cytatami Fryderyka Nietzhe. Wyszedłem z tego barachła dopiero, gdy zaszczucie ustąpiło i mogłem zacząć iść przez życie z ludźmi, którzy mnie dostrzegli, uczynili swoim przyjacielem i przyjęli jak swojego, mimo, że przyszedłem do nich z przysłowiowym "niczym". Do dużo młodszych którzy przechodzą przez podobne trudności o jakich wspomniał Dakkan- nie dajcie się palantom. Upokorzenie w końcu ustąpi, a kto wie Ci sami znawcy życia i orły klasowe, które toczyły z was bekę na szkolnym korytarzu nie będą miały trudności w spojrzeniu wam w oczy, gdy będą kasować towar na kasie w Lidlu/Biedrze ;] (
Najsmutniejsze jest to że to jak szkoła wygląda nie zależy od uczniów ani nauczycieli tylko ministerstwa edukacji które postanowiło nie szczędzić grosza i wymagań na zostanie w zasadzie najważniejszym człowiekiem na ziemi czyli nauczycielem który musi uporać się z nieukształtowanym jeszcze człowiekiem jakim jest dziecko co często prowadzi do najzwyklejszego niszczenia się obu ze stron jedna drugiej dopieprzy i tak w kółko do końca tego całego pierdolnika a najważniejszy zawód moim zdaniem nauczyciel, ponieważ to właśnie ze szkół pochodzą wszyscy inni ludzie lekarze, architekci, prawnicy i w zasadzie wszyscy którzy pchają ten świat do przodu i zamiast zainwestować duże pieniądze w wypłaty dla ludzi którzy powinni znaleźć się na miejscach większości nauczycieli to zamiast tego ludzie o odpowiednich predyspozycjach do tego zawodu wolą uzyskać dobrze płatną pracę za swoje umiejętności i potem mamy wredne baby którym nie ułożyło się w życiu i siedzą takie powiedzmy na matmie i huja się nauczysz bo ani jej ani tobie się nie chce współpracować. I tak się czasem zastanawiam ile talentów by się odkryło gdyby odpowiednio edukowało się społeczeństwo i dało mu się większe pole do poszukiwania wiedzy niż tylko zapamiętywanie formułek o których zapomina się po sprawdzianie jeśli w ogóle komuś zechce się ich nauczyć i nigdzie indziej się większości nie użyje. Szkoła zamiast odkrywać nasze zainteresowania i poszerzać nasze możliwości próbując zrozumieć w jaki sposób powinniśmy pobierać wiedzę czy poprzez zapamiętywanie, wykonywanie ćwiczeń, uargumentowanie nam do czego dany temat jest potrzebny i w którą stronę możemy rozwijać się po nauczeniu się go poprzez to moglibyśmy zyskać zapał dzięki któremu brnęlibyśmy do przodu aby osiągnąć cel to uczymy się tego co nam pod mordę podsuną a jak nie zgodzimy się z tym albo zapytamy do czego na to potrzebne zwykle otrzymamy odpowiedź że nie powinniśmy się interesować to ja się kurde pytam kiedy mam się interesować jak nie w czasie mojej edukacji, mam czekać aż dorosnę i moja edukacja się zakończy żeby tak jak dakann postanowić że mam już tego dość i chcę zapomnieć o szkole?
Jak ja nienawidzę szkoły. Ta babka od nauczania początkowego, którą wmawiała wszystkim, że jestem jakimś autystycznym beztalenciem. Koledzy z klasy, którzy gnoili na każdym kroku z byle powodu przez dwanaście lat. Ahhh te wspomnienia...
Niby z czego ty się tyle uczysz w liceum? W pierwszej klasie jest dużo przedmiotów ,ale chyba logiczne ,że nie ma sensu uczyć się na wszystkie ,tylko wybrać te które nas interesują ,a resztę zdawać na 2-3. W drugiej klasie odpada połowa przedmiotów i znowu skupiasz się na tych które masz zamiar zdawać na maturze ,a resztę możesz olać. Nawet zła nauczycielka nie jest wymówką ,bo na internecie masz setki pomocy naukowych z każdego przedmiotu za darmo.
ja gimnazjum wspominam najgorzej. z placzem chodzilam do szkoly albo do niej nie chodzilam (mialam ponad polowe semestru opuszczonego) natomiast technikum mimo paru zagrozen wspominam niesamowicie dobrze. nauczycieli mialam spoko, podchodzili do nas na luzie, raktowali jak dorosle osoby a nie jak swoich poddanych. Mozna bylo z nimi porozmawiac na kazdy temat. Spoko technikum mialam, wrocilabym znowu ;)
Podstawówka to była dla mnie męka jako że przez większość czasu miałem tylko jednego znajomego i dopiero pod koniec poznałem ziomków z którymi kolegujemy się do dzisiaj (ruszyliśmy do tego samego Gimnazjum i w większości tego samego LO). Podstawówkę skończyłem z jedną z najwyższych średnich i drugim najwyższym wynikiem z "testu szóstoklasisty" czy jak się to gówno nazywało, mimo że nauczyciele mi mówili że jestem beznadziejny a na lekcjach spałem, opierdalałem się albo mnie nie było. W Gimnazjum dużo lepiej i nauczyciele faktycznie zmotywowali mnie do nauki- polskiego dalej nie ogarniam i mam ten przedmiot w dupie, ale angielski poprawiłem z dwój i trój w Podbazie na 5-6 w Gimnazjum. Ogółem ok. O LO nie mogę powiedzieć dużo bo to ta sama szkoła co Gimnazjum, no może poza faktem że w I LO miałem najwyższą średnią w życiu- i tak mi się średnia na nic nie przyda ale ok... Polskiego nie ogarniam i mam go szczerze w dupie, z historii mam najlepszą ocenę w klasie, z matematyki zaczęło mi iść chujowo, ale to z opierdalania się a rozszerzona Geografia i Angielski idą mi bardzo dobrze, a to wszystko mimo tego ile się nasłuchałem w Podstawówce że jestem zerem i nic nie osiągnę. Jeszcze sporo przede mną więc trzymajcie kciuki :)
Nigdy nie miałem aż takich problemów w szkole. Najgorsza była podstawówka, bo nauczycielka z klas 1-3 mnie nienawidziła. Po latach dowiedziałem się, że kiedyś pokłóciła się z moją matką i w ten sposób pewnie chciała się zemścić. W klasach 4-6 nie miałem już z nią styczności i nauczyciele mnie wtedy lubili, bo uczyłem się dobrze i nie sprawiałem kłopotów wychowawczych. Problemy zaczęły się gdy uczniowie zaczęli mnie prześladować na przerwach. To uczucie bycia zaszczutym pamiętam do dziś. Ale te problemy minęły już w gimnazjum. W gimnazjum największy kłopot miałem z okresem dojrzewania. Cały czas chodziłem smutny, źle się czułem. Ale tak poza tym to było w miarę ok. Stresu było też dość sporo, ale i tak na ogół wywiązywałem się z zadań bardzo dobrze.
szczerze powiem, że ten odcinek najbardziej mi się podobał i był najbardziej podobny do piątku i wcześniejszych serii :) Z tygodnia na tydzień czuć powrót klasyku i już nie mogę się doczekać następnych odcinków
Kij tam, że już spamowałem na fb, tu też to napiszę. Musiałem 2 razy puścić pewien fragment, aby upewnić się, że dobrze słyszę (w szczególności o 5 rano, kiedy wstawałem do pracy). Wpierw moje nazwisko, no cóż, mogło się zdarzyć, ale imię? To już przestałem wierzyć, że to przypadek. Dobry smaczek hehe.
Szkoła. Miejsce w którym poznałem dwóch najlepszych nauczycieli w swoim życiu. Gościa od historii i mimo, że jej nienawidziłem panią z polskiego. Bo mieli pasje.
Ech Grzesiu. Z każdym odcinkiem coraz bardziej rozumiem twoją postawę i się z nią utożsamiam co w gruncie rzeczy jest chyba raczej słabą opcją. Dzięki tobie widzę, że nie tylko ja tak patrze na całe otaczające nas gówno. Utrzymaj taką konwencję serii bo moim zdaniem nie tylko ja się z tym utożsamiam, a w zasadzie to myślę, że jest nas całkiem sporo. Trzymaj się mocno stary byku. Coco JUMBO i do przodu. Pozdro
Ja po szkole dochodziłem do siebie jeszcze kilka lat. Koszmar to mało powiedziane. Teraz rozumiem, że ten system edukacji był bardzo nie dla mnie (o ile dla kogokolwiek się nadaje). Tylko pozostaje problem, co z moimi dziećmi? Bardzo boje się posłać je do szkoły, wiedząc, że mi nie wiele brakowało a bym jej nie przeżył.
Jestem w 2 klasie liceum i powiem, że juz to wszystko zaczyna mnie przerastac. U mnie podstawowka to byl chujowy okres, ale nie dlatego, że bylo trudno czy cos, tylko po prostu było nijak xd Gimnazjum, oj tu sie zaczynała zabawa, wtedy będąc młodszym uwazalem, ze jest trudno etc ale teraz widze, że w tym gimie nie trzeba sie bylo nawet uczyc by miec srednią 4 (nie jestem ambitny w kwestii sredniej, wiec mnie to zadowoliło) ale na bank dobrą rzeczą, którą wyciągnąłem sa przyjaźnie i znajomosci oraz powolny zanik mojej niecheci do ludzi. A liceum to jeden wielki pierdolnik XD Nauki coraz wiecej, straszenie maturami, nazi matematyczka, której połowa uczniow nienawidzi i nie spadła jeszcze z rowerka, hustawki nastrojów co chwile i czasami wraca mi ta jebana aspołeczność XDDDDD Podejrzewam, ze za pare lat inaczej bede patrzeć na to wszystko i może wiecej rzeczy do mnie dojdzie, ale na chwile obecną nie widze jakis pozytywnych aspektów procz oczywiscie przyjaźni
skąd ja to znam... stres... strach paralizujący wszystko... dopiero po technikum w wojsku nauczyłem się mieć dystans do świata... gdybym mógł cofnąć czas...
Powiem Wam tylko, że ja byłem uczniem trójkowym, do tego dysleksja, wiecznie jakieś problemy, do samej matury siadłem tydzień przed. Osiągnąłem sukces wyłącznie dzięki własnej pracy i pomocy tych nauczycieli, którzy widzieli we mnie wartościowego ucznia. Za każdym razem, jak odbieram dyplom, złoty medal, czy puchar, to słyszę strzelanie jak z folii bombelkowej: To jest proszę państwa odgłos pękającej dupy wszystkich 5-kowych uczniów z moich klas, oraz nauczycieli, którzy uważali mnie za gówno. SYMFONIA!
Wow, ta seria jest niesamowicie mądra. Szacun. Swoją drogą myślałem, że "Barański" nie chodził do gimnazjum. No chyba, że powinienem to traktować jako kreację.
Ja w tej kwestii mam mieszaną opinię :) Jeśli chodzi o naukę, to dużo tego przez te lata się nie nauczyłem. Powód prosty, brak kierunku. Wszystkiego po trochu i chuja z tego wyniesiesz. Jestem teraz na studiach z dobrze widoczną dla mnie ścieżką i różnica jest diametralna. Podstawówka i gimnazjum = fajni ludzie, bardzo miło spędzony czas, chujowi nauczyciele (szczerze, nie mówiąc na złość) Technikum = jeszcze bardziej ciekawi i fajni ludzie, bardzo miło spędzony czas i, dla odmiany, bardzo fajni nauczyciele. Obserwując innych, to takie chybił trafił. Dużo zależy od jakości rocznika.