Pani Józefa razem z mężem Ryszardem dobrze wiedzą, co to znaczy wojna. Kiedy patrzą teraz na matki z dziećmi uciekającymi z Ukrainy, sami przypominają sobie swoje dzieciństwo. Dlatego bez wahania postanowili zrobić cokolwiek, aby pomóc ludziom w potrzebie. Kupili siatkę owoców, trzy gorące pizze i przynieśli je uchodźcom na dworzec w Przemyślu na Podkarpaciu.
Przyjeżdżają głównie kobiety z dziećmi. Mężczyźni zostali walczyć
To właśnie w Przemyślu na Podkarpaciu działa jeden z większych w kraju tzw. punktów recepcyjnych. Trafią do niego uchodźcy tuż po przekroczeniu granicy. Najczęściej są to pasażerowie specjalnych pociągów. A dziennie przyjeżdża ich sześć - wypełnionych po brzegi pasażerami.
W każdym ze składów jest nawet 2 tysiące osób. To głównie matki z małymi dziećmi. - Nasi mężowie, bracia, ojcowie zostali na miejscu. Muszą walczyć - opowiada Aleksandra, która do Polski uciekła z córką Maryną i siostrzenicą Snieżaną. Wsiadły we Lwowie. Do Przemyśla dotarły po 8 godzinach. - Strach i rozpacz są wielkie. Moje dzieci są duże, ale w pociągu było mnóstwo niemowląt. Całą drogę bardzo płakały…
WIĘCEJ: www.fakt.pl/wydarzenia/polska...
Subskrybuj kanał!
bit.ly/Fakt24SUB
26 фев 2022