Jestem z Gdanska. Moj tata byl marynarzem od 1979 do 2019... Moj dziadek tez spedzil spora czesc zycia na morzu. Moja sasiadka stracila ziecia na Kudowie albo na Busko. Kolega z podworka stracil tate, tez na jednym z nich. Zycie marynarza to zagrozenie 24/7. Jako dziecko widywalam tate 3-4 dni w miesiacu. Bylam wytykana palcami przez dzieciaki bo mialam czekolade, pomarancze, dzinsy i plecak z rozowa pantera. Ale nikt nie pomyslal o tym jak bardzo tesknie za tata, jak potworne sa godziny niepewnosci czy tata wroci z rejsu. Tata stracil sporo przyjaciol na morzu (Prom Heweliusz)...
Rozumiem Cię... To naprawdę przykre... Nieżyjący już Jurek Porebski, jeden z tych, którzy wypromowali ruch szantowy w Polsce mawiał: "Choroba morska trwa dzień. Czasem dwa. Ale niektórzy chorują całe życie..." Myślę, że Twój Ojciec Cie bardzo kochał. Ale kochał także morze. Nie można wartościować kogo mniej, kogo bardziej. Po prostu inaczej...
Witaj w klubie dzieci marynarzy. Ty miałaś szczęście do ojca. Jako dziecko byłam na Dusznikach, poznałam też ofiarę Heweliusza i nie tylko tej katastrofy. Mój ojciec wypadł raz za burtę. Mimo dramatu i otarcia się o śmierć niestety nie był przywiązany do naszej rodziny, nie dbał o nas. Koledzy w szkole pytali po jego powrotach co mi przywiózł, prosili: przynieś coś, ale ja nie miałam co, więc uznano mnie za niekoleżeńską. Wielu marynarzy miało problemy z nałogami, hazardem. Gdy w latach 50-tych zapominali przesyłać do kraju pieniądze, PLO zdecydowało przesyłać gwarantowaną część pensji rodzinom. O tę praktykę mój ojciec miał straszne pretensje i nawet poszedł awanturować o to do PLO. Potem inni marynarze próbowali go „naprostować”, ale bez skutku. Ojciec żyje do dziś, ale nie zmienił się ani trochę. Nie mamy kontaktu, zostały mi tylko wspomnienia.
Można powiedzieć ,że od początku do końca historia tych statków to katastrofa. Budowa , eksploatacja, braki w wyszkoleniu. To nie mogło inaczej się skończyć. Mega ciekawy podkast. Pozdrawiam.
Pokazuje jak na morzu sumuje się pula błędów i gdy pęka najsłabsze ogniwo jest tragedia. Wiekszosc katastrof morskich to wlasnie skutek braku szacunku do żywiołu. Dobry kapitan nie wyplywa z wadliwymi elementami, jest nim takze załoga. W lotnictwie doprowadzono to do perfekcji ale na morzu roznie bywa.
Po tej tragedii poprawiono szkolenie w ośrodku ratownictwa morskiego w Gdyni. To jak przetrwać w zimnej wodzie, jak się posługiwać środkami pirotechnicznymi, jak korzystać z łodzi ratunkowej, itp. Obecnie jest lepiej na statkach morskich,tragedie uczą pokory wobec morza. Cześć ich pamięci.
Z budową w polskich stoczniach statków dla ZSRR jest jeszcze jedna sprawa. Poza rozliczaniem zakupu w rublach transferowych, co było bardzo niekorzystne, to równie ważna była sprawa napraw gwarancyjnych. Po około roku od przekazania do eksploatacji statki wracały do stoczni, w celu usunięcia usterek. W przypadku statków pod banderą radziecką wracały, ale w stanie wybebeszonym - dosłownie! Wszystko co dało się zdjąć czy odkręcić - znikało. Do tego stopnia, że często statki te przypływały na holu jako niezdolne do żeglugi. A stocznia musiała je ponownie doprowadzić do stanu zgodnego z projektem - oczywiście na nasz koszt.
Ja o tym nie słyszałem, ale wierzę, że tak było. Wszyscy wiemy kim byli i są nadal włodarze kremla. Poza tym samo zlecenie budowy tych statków, pokazuje brak logiki wschodniej gospodarki centralnie sterowanej. ps; z pierwszej ręki znam historie o tym, w jakim stanie zostawiano obiekty, po wycofaniu wojsk dumnej AC.
@@katastrofymorskie Ja to słyszałem od jednej z osób bezpośrednio przy tym pracującej. Niestety dziś to już nie do zweryfikowania - czas robi swoje i coraz więcej osób odchodzi.
Vito, bardzo ciekawie opowiadasz, ale wiele z tych historii jest bardzo przygnębiających...Ręce opadają, dłonie zaciskają się w pięści,a zęby same zgrzytają, jak się słucha do ilu katastrof doszło skutkiem niekompetencji, niedouczenia, lekceważenia, czy też głupoty. Dziękuję i pozdrawiam. P.S. Pamiętam to zdjęcie trumien ze zwłokami marynarzy z MS Kudowa Zdrój, chyba w ówczesnym MORZU. Napis - " Nigdy więcej takich powrotów".
Najgorzej jak młodzi oficerowie chcą szybko awansować a statki są stare albo tak jak Zdroje zbudowane. Toteż jakże słusznym jest napis wykonany na tablicy z brązu wmontowanej w ścianę Szkoły Morskiej w Plymouth w 1914 roku , na której widnieje napis :" Boże chroń nas przed starymi statkami i młodymi kapitanami".
Tata plywał ponad 30 lat. Dzieki Bogu miał szczęście do dobrych kapitanów i dobrych kolegów. Szczerze mówiąc nigdy nie myślałem że coś się może stać. Tata jechał do pracy wracał po paru miesiącach i tyle. Yeraz jak to oglądam to włos się jeży na głowie. Teraz plywa moj brat mam nadzieję że też szczęśliwie będzie wracał do domu.
Pozdrawiam z..... Chrzanowa. To vo stało się np. z Buskiem to jeden z wielu przykładów polskiego jakośtobedzizmu. I tak jest po dzis dzień, w każdej dziedzinie.
@@marekkotek4472 Nie syp bzdurnymi dogmatami, niekiedy jest odwrotnie. W komunie w firmach inżynierowie rządzili . Dziś księgowi patrz: Boening z oszczędnościami na jednym czujniku.
Busko Zdrój miał wiele więcej problemów technicznych i został wręcz wypchnięty w morze. Miał problemy z zacinającym się sterem, wodę morska dostawała się do zbiorników paliwa oraz do zbiornika wody słodkiej, nieszczelne włazy ładowni . Wszystkie te problemy wyszły podczas rejsu poprzedzającego tragedię. Statek miał je mieć usunięte podczas postoju przyczyn przecieków i usterek nie zdążono ustalić i wyeliminować. Postoju był bardzo krótki, statek wyszedł w morze tydzień przed planowanym terminem, nigdy z tego rejsu już nie wrócił.
"Niezrozumiany był fakt" - zanim doczekałam wytłumaczenia, to już spadłam z fotela ze śmiechu, bo pamiętam tamte czasy... 🙃 Toż oczywiste, że były "wytyczne polityczne"...
Pamiętam tą historię z dzieciństwa, zawsze interesowałem się sprawami morskimi. Teraz zawsze zdaję sobie pytanie o genezę problemu. Zawsze będą polityczne i finansowe układy, fatalne zarządzenia, przekupstwo i niekompetencja. Pytanie brzmi- czy musiało dość do tych katastrof? Oczywiście były one zbiegiem wielu okoliczności do których przyczynili się ludzie. Ludzie ci, szczególnie ci którzy mieli kompetencję i jakąś miarę władzy, w pewnym kluczowym momencie nie powiedzieli NIE. Nie dla odbioru wadliwej konstrukcji. Nie dla wpisania statków w rejestr polskiej floty. Nie dla wadliwego załadunku. Nie dla wyjścia w morze, itd. Moim zdaniem, podstawową przyczyną tych złych zdarzeń, był STRACH. Strach przed konsekwencjami ( w ujęciu osobistym ), strach przed utratą stanowiska ( strach przed utratą pracy raczej nie wchodził w grę, to był socjalizm ), strach przed negatywną oceną itd. Ogólnie strach przed człowiekiem. Oczywiście w tym miejscu ktoś może powiedzieć, że jak ten czy inny by się przeciwstawił, wyznaczono by kogoś innego na decyzyjne stanowisko. To prawda, ale prawdą jest też to , że gdyby była jedność i nikt by nie wyraził zgody na takie postępowanie, wtedy nie doszło by do tego wszystkiego. Nie mówię już o obciążającym sumieniu osób bezpośrednio zaangażowanych. Po co to wszystko piszę? Ponieważ teraz też jesteśmy o krok od katastrofy, jeżeli teraz wspólnie nie powiemy twarde NIE, czeka nas i nasze dzieci powrót do tamtych czasów, tylko w znacznie gorszym wydaniu. Jeżeli pozwolimy by zawładną nami STRACH- przegramy! Nie jakieś tam pieniądze, wygody, luksusy, czy co tam jeszcze. Utracimy naszą WOLNOSC!!!
W tamtym cczasie pracowałem w Urzędzie CelnymGdańsk na tzw Nabreżu Wiślanym gdzie cumowały te jednostki. Z przykrością muszę przyznać, ze tak na jednym jak i drugim byłem na odprawie wyjściowej. Ostatni Polak z Polski. Bardzo to przzykre. Znałm te załogi.
Dziękuję pięknie. Tym bardziej miło mi to słyszeć, że wszystko (i na tym, i na 'tym drugim kanale - opis pod każdym filmem) jest dziełem jednej osoby: od pisania tekstów, poprzez nagranie, montaż, mastering, montaż filmu i robienie grafik...
Poczatek - BARDZO MI SIE PODOBA - dziekuje , co do reszty - coz szkolenia pewnie sie odbywały ale polacy zawsze sa madrzejsi i nie uwazali albo w ogole to ich nie interesowało jak ktos nie chce sie uczyc to nic nie pomoze jak widac wyposarzenie pozwalalo na spokojne przetrwanie 10 dni na morzu - czyli PRL dbał o swoich ludzi a jesli byli TĘPI to nic juz sie na to nie poradzi akurat morze powietrze kosmos sa srodowiskami ktore potrafia zweryfikowac ludzi , wytkanac najmniejszy bład i go spotegowac i jesli ktos sie tam pcha - to musi o tym wiedziec szkoda naszych ludzi ale sami sobie winni - nie katastrofy- tylko tego ze nie potrafili przezyc nie jestem zeglazem ale ja laik wiem ze w takich warunkach cieplota ciała jest najwazniejsza
Rada Wzajemnej pomocy Gospodarczej, czyli RWPG. Ówczesne odczytanie tego skrótowca - Gomółka podzielił wsztystko równo, Rosji wszystko, Polsce gówno...
Miałem wiele lat Muscela M-461. Nigdy mnie nie zawiódł. Co nie oznacza, że te statki były ok. Ale nie można generalizować. Słaby statek z dobrą załogą może sobie poradzić. Gorzej, gdy i statek i załoga jest słaba. Wtedy kłopoty przychodzą same .W tych przypadkach , poziom wyszkolenia załogi jest identyczny, jak cały PRL. To nie mogło się udać. Na lądzie powoduje to straty. Na morzu kończy to się śmiercią
Busko Zdrój zatonęło podczas gdy załogi innych statków zupelnie zaniedbały i zlekceważyły sygnał ratunkowy... Az niewiarygodne . Same zaniedbania także wśród własnej załogi. Ciekawy podcast. Lepiej późno posłuchać niż wcale.
Co jest powodem, że za ka,dym razem zamiast ratować statki uznają, że zrobi to ktoś inny? Kasa? Kto szkoli marynarzy, którzy nie wiedzą co i jak zrobić w takich krytycznych sytuacjach? Czy teraz jest lepiej?
Na morzu dobry kapitan szacuje sume błędów. Tutaj to było aż proszenie sie o tragedię. Brak wyszkolenia,widac zaniedbanie cwiczeń, złe rozmieszczanie ładunku jakby bez świadomości jego przemieszczenia no i wady konstrukcyjne. Przypomniał mi sie przypadek o jakim kiedyś w MSiO czytalem jak anglicy zrobili liniowce z kilkoma pokładami dzialowymi, które mialy za wysoko punkt ciężkości i kompletnie nie nadawały sie do rejsów powyzej siódemki. Naprawa poprzez usunięcie najwyzszego pokladu niewiele dała bo stały się zbyt "twarde" i uszkodzeniom ulegał takielunek. Żywioł nie wybacza błędów. Pozdrawiam
Tia... winni byli rozbitkowie, bo po doświadczeniu z pierwszą niesprawną rakietą nie szamotali się z następnymi, w dodatku z braku sił nie zamknęli "drzwi" do tratwy. A oskarżony w procesie był kapitan tego jedynego statku, który ratował... W obu przypadkach do katastrof doszło na skutek "radosnej twórczości" oficera odpowiedźalnego za załadunek, jak sądzę - zmuszonego do wykazywania 150% normy... ps: pamiętam zdjęcia uratowanego rozbitka, przedrukowane w ówczesnej prasie, wykonane z góry, chyba z helikoptera...
0:52 A nawet własny port macierzysty - czyli Szczecin... Bo tak były rejestrowane statki czechosłowackie (kto wie, jak są rejestrowane obecnie statki czeskie i słowackie?). W końcu najprostszą drogą dostępu do morza dla Czechosłowacji była Odra z morskim portem w Szczecinie, dziś dla Czech nadal pozostaje, ale co ze Słowacją?
Ja pier.... Jak oni plywali wogole, jak mieli takie problemy z obliczaniem, podawaniem pozycji... Przeciez oni sami nie wiedzieli gdzie sa. Chyba wyplywajac z portu brali kurs na port docelowy i cieszyli sie, jak sie okazalo, ze doplywaja.
Wrak Buska został odnaleziony i penetrowany. Zdjęto z niego łańcuchy kotwiczne i zabrano do Miasta Buska. Tam ułożono je w poprzek ul Mickiewicza. Były pamiątką po statku do tzw rewitalizacji ulicy. Prawdopodobnie poszły na złom
Rumunescu sa geniuszami w zawodzie ZEBRACTWO / Wiem , bo w Szkocji jest ich od groma/. A komu w komuszym lbie przyszlo, zeby Polsce statki budowali??? Ja bym nie zlecil wykonania mietly do zamiatania podworka osranego przez kurki!...
@@katastrofymorskie Głos masz podobny do dziennikarza Krzysztofa Szewczyka - prowadził w tv "Dozwolone od lat 40" i "Wideoteka dorosłego człowieka" z Marią Szabłowską.
@@katastrofymorskie Mam pewne informacje dotyczące rodziny jednego z zaginionych marynarzy ze statku Kronos. Chodzi o nadzieje które bliscy zaginionych żywili przez wiele lat po katastrofie i różnego rodzaju teorie spiskowe.
Oczywiście bardzo łatwo jest komentować siedząc - jak ja - na kanapie, ale jednak niepojęte, że kapitan nie potrafi podać współrzędnych swojego statku, że "radio" nie powiadamia kapitana o odebraniu wiadomości o katastrofie, że nikt na statku nie posługuje się językiem angielskim...
Wbrew pozorom - to dość jasne... Dziś mamy systemy satelitarne, które podają pozycje statku. Albo twoja na telefonie, jak się zgubisz we włoskiej Weronie i nie wiesz jak do hotelu wrócić. Ale przecież nie zawsze tak było! Kiedyś byś sekstant (jak było słońce) i pozycja zliczona: zliczało się czas, prędkość i kurs kompasowy. I wówczas można było określić swą pozycję na mapie. Ale... Ale wiatr i prądy morskie powodują, że wszystko się 'rozjeżdża'. Trochę przejaskrawię, ale to dla wyjaśnienia zagadnienia. Płyniesz z prędkością 6 węzłów. Tyle podaj log. Ale płyniesz z prądem który ma prędkość 2 węzły, więc nad dnem poruszasz się z prędkością 8 węzłów. Albo w drugą stronę: płyniesz pod prąd. Więc twoja prędkość nad dnem jest 4 węzły, a nie 6. I spróbuj podać dokładną pozycję zliczoną... A język angielski? No cóż... Angielski angielskiemu nierówny. Mieszkam ponad 20 lat w kraju angielskojęzycznym i - uwierz mi - czasem zrozumienie kogoś jest naprawdę trudne. Rosjanie mają bardzo miękki angielski, Szkoci - niezwykle twardy, Hindusów naprawdę bardzo trudno jest zrozumieć, że o czarnoskórych nie wspomnę. Poza tym są kraje, w których angielski jest jednym z języków. Tyle, że ma on naleciałości z języka rodzimego. Pracowałem kiedyś z chłopakiem z Kamerunu. Konia z rzędem temu, kto wie co to jest 'kukumba*" albo "lifta**". Więc oficer na mostku, nauczony oxfordziego angielskiego, może kompletnie nie zrozumieć rodowitego anglika, który mówi slangiem albo Irlandczyka w West Cork (ten region zaczyna się 30 km ode mnie za zachód) który nie powie "west" jako "łest", ale "weszt" ze śpiewnym akcentem. Z resztą... Irlandczyk nie powie Very much (wery macz), ale [wery mocz]. Uwierz mi: można znać angielski i... nie dogadać się po angielsku. --------------------- *"KUKUMBA" - cucumber - ogórek **"LIFTA" - Lift - winda
@@katastrofymorskiebardzo dziękuję za obszerne wyjasnienie. Trudnosci w okresleniu polozenia nie bralam pod uwage, bo zupelnie nie wiedzialam, jak wiele czynnikow ma na to wplyw. No ale nie przekazanie kapitanowi informacji o katastrofie to chyba, co - o ile dobrze pamietam - zdarzylo sie na kilku statkach, o których opowiadales, to chyba jednak cos nie tak? Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za Twoja pracę
@@beatadubikajtis8202 Na początku XX wieku, Włoch Marconi wprowadził radio na statki. Nawiasem mówiąc, około 150 km od mojego domu znajduje się miejsce, z którego Marconi dokonał transatlantyckiego połączenia. Dziś radiooperator, potocznie zwany "drucikiem", ma obowiązek dostarczać meldunki na mostek. Na wielu jednostkach pokoje radiooperatorów znajdują się w bezpośredniej bliskości mostka. Ale nie zawsze tak było. Na Titanicu na przykład, dostarczanie meldunków było dobrą wolą radiooperatorów, ponieważ... nie byli oni członkami załóg. Płaciła im firma należąca do Marconiego, a jej - pasażerowie, którzy ta drogą dowiadywali się na przykład o wynikach gonitw koni, albo umawiali się na partyjkę golfa. Z tego firma żyła, więc meldunki o górach lodowych mogły poczekać... Później - na szczęście to się zmieniło. Acha... Na początku łączności dokonywano wyłącznie alfabetem Morse'a.
Po polsku. To jak najbardziej poprawny zwrot frazeologiczny. Polecam "Słownik języka polskiego PWN" pod redakcją prof. Witolda Doroszewskiego. Jeśli w domu nie masz, to znajdziesz w każdej bibliotece.
Drogie Katastrofy morskie, statki te nazywaliśmy „Zdroje”. Po drugie nadbudówki były ALUMINIOWE . Po trzecie „Informacja o stateczności” czyli dokumentacja wg której każdorazowo oblicza się aktualną stateczność statku była policzona w Gdańsku i była poprawna. Zdroje nie przewracały się z powodu nadbudówek, decydował raczej „czynnik ludzki” niestety. Tak jak w obu przytoczonych przypadkach. Pływałem na jednym ze Zdrojów.
Mnóstwo błędów i zaniedbań i jeszcze nieporadność kapitanów na innych statkach , troche rozbujane morze ... i to wystarczyło . Cud , ze sie w ogóle ktoś uratował . Niskiej jakości budowa i użycie słabszych materiałów , brak ratowniczego przeszkolenia załogi , po zły załadunek i nie uwzględnienie niekorzystnych warunków atmosferycznych - to wprost proszenie sie o nieszczęście . Jak długo jeszcze żywioł będzie uczył ludzi rozsądku ? Ile jeszcze ofiar i pływających jednostek pochłonie ?
Wiesz... Człowiek jest tylko człowiekiem... Rządzą nim emocje... Czasem brak wiedzy, czasem nieporadność, czasem strach... Piszę właśnie o Piłsudskim. Być może statek dałoby sie uratować - ale niecały miesiąc wcześniej w bazie Scapa Flow zatopiono Royal Oak. Zatonął w ciągu 13 minut. Na Piłsudskim mogła zadziałać zbiorowa psychoza: jeśli taki wielki okręt zatonął w ciągu 13 minut - to my mamy mniej czasu... Miedzy bielą a czernią jest mnóstwo barw pośrednich...
Świetny materiał.... Tylko na Boga nie "podcast"... co to w ogóle jest podcast... Są audycje, reportaże, wywiady, felietony. Trzymajmy się języka polskiego.
Język jest tworem żywym. Oto definicja z wikipedii: "Podkast może mieć formę nieformalnego bloga, profesjonalnej audycji radiowej, kursu językowego lub hobbystycznego albo odcinków historii czytanej przez lektora. (...) W Polsce zjawisko podkastingu pojawiło się na początku 2005, a za pierwszy podkast uznawana jest audycja „Warsaw calling”(...) Pisownia spolszczona - przez „k” - jest coraz częściej spotykana, mimo że wielu podkasterów preferuje pisownię przez „c”. (...) Wyraz ten ugruntował się w języku polskim, o czym świadczy jego odmienność w praktyce językowej i istnienie spolszczonej formy ortograficznej.(...)" Powiem tak: świata nie zmienisz. Dziś komputer jest czymś zupełnie normalnym i powszechnym, choć pamiętam czasy, gdy był to "mózg elektronowy".
Busko Zdrój zatonęło podczas gdy załogi innych statków zupelnie zaniedbały i zlekceważyły sygnał ratunkowy... Az niewiarygodne . Same zaniedbania także wśród własnej załogi. Ciekawy podcast. Lepiej późno posłuchać niż wcale.
