Dziękuję Panu za poświęcanie czasu na dokształcanie mnie 🙂 i co za tym idzie za tą publkację. Czytając komentarze pomyślałem że poproszę tą drogą o poświęcenie też choćby chwili (no nie tylko dla mnie) na omówienie - raczej wstępne bo temat jest nowy i rozwojowy - publikacj w "Nature" a mianowicie "Mikronowa". W nietuzinkowym gronie pracował nad tym artykułem również Jean - Pierre Lasota a zespół działał pod wezwaniem ESA z niemałym polskim wkładem. To moim zdaniem absolutnie ciekawe novum astrofizyczne - założenia i obserwacje tytułowych "Mikronowa(ych)". Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.
Super, dziękuję. Nie pamiętam dokładnie, ale sporo lat temu gdzieś czytałem, o eksperymencie polegającym na drukowaniu z piasku stopionego przez "piec słoneczny". Na Marsie czy innych ciałach niebieskich używane metody i materiały będą musiały być ekstremalnie proste. Super żele, proszki i komplikacje raczej nie wchodzą w grę.
Jeśli chodzi o drukarkę 3D na bazie żywicy, tego typu, o ktorym była mowa, to tak się składa, ze na arnh.eu znalazło się swojego czasu omówienie takiego sprzętu i najłatwiej zrozumieć jak to działą na bazie tego filmu: ru-vid.com/video/%D0%B2%D0%B8%D0%B4%D0%B5%D0%BE-VvaS4BfNgrA.html Oczywiście tu omawiany jest sprzęt do druku plastikiem, a nie szkłem.
Panie Łukaszu - z racji na to, że zapewne nie ma pan konsoli PS5 lub innej podobnej, to tłumaczenie, czym jest feedback haptyczny sprawiło panu wiele problemu. Tymczasem to domyślny sposób komunikacji między palcami gracza a kontrolerem. Dobry symulator jazdy oddaje też na kierownicę zachowanie pojazdu, a nawet istnieją tak szczegółowe, specjalistyczne symulatory (np używane przez kierowców F1), które dają wrażenia haptyczne na fotel, czy pedały, bo są one wyposażone w odpowiednie silniki i siłowniki przenoszące te wrażenia. Jednym słowem - nic szczególnego. Technologia znana od dobrych 30 lat i nie trzeba jej zbytnio tłumaczyć, zwłaszcza graczom, w szczególności tym symulatorowym.
Zabawny tytuł - niekoniecznie. Bajtowy abstrakt już tak. Opisywanie w abstrakcie wniosków które w samej publikacji nie są opisane jako takie pewne, lub dotyczą sytuacji bardziej szczególnej, to niestety częsta sytuacja. Podobnie jak dobieranie do cytowania prac, z których czytało się tylko abstrakt i zawiera on wniosek który chce się u siebie podać.
ERRATA! W komentarzu tym popełniłem ważny błąd, który słusznie został mi wyytknięty, ale zostawiam go, bo to dobra lekcja dla wszystkich, którzy bedą go czytać w przyszłości. Oryginalna treść: tu musze zdementować, jakoby satelita geostacjonarny mógł sie poruszać tylko na pewnej orbicie. Tak nie jest. Może on się poruszać na dowolnej orbicie teoretycznie od około 25 km do około 100 tyś km i wyżej, ale wyniesienie satelity jest juz mało opłacalne. Poniżej około 150 km atmosfera jest już na tyle gęsta i teoretycznie nadal by się dało, ale już nie tylko na bazie nadanego pędu, ale pod działaniem silników i na przykład Starlinki latają właśnie na tej granicy, gdzie jeszcze szczątkowa atmosfera występuje (między 340 a 550 km mniej więcej) i od czasu do czasu silników używają, ale nie stale. ISS też od czasu do czasu musi być przyspieszana, zeby nie opadła, bo te 408 km to nadal jest w atmosferze, choć szalenie rzadkiej, to jednak delikatnie spowalniającej ruch. Za nisko też nie osiągamy tak zwanej pierwszej prędkości kosmicznej i opadniemy na powierzchnię planety grawitacyjnie, po mniej lub bardziej ostrej paraboli, wykonując może kilka obrotów raptem. A po co nam satelita z terminem ważności kilku dni, a nie kilkanaście lat chociażby? Bo różnica między orbitą jednej a innej wysokości leży w prędkości ruchu - po prostu tej samej doby musi on wykonać ten sam pełny obieg wokół Ziemii, więc mając wyższą orbitę, również długość okręgu, jaki ona wyznacza jest większy, więc i prędkość lotu wyższa. I to tyle. A sama idea geostacjonarności polega nie tylko na synchronizacji prędkości, tak, aby poruszać się idealnie w tempie obrotu planety wokół osi, ale jeszcze trzeba to robić wzdłuż równika (lub teoretycznie dowolnego równoleżnika, ale nad równikiem "widać" satelitę praktycznie z kazdego miejsca, bo im bardziej na północ tym gorzej z zasięgiem na półkuli południowej i na odwrót - zwłaszcza na niskiej orbicie. Tak że punkt, nad którym satelita wisi, zarówno co do współrzędnych, jak i wysokości można dobrać dowolnie, ale pewne parametry nalezy dostosować - generalnie najlepiej jak jest na tyle wysoko, żeby atmosfera nas nie spowalniała, ale na tyle nisko, żeby wyniesienie było w miarę tanie i kontakt z satelitą nie trwał za długo - stąd choćby Starlinki są tak nisko. I podejrzewam, ze wiem skąd w głowie pana Łukasza liczba 36 tyś km - to jest mniej więcej wysokość osadzenia systemu GPS, absolutnie najpopularniejszej floty satelitów geostacjonarnych. EDIT A co do satelitów asteroidostacjonalrnych, to może być problem... tam prędkość ucieczki jest śmiesznie mała, bo masa jest mała i albo orbita musi być bardzo niska, albo nam się ona nie utrzyma stabilnie. No i prędkość obrotu wokół własnej osi jest przeróżna... za dużo parametrów do utrzymania. Tu bym olał stacjonarność i stworzył po prostu orbitę wokół asteroidy, nieco utrudniając stałą komunikację z łazikiem, ale ułatwiając w ogóle stworzenie tej orbity, bo nie musimy synchronizować sobie prędkosci i osi obrotu, a dobrać dowolnie, tak, aby utrzymać to stabilnie - a przy odpowiednim kształcie asteroidy, wystarczy krążyć wokół tej półkuli, na której mamy łazika...
Muszę zdementować twoje zdementowanie :) Konkretne orbity mają swoją "naturalną" prędkość, która jest utrzymywana bez używania silników (jeżeli pominiemy opory powietrza o których wspominałeś). Im niższa orbita, tym obiekt porusza się z większą prędkością - zarówno bezwzględną w km/h jak i w stosunku do powierzchni Ziemi - i tak np. stacja kosmiczna na wysokości ~400km robi pełną orbitę w 90 min, GPS na wysokości ~20 000 km pokonuje orbitę w 12 godzin, a satelity geostacjonarne na wysokości 36 000 km robią pełną orbitę właśnie w 24 godziny. Tylko satelity geostacjonarne będą zdawały się "wisieć" nad jednym punktem ziemi przez cały czas trwania orbity. Istnieją jescze satelity geosynchroniczne które przez pewien okres czasu (najczęściej w punkcie najbardziej oddalonym od ziemi) utrzymują się nad mniej więcej tym samym punktem powierzchni Ziemi - najlepszym przykładem są chyba radzieckie satelity Mołnia służące do komunikacji na wysokoich szerokościach geograficznych. Oczywiście da się teoretycznie uzyskać dowolną prędkość na dowolnej orbicie, jednak wymagałoby to stałego odpalenia silników albo do przyspieszenia albo spowalniania, czego nikt nie robi ponieważ byłoby to bardzo kosztowne, i w gruncie rzeczy bezcelowe, ponieważ dużo tanisze i łatwiejsze byłoby po prostu wyniesienie satelity na daną orbitę. Systemy starlink i GPS nie są geostacjonarne, cały czas przemieszczają się po niebie, co w przypadku np. starlinka dało się często zauważyć nawet gołym okiem - jednak w ich przypadku nie ma to znaczenia ponieważ w przypadku starlinka jest on na tyle blisko że wykorzystanie anteny wielokierunkowej do odbioru sygnału nie stanowi problemu, a w przypadku GPS ilość i rodzaj przesyłanych informacji również pozwala na wykorzystanie anten wielokierunkowych w odbiornikach.
@Preedx2 przyznał bym Ci rację, ale no nie mogę... bo nie bierzesz pod uwagę ważnego czynnika, jakim jest masa. bo to, ze dane ciało porusza się po orbicie jest spowodowane zakrzywieniem jego ruchu siła grawitacji, stanowiącą tutaj siłę dośrodkową, co nam nieco poszerza zakres orbit geostacjonstnych... tu fakt, zagalopowałem się nieco z tym zakresem dowolności. Ale geosynchroniczność, jeśli mnie pamięć nie myli to zupełnie inne zjawisko. Taki geosynchroniczny satelita okrąża Ziemię w czasie doby, ale nie porusza się równolegle z równikiem, a pod dowolnym kątem, może nawet latać prawie, ze dookoła biegunów. Najczęściej jednak rysując jego trajektorię na globusie mamy tak jakby ósemkę (znaczy, gdyby nie uwzględniać ruchu Ziemi, bo technicznie to będzie sinusoida zwężona do linii pojedynczego południka, bo planeta goni tego satelitę cały czas). Szczególnie popularna jest opcja przelotu w płaszczyźnie ekliptyki, czyli pod kątem do osi obrotu Ziemi, jaki ta jest pochylona - leci on w cyklu 24h w puncie ):00 mijajac równik, po 6h zwrotnik Raka, po 12h znowu równik, po 18 zwrotnik Koziorożce i po 34 punkt wyjścia, taka oscylacja w góre i w dół. Geostacjonarny ma oscylację zniwelowaną do zera. No i przede wszystkim nie stałe działanie silników, to nie gwiezdne wojny i tak fizyka nie działa w przestrzeni kosmicznej, a pojedyncze krótkie impulsy korygujące od czasu do czasu - przyspieszające lub zwalniające. I swoją drogą przy odpowiednim dobraniu parametrów można celowo spowalniać się atmosferą, a przyspieszać grawitacją, jednak obie ta rzeczy destabilizują orbitę i trzeba korygować i tak silnikami. choć są i satelity celowo obliczone na zdeorbitowanie poprzez taką naturalną korektę grawitacyjno-atmosferyczną i nawet nie sa wyposażane w silniki dla zmniejszenia ciężaru.
@@nihilistycznyateista odnośnie masy - nie wiem co ten paragraf zmienia w mojej wypowiedzi - masa orbitującego ciała ma oczywiście wpływ na orbitę tego ciała jeżeli bieżemy pod uwagę fizykę relatywistyczną, jednak dla konkretnego przykładu orbiity geostacjonarnej (która jest rzędu ~36 000 km) przy masach satelit rzędu kilku ton w porównaniu do masy Ziemi rzędu 6*10^21 tony wynosi znacznie mniej niż 1 metr - jest to odległośc pomijalna w porównaniu z innymi wpływami na orbitę satelity, jak np. pozycja Księżyca i Słońca, lokalna grawitacja Ziemi czy też pozycja setek innych satelit na orbicie geostacjonarnej. Masa satelity miałaby istotne znaczenie dopiero wtedy, gdyby ten satelita ważyłby istotny % masy Ziemi - w przeciwnym przypadku masa jest pomijalna i mniejsza od błedu z jakim jesteśmy w ogóle stwierdzić jak wygląda orbita danego satelity np. przy pomocy teleskopów czy GPS. geostacjonarność jak najbardziej nie jest tym samym co geosynchroniczność, tutaj się zgodzę - jest to szczególny przypadek geosynchroniczności (torchę jak kwadrat jest szczególnym przypadkiem prostąkąta) - ale najbardziej popularne satelity geosynchroniczne (patrz Mołnia albo GPS) wcale nie mają cyklu orbitalnego 24 godzinnego, lecz 12 godzinny, z tym że odrobinę inaczej niż piszesz ich orbity nie muszą być podzielone na 4 równe części (niektóre, jak GPS są, ale większość nie), a są bardziej eliptyczne co pozwala satelicie na pozorne unoszenie się nad jednym punktem przez dłuższy czas (patrz Mołnia (Молния dla łatwiejszego googlowania w języku rosyjskim bądź angielskim :) ). Ich trajektoria na globusie od ósemki bardziej przypomina mi nakładjące się na siebie pisane małe litery u albo w - chętnie podlinkowałbym screena ale boję się że Youtubowy automoderator usunie mój komentarz :) Odnośnie paragrafu trzeciego - nie istnieją obecnie takie satelity które mogłyby urzymywać orbitę geostacjonarną na wysokości znacznie mniejszej niż ta "prawdziwa" geostacjonarna poprzez impulsowe odpalanie silników. Ziemia obraca się z prędkością 460 m/s na równiku podczas gdy np. ISS porusza się z prędkością 7 660 m/s - nawet przy stałym odplaniu silników oznaczałoby to że musimy w każdej sekundzie zmniejszać naszą prędkość o 7 200 m/s (oraz pokonywć przyspieszenie grawitacyjne, jednak na korzyść twojej hipotezy to pominę). Silniki startowe rakiety np Falcon 9 SpaceX mają moc ~5000 kN - oznacza to że dla 1 tony ładunku (masa większości satelit komunikacyjnych) mogą one zmienić prędkość o 5000 m/s w każdej sekundzie - za mało w porównaniu do wymaganych 7 200 m/s. Oznacza to że przy nawet ciągłym używaniu silników nie udałoby się utrzymać geostacjonarności na tak niskiej orbicie. Nawet na orbicie satelity GPS który na 20 000 km porusza się z prędkością 3 200 m/s oznaczałoby to że silniki trzeba odpalać co 1 sekunde na 1 sekunde. Miej na uwadze że moje obliczenia pi * drzwi nawet nie próbują uwzględnić masy tych silników (około pół tony, czyli 50% wagi satelity) , nie mówiąc nawet o masie paliwa (Falcon 9 wypala około 2000 litrów paliwa na sekundę). Spowalnianie atmosferą nie pomaga ponieważ na tak niskiej wysokości prędkości są zbyt duże żeby uzyskać odpowiednie przyspieszenie ~7200 kN. Oczywiście, jest to realny manewr wykonywany przez satelity (z najbardziej znanych np. Teleskop Hubbla), jednak zmiany prędkości satelity poruszającej się pare tysięcy metrów na sekunde możemy mierzyć w dziesiątkach, może optymistycznie w setkach metrów na sekundę, w przeciwnym wypadku opór powietrza spali naszego satelitę. Przyspieszenie grawitacją jest właśnie orbitą - bez ingerencji trzeciego obiektu nie zyskamy tutaj nic, ponieważ przyspieszenie grawitacyjne ciała macierzystego jest już uwzględnione, i jest właśnie tym co trzyma nas na orbicie i nie pozwala odlecieć w głęboką przestrzeń kosmiczną EDIT: masz trochę racji w tym, że TEORETYCZNIE jest to możliwe, jednak z twoich komentarzy odnosze wrażenie że myślisz że jest to coś co aktualnie jest wykorzystywane - otóż nie, nie jest - a jeżeli masz jakiś konkretny przykład na to że się mylę, to proszę podlinkuj prywatnie albo napisz w komentarzu konkretny termin który musiałbym wpisać w google żeby takiego satelitę znaleźć (znów - strach przed automoderatorem :) ). Nawet w moim teorytycznym wyobrażeniu tego, jak mogłoby to wyglądać - byłyby to orbity wyższe niż geostacjonarna sztucznie przyspieszane do geostacjonarnej prędkości - co nijak się ma do łatwości umieszczenia takiego obiektu w kosmosie, czy też przykładów które przytoczyłeś w poprzednich komentarzach.
@@Preedx2 kilkutonowe satelity? No są takie, ale to nie norma, a jedne z większych. Najwięcej nam śmiga po orbicie qubesatów ważących około kilograma... i już różnica półkilowego qubesata a tonowego jakiegoś sputnika, czy wielotonowej ISS, to juz są różnice w kilometrach, co do orbit dla tej samej prędkości, ale fakt - przegiąłem z tymi zakresami i to ostro. No i nie wzięcie pod uwagę centymetrowych różnic i dylatacji czasu w milisekundach - spowodowałoby, że GPS myliłby się w swoich wskazaniach o setki kilometrów, więc oczywiście, że nie tylko możemy wziąć to pod uwagę, ale i stale bierzemy i nie jest to pomijalny błąd pomiarowy, a ważny element obliczeń. I jasne, ze pojedynczy pomiar, pojedynczym teleskopem jest niedokładny, dlatego mierzymy to zespołami teleskopów z różnych kątów i tą niedokładnosć możemy obejść... a w zasadzie nie teleskopami, a odbłyśnikami laserowymi, ale to już inna inszość, jak to mówią. No i dalej mylisz działanie silnika rakietowego, z manewrowymi silnikami satelitów. Rakieta musi pokonać własny ciężar, aby oderwać się od Ziemi i porusza się w atmosferze pokonując jej opory, ale i pomagając siebie w poruszaniu odpychając się od powietrza. W przestrzeni kosmicznej nie ma atmosfery, a grawitacja już została pokonana i nie potrzeba wcale wielkiej mocy. Stałe działanie silników spowoduje nie zmianę prędkości, czy jej utrzymanie a stałe przyspieszenie. Jeśli nie masz oporów ruchu, które zrównoważą siłę napędu, to nawet malutki silniczek, działajacy odpowiednio długo osiągnie prędkość bliską prędkości światła - coś takiego rozważano przy teoretycznym silniku jonowym dla wysłania sondy na Proximę - lot trwałby 20 lat - 8 lat przyspieszania do prędkości bliskiej c, 4 lata lotu i 8 lat hamowania. Silnik totalnie niewielki, W atmosferze nie przesunąłby szpilki ani o milimetr, a w próżni kilku kilogramową sondę do prędkości światła rozbuja... znaczy teoretycznie, w praktyce jeszcze nie mamy takiego silnika zbudowanego, wszystko wyłącznie na deskach kreślarskich inżynierów. A jak technicznie działa silnik manewrowy? A to akurat w miarę dobrze było odwzorowane w filmie "Grawitacja", gdy w początkowej sekwencji tam Sandra Bullock z Georgiem Cluneyem szybowali za pomocą takich plecaków - wystarczyło wypuszczenie dosłownie centymetra sześciennego gazu, by nadać prędkość w danym kierunku i utrzymywać ją w teorii w nieskończoność, a w praktyce lecieć jednostajnie prostoliniowo, aż do miejsca, gdzie wpadniesz w pole grawitacyjne jakiegoś obiektu o dużej masie. I tak samo satelity - jako jedyny sposób poruszania lub zmiany prędkości musza coś od siebie odrzucić, co odleci w przeciwną stronę i zwykle jest to sprężony gaz, zgodnie z III zasadą dynamiki - jak one odpychają go od siebie to i on odpycha satelitę. A dlaczego gaz? Po pierwsze łatwo skierować jego dyszę gdziekolwiek chcemy, po drugie w próżni się rozproszy i nie stanie kosmicznym śmieciem, na który mogłyby wpaść choćby inne satelity... No i na koniec ta opcja z satelitą o istotnym procencie masy Ziemi on to już by wpływał istotnie na samą geostacjonarność - w sensie jego prędkość przelotu miałaby wpływ na szybkość obrotu planety i tak się dzieje z Księżycem, przez którego działanie się nam doba przez miliony lat wydłużyła o jakieś 2h - badania geologiczne wykazują z grubsza, ze kiedyś rok składał się na jakieś 400 dni po 22h, a nie na 365 po 24, a za miliardy lat może to być 200 dni po 44h powiedzmy - ale to już straszne spekulacje z miejsca, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, bo zapewne szybciej Słońce szlag trafi i/lub Księżyc stale oddalający się o kilka cm rocznie już całkowicie wypadnie z grawitacji ziemskiej i wejdzie na orbitę słoneczną czy coś... W każdym razie istotnie masywny geostacjonarny stabilizowałby długość doby i przy lekkiej desynchronizacji - to Ziemia naturalnie mogłaby dostosować swoje obroty do niego, bez konieczności jego manewrowania. Ale tu już mamy do czynienia i z oddziaływaniem grawitacyjnym z Księżycem... No i taki satelita wystrzelony z Ziemi, zmniejszyłby jej masę, bo ta masa siłą rzeczy wcześniej musiałaby być na powierzchni... no fajnie po gdybać, ale praktycznie nie do policzenia, co by to wywołało... choć pewnie znajdą się nerdy, co już to zrobiły i jest taka praca naukowa:P
@@nihilistycznyateista Mam wrażenie że trochę zgubiliśmy wątek dyskusji - zaczęliśmy od geostacjonarności a powoli coraz bardziej schodzimy na wszystkie orbity i satelity :) Na niskiej orbicie okołoziemskiej jest bardzo dużo lekkich satelit, tak jak wspominałeś. Jednak satelity geostacjonarne służące do komunikacji są naprawdę ciężkie jak na standardy satelit. Na anglojęzycznej wikipedii jest lista obecnie aktywnych satelit geostacjonarnych, i większość z nich ma masę od 2 ton do 4 ton, satelity GPS także ważą po parę ton Starlinki po ~300 kg, także moje założenie o jednotonowej satelicie było dosyć konserwatywne. Tutaj mam znowu wrażenie że zeszliśmy z tematu. Twoje założenie odnośnie tego że wystarczyłby silniczek o małym przyspieszeniu - jakie cały czas używa się w przestrzeni kosmicznej o czym słusznie napisałeś - do utrzymania satelity okrążającego obiekt z prędkością rożniącą się od tej orbitalnej jest błędne. Jeśli dalej chcesz się poruszać po tej samej orbicie, ale z "nienaturalną" prędkością musisz pokonać siłę dośrodkową która wynika bezpośrednio z siły grawitacji i jest powodem przez który orbity w ogóle istnieją (w dużym Newtonowskim uproszczeniu. Oczywiście wiem że orbity istnieją przez spowodowane masą zakrzywienie czasoprzestrzeni i obiekty na orbicie tak naprawdę poruszają się "na wprost", a sama przestrzeń powoduje wrażenie zmiany kierunku - jednak aby pokonać ten efekt i tak potrzeba zadziałać na ciało siłą która go zniweluje) . W przypadku gdy chcesz spowolnić satelitę np. umożliwiając GPS geostacjonarność - musisz pokonać również znaczny procent siły grawitacji, zależny od tego o ile tą pierwotną prędkość zmieniłeś. Po przeliczeniu dla orbity gps będzie to około połowy przyspieszenia Ziemskiego. Oczywiście mamy silniki które to potrafią - są to główne silniki rakiety przy starcie - ale nawet one wymagałaby niemal bezustannego odpalenia. Odnośnie silników - oczywiście, wiem że satelity nie mają na sobie silników "głównego ciągu" tylko manewrowe (co jeszcze bardziej wspiera moją pozycję: nie mają tych silników ponieważ ich nie potrzebują - ponieważ są umieszczone na stabilnych naturalnych orbitach i nie wywołuje się w nich sztucznej geostacjonarności). Chciałem zobrazować, że nawet najsilniejsze obecnie silniki o sile rzędu 10^9 N nie są w stanie utrzymać satelity na orbicie "pseudogeostacjonarnej" odpalając je tylko impulsowo (nawet pomijając masę tych silników i paliwa potrzebnego do ich działania) , nie wspominając już nawet o silnikach manewrowych o sile rzędu 10^2, może w porywach 10^3 N. Silniki manewrowe służą głównie do tego na co ich nazwa wskazuje - manewrów np. do korekcji orbity która z czasem uległa degradacji, zmiany orbity o niewielkie odległości (jak np. wysłanie satelity na tzw. "graveyard orbit"), czy do lokalnego manewrowania np. do ominięcia przeszkody czy zadokowania do innego satelity Odnośnie masy satelit GPS - nie jest ona uwzględniana w obliczeniach. Uwzględnia się prędkość satelity - ze względu na relatywistyczny efekt prędkości opisany w szczególnej teorii względności, oraz uwzględnia efekt masy Ziemi na otaczającą czasoprzestrzeń - efekt opisany w ogólnej teorii względności. Masa satelity nie wpływa na jego orbitę - jeżeli widziałeś obliczenia dla GPS (czy jakiejkolwiek innej satelity) które ją uwzględniają, proszę cię o to żebyś je tutaj przytoczył. Masa GPS miałaby znaczenie gdyby spowodowała lokalne zakrzywienie czasoprzestrzeni większe od innych błędów, ale tak po prostu nie jest ponieważ są one zbyt lekkie by powodowały mierzalny efekt. Odnośnie satelity o istotnym procencie masy ziemi - zgadzam się z tym co napisałeś Wydaje mi się że ta dyskusja powoli schodzi na manowce. Trochę szkoda, bo fajnie mi się z tobą pisze, ale w każdym kolejnym komentarzu przechodzimy do coraz bardziej ogólnych ciekawostek odnośnie satelit i ich orbit, które zapewne obaj już znamy, podczas gdy ja zacząłem dyskusje z tobą z tylko jednego powodu: "tu musze zdementować, jakoby satelita geostacjonarny mógł sie poruszać tylko na pewnej orbicie. Tak nie jest." - nie zgadzam się z tym zdaniem. Teoretycznie jest to możliwe, szczególnie dla orbit bardzo zbliżonych do orbity geostacjonarnej, jednak nie znam ani jednego przypadku w którym coś takiego by zrobiono ponieważ jest to 1) zbyt kosztowne 2)bezcelowe. Mam też problem z przykładami które użyłeś w pierwszym poście: ani starlinki ani GPS nie są satelitami geostacjonarnymi - ruch starlinków po nocnym niebie można nawet dostrzec za pomocą dobrej lornetki (albo nawet gołym okiem przy starcie gdy są trochę niżej), podczas gdy satelita geostacjonarny tak jak sam pisałeś "wisi" nad jednym konkretnym punktem
Procesor fotonowy. Jest już w takim razie możliwość zrobienia procesora który nie będzie się grzał. Bramki można zrobić z filtrów. Wracamy do żarówek szklanej.
@@andrzej9618 nie no chwila foton to nie jest elektron. LED to light emiting diode( dioda emitująca światło) a żarówka to jest kawałek wolframu zamknięty w kawałku szkła który pod wpływem qzrostu temperatury zaczyna emitować światło.
a co cytowań po tytule, to przypadkiem nie jest ważniejsza ich zawartość? w sensie że 1) nikt nie brał do cytowania tylko po tytule i 2) zawartość w nietypowych tytułach również była bardziej nietuzinkowa?
Zdaje się, że użycie słowa "anatomicznie" wobec rzeczy martwej jest niepoprawne (w kontekście jej budowy - bo słownikowo jest jeszcze anatomia jako dokładny opis zjawiska np. anatomia sukcesu). Prawidłowym słowem będzie "kinematycznie", co odnosi się do równania opisującego swobodę danego mechanizmu bez uwzględniania sił wewnętrznych i zewnętrznych.
"Czytamy nature" to seria filmów których treść w zdecydowanej większości (jak nie wszystkie) jest brana z czasopisma "Nature". Wiarygodne źródło informacji redagowane przez specjalistów i naukowców.
Główne strony czasopism "Nature" i "Science", tam bieżący numer (Current issue) - voila! 95% tego, co tu omawiam, pochodzi z jednego z tych dwóch czasopism, albo z wyboru zrobionego przez redaktorów "Science" o tytule "In Other Journals", który jest zamieszczony w każdym numerze ich czasopisma.
Te drukowanie szkłem to będzie hit w chemii analitycznej. Drukujemy sobie dowolnie skonfigurowany układ, wlewamy odczynniki i to wszystko w laboratorium objętości powiedzmy jednego centymetra sześciennego.
@@LukaszLamza Już jest coś takiego "Lab-on-a-chip" tyle że dotychczasowe metody produkcji miały swoje ograniczenia, jak koszty i złożoność procesu technologicznego a im coś taniej i prościej tym lepiej. Tym bardziej że druk 3D daje możliwość tworzenia bardzo złożonych instalacji w niewielkich seriach, nawet jednostkowej. Dotychczasowe metody produkcji opierają się na litograf (a to raczej struktury 2D ) i wymagające sprzętu jak przy tworzeniu układów scalonych. Wyobraźmy sobie że za parę lat studenci na laboratoriach będą projektować w programie typu CAD odpowiednią konfiguracje "szkła laboratoryjnego". Następnie wydrukują sobie jednorazowe stanowisko pracy, wkropią pipetą odczynniki, zinterpretują wyniki i sporządzą raport z ćwiczeń. Sprzęt, materiały dydaktyczne i odczynniki. To co studenci zużywają obecnie podczas godziny zajęć będzie starczyło całej katedrze chemii, czy biochemii przez rok akademicki.
tylko dzieciaki w tle były ciekaw co pan robi. reszta chyba nie chciała przeszkadzać. też mam dziś pryszcza na szyi boli jak sukinsyn. uwielbiam to Łukaszu że Twój materiał jest zawsze
@@LukaszLamza haha oczywiście żartuję, zwyczajnie mam problemy z cerą i dla mnie to codzienność. pewnie dlatego u innych zwracam uwagę na to. ale w formie, że przykro mi, wiem jak to jest, szkoda że nie mogę tego zabrać na mój ryj żebyś Ty nie miał. takie myślenie.
@@szmatczasu4010 Ojtam, ojtam. Wielka zaleta z bycia mną jest taka, że nie tylko mogę nakręcić kolejny odcinek z pryszczem na szyi, ale w dodatku mogę o nim rozmawiać w sekcji komentarzy. I kto mi coś zrobi? :) Pozdr.
@@szmatczasu4010 Filozofią biologii. Robię właśnie porównawczą analizę wczesnej ewolucji wielokomórkowości, żeby trochę to uporządkować pojęciowo. Mam nadzieję, że się jeszcze w tym roku ukaże.
jestem zażenowany. od wielu lat można zdalnie sterować urządzenia "w kosmosie". przykładem jest np radziecki Lunokhod , który pracował na powierzchni księżyca w latach 70tych
Trochę bez sensu te like na tym kanale ;/ ---> Na tej serii filmów. Łukasza za dużego nie ma wpływu na treść tych filmów Like powinny się włączać z automatu :)
Voilà szpiegować to nie ładna. No chyba, że się ma pozwolenie od pozwalających i nie dzieli z plebsem sponsorującym.. Co z szpiegowaniem pana wszech mocnego jak ten świat sdieiełał .. Kto pozwolenia naukowcom wydaje???
Łukasz 12 Za Jezusem lub przeciw Niemu 49 Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął 50 Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. 51 Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. 52 Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; 53 ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».