To ja może zarzucę założeniem do kolejnego filmu tego typu: 1. Uwielbiasz naleśniki, najbardziej na słodko 2. Udzielałeś kiedyś korepetycji i byłeś w tym dobry 3. Twój ulubiony kolor to żółty
Co do Dory Wilk polecam przeczytać pozostale książki o tej bohaterce, nie chodzi mi o ten główny cykl, tylko jednotomowe historię. Tam jest mniej romansów.
Napisałam założenie o Brandonie Sandersonie i nie ukrywam, że kiedyś trafiłam tutaj bo zobaczyłam w tle jednego z filmów jego książki! I tak już zostałam😅🫶 Sama go uwielbiam!
Zgadzam się z Twoja opinia o recenzjach, ja z tego powodu ograniczyłem oglądanie recenzji do dosłownie czterech - pięciu kanałów. To co mnie jeszcze wkurza w recenzjach to jak 70% to opis fabuły praktycznie bez komentarza albo recenzje sponsorowane w których ktoś celowo unika wypowiadania negatywnych opinii (oczywiście nie wszyscy tak robią).
Hej, fajnie wypunktowane wady i niedopracowania. Miałem wątpliwości czy kiedyś po nią sięgnąć, przekonałeś mnie by jednak odpuścić. Wydaje mi się, że zwróciłbym uwagę na podobne rzeczy, więc teraz nie muszę się męczyć 😅
Seria o Dorze Wilk - warto przebrnąć przez pierwsze tomy, gdyż potem jest dużo lepiej, ciekawiej i mroczniej. Nie wszyscy są fanami samej Dory, ale pojawiają się inni bohaterowie, chociażby Witkacy czy wampir Roman, którego bardzo lubię.
@@PierwiastekZKreta Całą serię wysłuchałam ciągiem, więc wszystkie książki zlewają mi się w całość (była jeszcze Nikita i Witkacy, plus opowiadania, ostatnio jeszcze Katia). Pamiętam, że bywało trudno i wątek romantyczny mnie drażnił. Ale nie żałuję poświęconego czasu. Było to już kilka lat temu... Planuję reread.
@@aaga. Znaczy ja jestem po szamańskiej serii i po katii, Nikitę mam w planie, ale no zastanawiam się czy opłaca się dalej ciągnąć Dore kiedy muszę zatrzymywać co chwilę audiobook z cringu xddd Bo z jednej strony jest tragedia ale z drugiej wiem że pani Jadowska potrafi i ciągle daje jej z Dora szansę
@@PierwiastekZKretaJeżeli styl Pani Jadowskiej Ci odpowiada to widocznie masz problem z samą Dorą. Wiele osób za nią nie przepada. Albo to nie jest odpowiedni czas. Jeżeli chcesz poznać i odhaczyć całe uniwersum to trzeba się "przemęczyć" 😉
Z wymienionych w filmie książek to ja się odbiłem od Trylogii maltańskiej I Sybirpunka. W Maleficjum nie kupili mnie bohaterowe oraz zawiedziony byłem, że książka nie skupia się tak na zakonikach i wątkach historycznych, jak miałem nadzieje. W Sybirpunku nie porwał mnie klimat i zbyt duża ilość mniej lub bardziej przyziemnych wątków pobocznych, które finalne nie były powiązanie z głównym wątkiem (mówiem tu tylko o Vol. 1), choć wyobrażam sobie, że gdyby świat książki bardzie mnie urzekł, to były by dla mnie bardziej interesujące. Co do love interest głównego bohatera to tutaj mamy takie telegrafowanie, że naprawdę zdziwił bym się gdyby nie okazało się, żę pracuje dla głównego złego. A tak na marginesie brakuje mi "punka" w tym cyberpunku. Znaczy ja wiem, że teraz ten "punk" to stracił originalne znaczenie w nazwach settingów, ale kurcze, myślę że bardziej podobał by mi się jakiś "młody gniewny" jak główny bohater zamiast wymęczonego życiem, za przeproszeniem, starego dziada. Z tych niewymienionych w filme to osobiście przedwczesnie zakonczyłem przygodę z Trylogią husycką. Ani humor, ani bohaterowe, ani fabuła mi nie siadła, choć wiedźminskie opowiadania lubię, jak również powieści historyczne. I te elementy fantasyczne jak dla mnie zdawały się miejscami tak na siłę dodane. To moje domysły, ale nie zdziwił bym się gdyby Sapkowski początkowo chciał napisać cykl czysto historyczny, ale wydawca powiedział mu żeby dodał elementy magiczne, bo seria sprzeda się lepiej jako fantasy. I jeszcze mniej znana seria, Piastowskie fantasy Rafała Dębskiego. Pierwszy tom rozgrywa się podczas pogańskiej insurekcji za czasów Mieszka II. Tutaj nawet nie skończyłem pierwszego tomu. Poddałem się po połowie książki. Czułem się jakbym czytał fabułe do gry strategicznej. Postacie bez osobowości i motywów poza wojną oraz masa scen walki, które nawet nie są tak dobrze napisane. Naprawdę po tych 200 stronach nie mogę nawet powiedzieć kto jest głównym bohaterem. Czyli w sumie wychodzi na to, że i mi nie podchodzi historyczne fantasy. Albo przynamniej jeszcze nie trafiłem na książke z tego podgatunku, która by mnie kupiła.
Przypominało mi się, że w sumie jest jedna seria historycznego fantasy, która mi się podobała. Seria Marcina Sindera, z tego co patrzę nazywa się Trylogia starosłowiańska albo cykl Wróżda, od tytułu pierwszego tomu. Tam te elementy fantastyczne są fajne wkomponowanie, możliwe przez to że sama akcja rozgrywa się w samych sobie mistycznych czasach przedmieszkowych. Przy czym najwięcej tych elementów występuje w pieszym tomie. Im dalej w trylogii tym jest ich mniej. Pełno tutaj jatki i walk, ale w odróżnieniu od Piastowskich fantasy postacie są o wiele bardziej wyraziste i interesujące (choć niekonieczne głębokie), i czyta się to nieźle. Polecam.
Z serii które rozpocząłem, jak na razie nie chcę wracać do "szklanego tronu" od Maas, chociaż z drugiej strony chciałem poznać zakończenie. Nie chcę też wracać do Księgi całości Feliksa Kresa, po przeczytanych dwóch tomach. Zobaczymy, może dam jeszcze temu szansę. Chyba tyle :) Drugi tom prawdodziejki mam na półce, pierwszy przeczytam w eBooku i zobaczę, czy mi siądzie.
Kuba czy mógłbyś polecić jakieś sci-fi na początek? Chciałabym zacząć ale nie wiem po jaką książkę sięgnąć żeby się nie zrazić. (Z chęcia bym obejrzała taki format filmu).
Pomysł na film już sobie zapisuje, chociaż nie wiem czy czytałem wystarczająco sci-fi, żeby sensownie go zrealizować, ale będę miał to na uwadze. Pytanie też na jakim sci-fi Ci zależy, bardziej w stronę nauki czy wartkiej akcji, ale na start zawsze polecam "Relację z pierwszej ręki" Zajdla, czyli zbiór ponad 30 opowiadań, jest to bardzo klasyczne podejście do sci-fi, jako że Zajdel tworzył w 60-80 zeszłego stulecia, ale dzięki temu, że jest to zbiór opowiadań, można sobie popróbować wielu stosunkowo krótkich historii. Jeśli chodzi o coś z trochę większą ilością akcji a mniej naukowym podejściem to wydaje mi się, że "Przebudzenie Lewiatana", czyli pierwszy tom serii Ekspansji może być okay na start. Trochę tam kryminału, jest intryga polityczna, więc może się spodoba, chociaż początek dosyć wolno się rozkręca.
Nie ma dużo serii, od których się odbiłam ale kilka się znajdzie. Na pewno nie będę kontynuować serii "Kwiat Datury" Kamili Goszczyńskiej chociaż autorka ciekawie o niej opowiadała. Niestety "Iskra" nie bardzo mi się podobała mimo, że czytałam ją na początku mojej przygody z fantasy. Kolejną serią, która po za pięknym wydaniem niczego więcej nie oferuje jest "Leszygród" Elwiry Dresler-Janik. Nie spodobał mi się również "Okrutny książę" Holly Black i nie zamierzam kontynuować tej serii. Są jeszcze dwie, do których spróbuję podejść kolejny raz czyli "Czarny język" i ... "Kane" ale raczej nie w najbliższym czasie. Wiem, "Kane" to klasyka ale chyba miałam za wysokie oczekiwania po lekturze "Archiwum Burzowego Światła" czy "Pierwszego Prawa" i powieść wydała mi się bardzo prosta i banalna. Bardzo jestem ciekawa czy spodoba mi się "Maleficjum" i "Dżin" ponieważ książka "Miecz i kwiaty" bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła a to podobne klimaty.
Ja natomiast mam zadziwiająco dużo takich serii. Większość z nich należy do pewnego typu literatury, określanej jako serie młodzieżowe fantazy z wątkiem niezwykłej szkoły lub instytucji do której uczęszczają uczniowie o mniej lub bardziej niezwykłych talentach. na szczęście są tam też serie które uważam za bardzo dobre lub przynajmniej znośne. Tylko kilka z nich zamierzam kontynuować. Natomiast z innej "dorosłej" literatury z wątkami fantazy lub s. f. też mam kilka, których nie będę kontynuował.
Bardzo fajny film! Szczerze mówiąc chyba wymieniłeś wszystkie motywy, które też mnie denerwują. Mogę tylko od siebie dodać, że najgorsze w tym motywie, gdzie bohater nagle okazuje się mieć super moce i przewyższa po miesiącu mistrza jest to, że autorzy kochają podkreślać w początkowych rozdziałach książki jakim to ten bohater nie jest beztaleńciem, ciapą i przegrywem życiowym XD A później nagle robi się niewiadomo jak cudowny, jeszcze finalnie ma romans z mistrzem hah A w temacie tego "silnego" bohatera to mnie też irytuje jak wszędzie dookoła się mówi jaki to on jest silny itp, a tak naprawdę okazuje się, że on to tylko tak się kreuje, a w środku tak serio jest straszną miękką bułą, którą ciągle męczą wyrzuty sumienia
Mimo ze rozumiem z czego to wynika, nie lubie w fantasy motywu sieroty czy nieobecnych rodziców. Zrobcie plis bohaterow ktorych motywuje cos wiecej niz zlosc z powodow rodzinnych :)
Nienawidziłam bitew morskich w AC Oddysey, w Black Flag nie grałam. A za Martina przydałoby się w końcu zabrać, bo wstyd 😅 Ostatnio niestety minęłam się z Przybyłkiem na konwencie, a szkoda, bo chciałam mu powiedzieć prosto w twarz kilka ciepłych słów o jego dziele xD Gamedec jest także bardzo źle napisany, to raczej nie był zbiór opowiadań tylko powieść bez głównej fabuły xD Polecsm grę.
Generalnie mechanicznie się jakoś mocno te bitwy nie różnią, ale feeling jest zupełnie inny, ten statek piracki płynie jakoś tak... płynniej, na linach buja się jakoś tak swobodniej, ale najlepsze jest to, że dokonując abordażu z odpowiednim ekwipunkiem można zacząć walkę od sekwencji 4 strzałów z 4 pistoletów skałkowych i pięknego finishu w postaci dwóch szabli wbitych w kolejnych przeciwników. A, no i BF jest zawsze jeden z 3-4 sposobów by zdobyć statek przy każdej bitwie, dobierany losowo. Mniej powtarzalna jest ta rozgrywka.
Nie żebym czytała dużo fantastyki ale coś tak oglądałam i grałam. Ja prywatnie nie lubię wskrzeszania bohatera. Ale proszę nie mylić tego z fałszywą śmiercią czy przekonaniem że bohater umarł a on/ona żyje sobie gdzieś w spokoju na uboczu. Powiedziałabym że i tak najgorszy jest motyw wybrańca. Mam na myśli zrobienie go na modłę Luke'a Skywalkera czyli tak bezkrytycznie. A że siostrą bliźniaczką wybrańca jest Mary Sue tak tego motywu też nie lubię. Bo nie ważne jak psychofani Star Wars będą krzyczeć, tak Luke jest Mary Sue. Czy ktoś normalny daje rolnikowi, który lata samolotem zapylającym pola, myśliwiec? I to jeszcze na bitwę kluczową dla rebeliantów. Skywalkerowi dali. Podobny błąd popełniono u Rey ale ona co najwyżej ucieka przed dwoma wrogimi myśliwcami, bo tamtejszą Gwiazdę Śmierci rozwala pilot wojskowy Poe Dameron. O walce nawet nie wspominam, bo Rey ma doświadczenie ale nie na mieczu świetlnym i sprzyja jej to że Kylo Ren jest osłabiony. Luke nie uczył się w filmach od nikogo szermierki i tylko domniemujemy że trenował go duch Kenobiego (co jest strasznie słabe). Prywatnie nie lubię trójkątów miłosnych bo te lubią robić sztuczne zamieszanie w głowie czytelnika. Oraz nie lubię haremowiści, czyli tego dziadowskiego robienia z bohatera obiektu westchnień dla wszystkich, które przylazło z japońskich isekajów i gier wideo w stylu Baldur's Gate III
Biblioteka XXI wieku to nie jest książką sci-fi to jest apokryf(po co w ogóle ją dawać do zestawienia?), co to poza tym za debilna lista?(w sensie jedno nie pasuję do drugiego)60% tych książek nie nadaję się z tego "rankingu" wyodrębnić i skatalogować stricte do jednego worka SCI-FI. Nie wiem ile lat czytasz lub interesujesz się tym gatunkiem. Ale jesteś totalnym ignorantem. Jeśli dzisiejsza wiedza ludzi polega na wrzucaniu wszystkiego jedynie: dobre/złe/średnie itd i do tak marnej jakości rankingów to się zupełnie nie dziwie, że mamy upadek cywilizacji intelektualnej. No stary zastanów się co Ty tu nawrzucałeś i jakie pierdoły czasami gadasz.....nie oglądam yt bo szkoda mi czasu(raz na jakiś czas i dziękuje bardzo), ciekawe jak durni są ludzie na portalach społecznościowych, tam to dopiero musi być idiokracja.
Otwarcie przyznaję, że ten ranking ma wartość raczej bardziej rozrywkową niż merytoryczną. Klasyfikacja gatunkowa na tym etapie, gdy mamy tak wiele podgatunków wszelkiego rodzaju staje się problematyczna (chociaż Biblioteka XXI wieku to akurat jawna wtopa z mojej strony, nie jest to sci-fi w żadnym aspekcie, pełna zgoda). Mam wrażenie, że adekwatniej byłoby traktować je raczej jako tagi/metki opisujące co w danej książce znajdziemy. Przykładowo taką Diunę, czyli książkę, którą przeciętny człowiek wskaże jako jedną z bardziej znanych pozycji sci-fi należałoby raczej zakwalifikować jako space fantasy, bo posiada znacznie więcej elementów charakterystycznych dla fantasy właśnie, więcej tam religii i mitu, niż nauki. Historia mesjanistyczna z domieszką magii (właściwości przyprawy) czy zdolności parapsychicznych (Bene Gesserit). Realnie jako powieści strice sci-fi można by zaliczyć pewnie maksymalnie z 10 pozycji zawartych w tym rankingu i zamknąć to w 3 minutach, żeby pozostać w zgodzie z tytułem filmu, a jednak jego główny cel to przekazać moją czysto subiektywną opinię o tych tytułach i sklasyfikować je od tych, które podobały mi się najbardziej, po te które podobały mi się najmniej. Niemniej dziękuję za ten komentarz, mimo że niewiele w nim uwag, które mógłbym potraktować jako wskazówki w celu poprawy przyszłych materiałów. Postaram się jednak coś z niego wyciągnąć i w przyszłości albo lepiej przedstawić naturę danego rankingu albo na początku filmu ustanowić jakieś umowne ramy gatunkowe/multi-gatunkowe właściwe dla kolejnej wersji tego rankingu. Jeśli zaś chodzi o moją znajomość gatunku to wracam do niego pierwszy raz od czasów młodzieńczych (będzie jakieś 10 lat przerwy) i eksploruję/nadrabiam tytuły z tego gatunku i różnych jego odnóg dopiero od roku z kawałkiem, więc faktycznie mogę nie mieć jeszcze na tyle wiedzy/doświadczenia, by ten materiał miał wartość inną niż czysto rozrywkowa.
dla mnie najgorsze są zawsze heteroseksualne wątki romantyczne xd może dlatego że w większym lub mniejszym stopniu wystepują niemal w każdym tekście kultury. mam wrażenie, że historie hetero par zostały już opowiedziane i teraz są tylko odtwarzane na nowo. to po prostu męczy. zwykle czytam fantasy i umieszczone w nich watki miłosne w większości sa totalnie zbędne albo głupkowate. tym bardziej nie rozumiem szczegółowego opisywania scen seksu. strasznie to upierdliwe gdy pominięcie sceny erotycznej wiąże się z pominięciem połowy rozdziału - a przecież nie o tym miała być książka. wydaje mi się, że moja niechęc do tego typu wątków poniekąd wiąże się z nieumiejętnym tworzeniem kobiecych postaci przez (zazwyczaj) męskich autorów. wspomniane mary sue czy "silna postac kobieca", której siła opiera się na tym, że autor tak ją określił w narracji, to tylko wierzchołek góry lodowej. w fantastyce niestety cięzko o bohaterkę, która nie będzie postrzegana jako mięso. zazwyczaj każda z nich ma pewne cechy wspólne: musi być ładna, szczupła oraz mieć romans z którymś z bohaterów xdd
Też uważam, że obecnie ciężko o ciekawy wątek romantyczny w książkach, zwłaszcza tych z gatunku fantasy czy YA. Tak jak napisał*ś większość opiera się prawie wyłącznie na seksie, albo na relacji typu "zabiję każdego kto cię skrzywdzi". Może i z dwojga złego lepsze to drugie, ale jak dla mnie ten motyw jest strasznie pompatyczny i przesadzony. Wolałabym przeczytać czasem coś bardziej prostego i uroczego, co nie jest oparte tylko i wyłącznie na r00chaniu.
Ja nienawidzę motywu rewolucji młodzieży i młodych ludzi odnoszących sukcesy w polityce. Jestem w stanie czytać o latających jaszczurach, ziejących ogniem czy gadających zwierzętach. Ale oburzenie młodych ludzi, które coś zmienia to za dużo dla mojej niewiary.
Moptyw, którego ja nie lubię i to bardzo i już parę razy go widziałem opisze na podstawie "Pomnika cesarzowej Achai" Ziemiańskiego: Otóż pewna łódź podwodna przebija się przez tak zwane góry pierścienia, tworząc tunel pod nimi, a po drugiej stronie spotyka inny świat, bo te góry to sięgają do stratosfery i się ich nie da przejść tradycyjnie, bo już nie ma tam tlenu, czy wręcz prawie w ogóle powietrza. Ale to mniej istotne, ważniejsze, że po jednej stronie był świat technologii, ale bez magii, a po drugiej odwrotnie - totalnie prymitywna technologia, ale magia na wysokim poziomie. No i spotykają się dwa statki - przybyszy i tubylców i tubylcy lecą w drobny mak pod CKMami i z ich drewnianego statku zostają drzazgi i ratuje się tylko jedna czarownica, która miała wizję, żeby wyskoczyć i odpowiednio ułożyć w wodzie. Łowią ją i co? I mój znienawidzony motyw, bo oczywiście, że ona i szef tamtych się w sobie zakochują i to nam buduje całą fabułę potem, a bez tego byłoby to niemożliwe. Ale w trakcie pisania uświadomiłem sobie, że mam jeszcze jeden zgrzyt - czyli motyw w postaci pisania kontynuacji, w której dowiadujemy się, że podstawą funkcjonowania świata jest coś, o czym dowiadujemy się dopiero w drugiej części, a w pierwszej, choć z fabuły dwójki wynika, że jest to oczywiste - bohaterowie nic nie wiedzieli, albo udawali, że nie wiedzą. No bo "Pomnik cesarzowej Achai" to kontynuacja cyklu "Achaja"", której akcja toczy sie co prawda 1000 lat później, ale te Góry Pierścienia (które ci magiczni tubylcy nazywają jakoś tam inaczej i traktują w kategoriach religijnych dosłownie od zarania cywilizacji) przecież z dnia na dzień tam nie wyrosły, a postęp kulturowy nie tylko się nie posunął, ale nawet nieco cofnął, bo czasy Achai to okres złotego wieku dla tej krainy, który wszyscy wspominają. Jednak o tych górach - które zajmują cały równik tej planety i sięgają do stratosfery, więc je widać z cholernie daleka - w pierwszej części cyklu nie usłyszymy ani słowa, gdy w drugiej słyszymy prawie wyłącznie o nich. I to tylko przykład - ale takich motywów jest cała masa w literaturze fantasy i za każdym razem bolą mnie zęby od zgrzytania i żałuję, że nie skończyłem lektury na pierwszej części.
Achaje czytałem dawno temu (i tylko dwie części pierwszej trylogii, z jakiegoś powodu nie przyszło mi zabrać się za tom trzeci), ale z tego co pamiętam Góry Pierścienia były wspomniane w bodajże drugim tomie w wątku uwięzionego maga. Gdzieś tam w jednej scenie, gdzie demon tłumaczy mu do jakiego celu został jego świat stworzony.
@@rupertBluza serio? A to zwracam honor. A co do samej "Achai" to w sumie, jakbym od niej zaczął to też bym pewnie skończył na drugim tomie:D ale zacząłem od drugiej kontynuacji, która jest ciut lepsza fabularnie, ale przynajmniej zdatna do czytania, jako powieść, bo "Achaja" to głownie jako harlekin. Słowo "cipa" pada tam ze 150 razy, a to niejedyny seksualny motyw uprzedmiotawiający kobiety, po którym zęby bolą.
Nawet nie musi być rozdziału, który nam pokazuje to szkolenie. Nie pamiętam jaka to była książka - w każdym razie naszym bohaterem jest haker, który tam powiedzmy, ze w pierwszym rozdziale dostaje nowego laptopa, a drugim hackuje Pentagon. No totalnie moc znikąd... ALE - wystarczyła mała retrospekcja nie na jeden rozdział, a na jeden akapit, gdzie on jako dzieciak dostaje Atari na kasety i podręcznik do programowania w języku Basic. I tanie snick picki co jakiś kawałek -t u jakaś gazetka, to czytanie FAQ na pewnej stronie (osoby z branży zrozumieją, tym, co nie rozumieją za długo by tłumaczyć:P), tu jakaś rozmowa z pytaniem gdzie się tego nauczył, gdy już stanie się członkiem tej tam organizacji co trzeba itd. Po prostu można nie przedłużać akcji nudnym treningiem (co też nie jest reguła i często jest jednym z ciekawszych epizodów) i od razu przejsc do supermocy, ale zarazem zrobić to dobrze, nie dając bohaterowi mocy znikąd. EDIT - w sumie mam nawet na to ciekawe określenie, na które wpadłem, gdy mówiłeś o magu, który nagle użył swojej mocy bardziej. Ten motyw nazwałbym strzelbą Czechowa, która wystrzeliła co prawda w trzecim akcie, ale nikt jej w pierwszym nie zostawił nabitej, co bardzo mocno zgrzyta.
Najgorszym trójkątem miłosnym był... no i tu mam problem - Jen-Geralt-Triss czy Peta-Katniss-Gale. Chyba mimo wszytko to drugie, bo ostatecznie to był tak mocno wybór małżeństwa z rozsądku i wyrachowania wbrew miłości, która potem w jakimś stopniu się zrodziła w stronę piekarza, ale jednak coś tu śmierdzi. Z drugiej strony - akurat takie rozwiązanie szalenie pasuje do brudnego i niesprawiedliwego świata Panem. Ale jest motyw w kontekście miłosnym, ktory wkurza mnie jeszcze bardziej - a nazwałbym go roboczo kontekstem haremowym. Otóż mamy sobie główną bohaterkę lub bohatera i dosłownie kazda postać przeciwnej płci jest w nim/niej zakochana. Mieliśmy coś takiego w trylogii "Wojen makowych", gdzie ostatecznie nawet największy wróg, ten zadufany w sobie synalek wielkiego rodu do naszej Rin zarywał. Zwykle też to się łączy z tym, ze sama ta nasz postać z kolei kocha się w jedynej postaci, która jej w całej książce nie chce.
"Mary Sue" i motyw wskrzeszania bohatera, to chyba dwa najgorsze motywy. Zaś skomplikowane trójkąty miłosne i prostackie przejście od wrogów do kochanków, (bo "cudowne mięśnie i onyksowe oczy") dla mnie zupełnie dyskwalifikują dany utwór. A jest jeszcze nieustanne skupianie się na uczuciach i emocjach bohatera i traumatyczne wydarzenia, które nie wpływają na postacie które ich doświadczyły, to jest głupie i nierealne. Zaś mnożenie problemów i konfliktów w wyniku braku choćby próby prostej rozmowy między bohaterami to jest "literacka dziecinada".
bez przesady, Pan Samochodzik czy Old Shatterhand, a nawet Sherlock Holmes czy Robin Hood dziś byliby postrzegani jako Gary Stue, a byli kochani przez wiele pokoleń czytelników.
@@Chociewitka Książek Karla Maya nie czytałem. W dzieciństwie widziałem chyba jakiś film na ich podstawie, ale mnie znudził. Natomiast Sherlock Holmes to szczególny przypadek bohatera w szczególnym typie powieści. Ja nazywam (je teatralnymi, bo tam całe schow należy do głównej postaci, a reszta stanowi tło). Więc ta jego "doskonałość" nie rzuca się w oczy. Są inni bohaterowie "zbyt doskonali" ale jednak autor(ka) w porę dodają im jakieś cechy które czynią je wiarygodnymi. Np. jeśli porównać takie postacie z "młodzieżówek" jak Hermiona z Harry"ego Pottera z główną bohaterką "Zaginionych Miast" której imię wyleciało mi z głowy mimo przeczytania prawie trzech części jakieś trzy lata temu. To szybko się zauważa, że coś tu nie gra. Podobnie jak w tych sequelach "Gwiezdnych Wojen".
@@bladlogiczny7711 a Karol Maj był jednym z poczytniejszych autorów w zeszłym stuleciu w Europie Środkowej i napisał i wyydał ponad 90 książek, w tym wiekszość o swoim alter ego "Old Schatterhand/ Kara ben Nemsi" - i ludzie to rozchwytywali - i jego wpływ literacki sięgał bardzo daleko
@@Chociewitka No cóż, ujmę to tak. Każdy miał swój Dziki Zachód "na miarę swoich możliwości". Gdy uczyłem się w szkole podstawowej to czytałem cykl "Złoto Gór Czarnych" i nawet był niezły, choć w sumie to polecił mi go kolega z ławki, bo sam bym go raczej nie wyszukał.
@@bladlogiczny7711 też czytałam , i nie umywał się moim zdaniem do Karola Maja, bo poza jego koniecznym alter ego, intryga zawyczaj była wartka, złoczyńcy barwni i dający się nienawidzić, sprzymierzeńcy sympatyczni i ekscentryczni, relacje pomiędzy nimi emocjonalnie zaangażowane, a informacje krajoznawcze wielorakie i interesujące. A dziś mające też powoli wartość historyczną. Dla mnie najdolżalszą pozycją jest jego "Szatan i Judasz", gdzie Winnetou pojawia się na chwilę w Afryce i mamy opisana grupę emigrantów do Meksyku z Poznańskiego pod zaborami. Ostatnie jego książki - jak w Panu Samochodziku - zjeżdzają zbyt w ezoterykę.
w 100% zgadzam się z każdym słowem na temat Wegnera i "Nieba ze stali", cykll ten to moje ogkrycie zeszłego roku i bardzo często wracam do niej myślami :)
Od niczego tak się nie obiłem jak od Ziemiomorza. Nie wiem czy to jakość tłumaczenia, ale ilość powtórzeń tych samych słów jest ogromna. Jakby synonimów nie było. Nie wierzyłem wręcz jak fatalnie to jest napisane co dziwne, bo słyszałem o pięknym języku w tej serii a tymczasem tego sie nie da czytać...Kocham fantasy a tu taki zawód.
Nie rozumiem fenomenu Malazana. Przeczytałem 3 tomy mocno na siłę. Flaki z olejem, nuda, bohaterowie którzy są mi obojętni, fabuły żadnej, ot coś się dzieje nie wiadomo co i po co. Ktoś mi wytłumaczy po co miałbym czytać dalej?
Generalnie to jest seria, która zyskuje im dłużej się ją czyta, a już najlepiej to czyta się ją po raz drugi. Ale jeśli po 3 tomach nic Cię w nich nie zaangażowało to chyba nie ma sensu męczyć się dalej, nie wszystkie serie/książki są dla każdego.
Pokochałam Malazan od pierwszego tomu. Do połowy Ogrodów Księżyca nie wiedziałam o co kaman, ale potem powoli puzzle zaczęły wskakiwać na miejsca. Obecnie zaczynam 8 tom, a już mam ochotę zacząć tę serię od początku 😊 Pozdrawiam 🙂
Hej! Uwielbiam słuchać jak opowiadasz o książkach. Kocham grę o tron, czytam ostatni tom😊a odczucia co do pieśni lodu i ognia mam bardzo podobne do Twoich. Pozdrawiam serdecznie 😊😊😊