Miałem taką samą reakcje. Zgłębiałem się w polski himalaizm, zacząłem oczywiście od domukentu Discovery o Himaistach. Byłem pewien że akurat ten człowiek jest jeszcze w i tak mocno uszczuplonym gronie naszych asów. Szanuję wszystkich naszych wspinaczy (moze poza Lwowem), ale pana Artura jakoś szczególnie polubiłem
Najprzyjemniej się słuchało Janusza Majera i Dariusza Załuskiego. Zapewne ze względu na to, co obaj przeżyli w najwyższych górach. Zazdroszczę im tych przeżyć i tych pięknych lat, zwłaszcza Januszowi tej złotej dekady polskiego himalaizmu. Artur Hajzer ze względu na swój rocznik spinał swoją osobą te dwa światy - złote lata polskiego himalaizmu z plejadą czołowych wspinaczy z lat 40-tych, 50-tych z młodym pokoleniem. Szkoda, że poszedł i zginął. Ten człowiek wiele widział i wiedział i mógłby się z nami tym dzielić. Napisał niezłą książkę "Atak rozpaczy" o swoich podróżniczych przeżyciach głównie na wyprawach na południową ścianę Lhotse.
Artura zaszczuly media i niestety nieprzychylne mu osoby z polskiego środowiska wspinaczkowego, a wszczegolnosci jeden dość niemiły pan Gajewski. Szkoda bo śmiem twierdzić że gdyby nie ta absurdalna krytyka Artur wciąż byłby wśród nas.
Pan Gajewski powiedział prawdę, dwoje wspaniałych ludzi straciło życie bo dwóch innych uciekało z góry. A organizatorzy im na to pozwolili. Do 6.30 żył Tomek, a potem dopiero zejście na dół zainicjował Maciej. A tych dwóch tchórzy grało wtedy już w namiocie w karty. Hajzer ponosi za to odpowiedzialność wraz z Wielickim. Więc usłyszał słowa prawdy i tyle.
Za co go tak szczuli? Czytam Broad Peak piekło i niebo. Wspomnieli tam tylko że ktoś z grona publicznie nazwał jego wyprawę "narażaniem młodych", bez szczególnego rozwinięcia. Co było na rzeczy?