Powiem tak bałem się że po kilkunastu odcinkach forma się wyczerpie , że braknie pomysłów i stanie się cykl nijaki ... A tu czekam na kazdy odcinek jak na Boże Narodzenie :). Prowadzący fenomenalnie łączy wiedzę z luzem i odpowiednią dawkę humoru . Gratulacje cykl rewelacja
Odnośnie mentorów, to przypomniał mi się pewien dowcip: młody doktor targa torby z pomocami naukowymi i po drodze spotyka profesora, który w ręce trzyma tylko długopis - jak ja Panu zazdroszczę, ma Pan wszystko w głowie i nie musi dźwigać takich ciężarów - zagadnął doktor - nie w głowie, a znacznie niżej, Panie Kolego, znacznie niżej - odparł profesor. Jak taki zostanie mentorem, to katastrofa gotowa.
Co to za studentka, która nie wiedziała co to chemia organiczna? Co konkretnie za pytania jej zadawał, że ona nie wiedziała, a potem narzeka, że ją to upokarzało?
A co jeśli odwrócimy badanie i okaże się, że to studenty są zryte, a nie mentorzy? Ha! Większość tych kryteriów brzmi jak wymówki, no się facet na pół roku zamknął w biurze, no nie dało się odezwać i nic załatwić. Myślę, że to problem generacji, albo wręcz pokoleniowy!
Dokładnie. Aż nie mogłem uwierzyć, że Nature publikuje a prowadzący opowiada o zasłyszanych historyjkach i ciekawostkach. Chyba średnio rozgarnięty człowiek, a co dopiero naukowiec wie, że każda interakcja między ludźmi ma dwie strony i jeśli chcemy opisać prawdę, to pytamy obu stron. Wersja studentki - dostałam najtrudniejszy temat i profesor mnie wyśmiewał i poniżał przez 3h. Wersja profesora - temat dostosowany do dalszej pracy mgr, godzinę próbowaliśmy jej pomagać bo się zupełnie nie przygotowała i nie poinformowała o swoich problemach przed prezentacją. Wersja pracownicy - unikamy pokazywania się z chłopakiem bo szef zmniejszy nam obowiązki (typowa nieweryfikowalna plotka). Wersja pracodawcy - dwie pracownice prosiły mnie o odciążenie obowiązków z powodu ciąży i opieki nad dzieckiem, do tego pracujemy w labie ze szkodliwą chemią, więc staram się to respektować na ile mogę. O historii z wychodzeniem z pracy ze słuchawkami na uszach szkoda gadać, jeśli to stanowi problem który opisujemy w Nature i potem podajemy w programie naukowym jako wybrany przykład haniebnego zachowania, to świat oszalał. Brzmi jak komedia i gratuluję inteligencji temu, kto się nie mógł "dobić" do człowieka ze słuchawkami. Może oprócz słuchawek zakładał jeszcze ciemne okulary?
Mówi pan, że samice nie miały rogów a samce miały rogi, żółwia, a co miały w takim razie pozostałe 55 płci, identyfikacji psychoseksualnych, tożsamości społecznych owych dużych żółwi, czy nauka już to odkryła tak jak odkryła w laboratoriach owe różnice u ludzi? A co z żółwiami niebinarnymi?
Pozdrawiam z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, w którym na egzaminie są tematy, których nie przerabialiśmy; wykładowcy bardzo mocno polecają (albo wymagają) naukę ze swoich książek (Czasami jest konieczność ich kupienia) i gdzie traktują studentów z góry :D
@@moon-coder Może masz rację, ja mam tylko porównanie do znajomych z UJ na podobnym kierunku. Zazwyczaj mają polecone najlepsze książki na rynku i dostają od wykładowców sensowne konspekty i notatki.
@@dominikd2962 Czyli po prostu mają nieco łatwiej, co nie znaczy lepiej. Mi kiedyś powiedziano, że "studia" oznacza samodzielne studiowanie. To co jest na zajęciach to tylko pomoc, przewodnik, a nie wyczerpująca lista treści poza którymi nic nie trzeba robić i nic nie obowiązuje. Studiuje się samemu i trzeba wykazać się samodzielnością. To że wykładowca poleca swój skrypt jest bardzo powszechne i sensowne - skoro sam uczy czegoś i sam napisał skrypt do tego, to ta pozycja jest najbardziej dopasowana do tego czego uczy. To nie znaczy że to jest najlepsza książka na rynku, ale z punktu widzenia studenta najbardziej "optymalna" do zaliczenia tego konkretnego przedmiotu.
Tak się rodzi legenda o super bohaterach 😀 a co do mobbingu na uczelniach, to przykre, że i to środowisko nie jest wolne od przemocy. A wszystko to przez niskie poczucie własnej wartości.
@@gonzogorf7019 w tym co Łukasz mówił: sprawy na granicy tortur psychicznych, nadużywanie władzy - co sama wiem jest niestety częste. Seksizm, dyskryminacja ze względu na płeć. Mamy tu zależność zawodową, na tej podstawie mówię o mobbingu. Smutna sprawa i osobiście uważam, że porażka dla każdego managera, w którego firmie do tego dochodzi za jego wiedzą. Pomijam fakt, że jest na to paragraf. Ale żółw jest super, jak z komiksu co ? 😀
@@zofiaagnieszkabiernacka826 Nie wiem, czy w tym badaniu chodziło o takie patologie. W korpo, każdy ma szefa, jest HR, są też zewnętrzni audytorzy, zawsze można pójść wyżej by drogą służbową złożyć zażalenie. Problem siedzi w ludziach, wielu się nie potrafi albo nie chce się dostosować, nie rozumnie układów i nie czyta relacji. ZAWSZE działa biologia, ludzie w korpo (uczelnia to też struktura korporacyjna) to stado z całym morzem struktur i zależności, przegrywają samotnicy starający się robić swoje od A do Z od 9 do 17 (plus crunch w okresach wymaganych i nagłych), nie da się nie wejść komuś na odcisk, nie da się nie wejść w jakąś politykę. Ryba psuje się od głowy, mobbing idzie z góry od managera, jeśli on przykręca śrubę, fala ciśnienia idzie w dół, szerokimi kręgami, najbardziej dostają ci na dole. Seksizm, działa na obie płcie, mam (chyba) pecha, że przez praktycznie całe życie zawodowe rządzą mną kobiety. Mógłbym zadać pytanie, dlaczego kierowniczką pracowni została babka bez kompetencji i wiedzy, za to prywatnie kumpela flamy Prezesa, no i była w USA przez ostatnie parę lat ;) Podczas gdy naczelny grafik, gość kierunkowo wykształcony, nagradzany, z wysokim kunsztem, potrafiący pracować w wielu stylach, nie awansuje, (na pocieszenie dostał poziomy awans, tzn biurko obok okna, czego nie chciał, bo mu świeciło w oko i art directora na wizytówce, za czym nie szła podwyżka, co najwyżej mógłby to sobie wpisać do CV). Nie chodził na pifko z ziomkami z PR`u, bo nie łasił się do członków zarządu, bo mówił co myśli o kampanii takiej czy siakiej (zazwyczaj miał racje), bo brzydził się układzikami i nie pasował do nich. :( Mnie ostatecznie szlag tam trafił, bo faktycznie nie dało się przez szklany sufit przebić i układy zrobiły się nieznośne. W innym miejscu i po paru latach miałem możliwość dobrania pracowników, prawie dziesięć osób. Część to byli kumple bliżsi czy dalsi, ale znajomi, ale trafili mi się też ludzi z ogłoszenia lub całkiem z przypadku. Paru po testach i tarciach musiało odpaść, w tym osobiście musiałem wywalić najbliższego ze znajomych, nijak nie pasował do reszty. Miałem wybór, zostawić go, bo jest kolegą i mieć kwasy w reszcie ekipy, albo go zwolnić by team by dobrze trybił. To ciężka decyzja... Wracają do artykułu z Nature, myślę, że nie powinien się tam znaleźć i może też, powinniśmy go jednak przeczytać. ;)
7:16 Kobiety (w ciąży) w laboratorium. Słyszałem o czymś takim, podobny przypadek na laborkach z mikrobiologii, czy biochemii, ?? chyba biochemii. Doktorantka która prowadziła z nami zajęcia opowiadała że przy niektórych oznaczeniach używa się dość nieciekawych odczynników i wystarczyło domniemanie że dzidziuś w drodze żeby dostać "mniej niebezpieczne zajęcie". 17:02 Sugerowałbym okularki 3D, te z czerwonym i niebieskim filtrem.
Najcięższy i najniebezpieczniejszy dla kobiety w ciąży i jej dziecka jest wbrew pozorom pierwszy trymestr. Więc samo to że profesor próbował antycypowac potencjał ciąży jest moim zdaniem mądre - nie potrzeba tych złośliwości. Za to słaby wskaźnik :P
No ... na laborkach przy niektórych oznaczeniach było pytanie do studentek, czy któraś przypadkiem nie spodziewa się dziecka. Daleko szukać, choćby kontakt z rozpuszczalnikami (ksylen).
Kurczę, a w sumie kurczaczek... Po co się popisywać mówieniem po angielsku, skoro nie do końca to wychodzi? 2:15, technical? Od kiedy 'ch' to /h/ ?!! Takie popisy z wpadkami slabo wychodzą. Nie przybliża to treści do odbiorcy.
