Hej, jak zwykle zapomnieliśmy powiedzieć o tym w materiale, więc powiemy w komentarzu. Pamiętajcie o możliwości zostawienia subskrypcji na naszym kanale, jeśli spodobał się Wam materiał. W ten sposób nie przegapicie kolejnych. Robimy wiele tego typu filmów, jak również publikujemy eseje na tematy growe i ogólnie popkulturowe. Każda subskrypcja pomaga i motywuje nas do dalszego działania. Dzięki, że wpadliście!
Kilka rzeczy ci uciekło. Pierwsze - statystyki postaci niemal nie wpływają na rozgrywkę. Masz ujemny obwód bicka? Nadal możesz strzelać z wyrzutni rakiet, mając u pasa kilka pocisków. Masz wzrok kreta w lustrzankach? Wciąż możesz wysnajpić bandytę z kilometra. Kamień ma większe szanse zrobić doktorat, niż ty ogarnąć dodawanie na palcach? Robota detektywa czy burmistrza stoi przed tobą otworem. Jak to wyglądało w F1 i F2? Nie masz dość siły, by używać ciężkiej broni? Strzelisz w dowolnym kierunku, nawet sobie pod nogi. Percepcja kuleje? Masz niewielkie szanse trafić w przeciwnika metr od siebie. Niska inteligencja? Gaworzysz, zamiast mówić. Drugie - Perki. Całkowite uzależnienie od jednej statystyki, zamiast wypadkowej kilku. Niektóre są niepotrzebne, jak V.A.N.S, czy szybka podróż będąc przeciążonym - na max poziomie trudności szybkiej podróży nie ma. Modyfikacje broni białej czy pancerza wymagają tylko siły - ale nie wiedzy, jak to robić. Trzecie - brak wyboru. Nie możesz być najgorszym, co spotkało Boston "bo nie". Ilość towarzyszy wymagających złej karmy - brak. Od Kelloga dowiadujesz się wszystkiego co chciałeś - a i tak "walczmy", choć już nie było powodu. Stajesz na czele instytutu - nie możesz "wyjść do wspólnoty" z nowoczesną technologią niemal odbudowującą Boston do stanu sprzed wojny. Nie możesz uznać "syntek też ludź" będąc jedynym decyzyjnym w temacie. Czwarte - niemal boskość protagonisty. Preston bardzo szybko (i jednogłośnie) mianuje nas dowódcą. Instytut też szybko wrzuca nas wysoko na drabinkę "ważności". Nie czuć, że jakkolwiek na takie miano się zasłużyło Piąte - ograniczenie towarzyszy do dwóch na raz. W F2 było to uzależnione od charyzmy - logiczne, im bardziej charyzmatyczny jesteś, tym więcej ludu za tobą pójdzie. Tyle, że chodząc z całą bandą były interakcje między towarzyszami - np Myronem i Marcusem. Tutaj.. widać je tylko, kiedy zmieniamy towarzysza z jednego na drugiego. Sami towarzysze są jednak moim zdaniem bardzo dobrze napisani. Cait inaczej reaguje na SmakoŁyki przed i po swoim queście. Nick - wielowymiarowa osobowość. Ale uwaga, są też jakieś plusy. Modyfikacje broni czy pancerza, które możemy zrobić, zamiast znajdować. Świetna rzecz, zwłaszcza na broni "ze złomu". Budowa osady, w której faktycznie coś się dzieje - np wieczorami zapełnia się bar, a karawany "parkują" przy żłobie dla braminów.
Jasne, nie o wszystkim powiedziałem. Moje przedstawienie gry, jak każde inne, jest zupełnie subiektywne. Nie wszystkie aspekty zawarłem w tekście, bo nie wszystkie dostrzegłem lub nie wydały mi się dostatecznie istotne. Generalnie zgadzam się z Tobą we wszystkich punktach, chociaż zasadę jednego towarzysza wprowadził już Fallout 3, więc nie obwiniałbym 4 za to (choć faktycznie w 1 i 2 było to lepiej ogarnięte). Dzięki za merytoryczny komentarz!
@@farma_rzepy NV też miał tylko jednego towarzysza, tu dodatkowy plus dla 4, że można było podróżować w dodatkach z towarzyszami z podstawki - co jest niezłe w far harbor, a skopane w krwawej forsie
Poprostu napisze że polecam przejść dodatek Far Harbor jesli chcecie zaznać w Falloucie 4 prawdziwego wpływania na losy świata. Zgadzam się z tym że F4 jest liniowy, ale jestem fanem całego uniwersum i mimo wszystko Fallout 4 urzekł mnie najbardziej. Mam w nim prawie 900 godzin i nie zamierzam się na tym zatrzymać. To co wciągnęło mnie najbardziej to nie sam główny quest, a poboczne questy, DLC oraz budowanie. Które wraz z zestawem modów może być zabawą na długie godziny. To co czyni Fallouta 4 specjalnym w moich oczach, to pomniejsze historie i to jak odwzorowany został Boston. Historia Cait jest poruszająca i dobrze napisana, tymbardziej dobrze się ją rozumie jeśli ma się pojęcie o nałogach i ich działaniu. Mapa została według mnie odwzorowana z prawdziwego Bostonu wręcz fenomenalnie. Wystarczy porównać sobie miejsca takie jak Muzeum Czarnej Magii w Salem, Bostońska Biblioteka Publiczna, Kościół Świętej Trójcy czy Zamek nazywany Fortem Independence. Najlepsze rzeczy w tej grze zauważasz kiedy kopiesz jak najgłębiej, dlatego nie dziwie się że wiele osób jest zrażona do tej produkcji. Nie mieli motywacji by odkryć że na dnie kamieniołomu pod Salem jest placówka kultu który czcił kosmite, albo że Minutemani nie są jednak tak dobrą frakcją gdyż rozpadli się od środka czego dowodem jest Quincy i byli minutemani którzy przyłączyli się do Strzelców. Rozumiem w pełni argumenty przedstawione w materiale, ale duża część z nich poprostu nie jest dla mnie problemem. Poza dialogami, dialogi ssą ch*ja.
Można totalnie olać Prestona i Minutmanów, i nawet nie ratować ich z tego muzeum, po prostu samemu dotrzeć do Diamond City i tam kontynuować wątek główny.
to prawda, jednak oceniając tytuł nawet szalenie nieliniowy (a pod kątem kolejności wykonywania questów 4 taka jest) muszę brać pod uwagę raczej domyślny sposób przechodzenia gry, a zdecydowana większość graczy idzie do muzeum w pierwszych godzinach zabawy. Ale jakbym miał teraz od nowa przechodzić grę, to pewnie sam bym ich olał.
Spoko że nie tylko mi przeszkadza zarysowana przeszłość bohatera w RPG, w którym tworzymy postać. Nie lubię też tego że nasza postać ma aktora głosowego.. W New Vegas sam czytałem opcje dialogowa na głos przed wybraniem jej. Wczucie się 100%%%
A to ciekawe, bo mi zwykle przeszkadza braj dubbingu. Ale też nie jestem fanem perspektywy pierwszoosobowej 🤔 Może to w sumie jest różnica preferencji pomiędzy tworzeniem własnej postaci, a odgrywaniem roli?
To samo jest z Vox Machina gdy w 2 odcinku pada smok to jak ma być ciekawie później. No poprostu wychowali sobie takie społeczeństwo i pod nie robić gry i seriale które są o dupe rozbić. 😂
Pamiętam że przeszkadzało mi to też w Gothic remake, gdzie na samym początku walczyło się ze stadem Zębaczy. W przypadku tej serii to było zaprzeczenie całej idei od zera do bohatera
@@FarmerLuffy Od 0 do bohatera rozprawił się z tym nasz wiedzmin. Gdzie po ubiciu potężnego bazyliszka można było paść na spotkaniu ze sforą psów lub wilków. 😆 Najpierw stwierdziłem ze to bezsens ale później że właściwie. gra musi zdecydować czy jest grą czy symulatorem a ten nieustanna "mułowatosc" bohaterów i te lootowanie wszystkiego co popadnie diamenty szmaragdy i bezsensowne przedmioty w wiejskich chatach. No najwidoczniej nawet nasi nei potrafili tego zrobić właściwie. 😆
@@farma_rzepy @farma_rzepy w dyskusji staramy się udowodnić rację po przez argumenty w ostateczności jakiś kompromis, w dyskursie chodzi o wypracowanie konsensusu a więc takie tworzenie racji na bierząco i odpuszczenie sobie konkretnego stanowiska zgodnie z etyką dyskursu. W dyskursie samo zabranie głosu daje już rację po przez roszczenie ważności w związku z moralnością postkonwencjonalną bla bla bla. Czyli w dyskusji jest jakaś racja, masz jakieś stanowisko i chcesz do niego przekonać przez argumenty (chcesz powiedzieć że płcie są 2 bo kości, bo chromosomy), można pójść na kompromis, że są 2 płcie ale czasem są odstępstwa. A w dyskursie można dowolnie argumentować lub nie (płci jest 68 bo tak i już a jak ci się nie podoba to wypad naziolu) i wszystko ma się kotłować. Wielu ludzi używa tych pojęć błędnie jak synonimy ale że dyskurs jest słowem nowszym w powszechnym użyciu więc to takie bardziej ę ą, paczajta jestę humanistę.