Podobno za czasów PRL było ponad 10 miast w Polsce które posiadało systemy trolejbusów miejskich. Obecnie pozostało tylko 4 miasta które mają trolejbusy: Lublin, Tychy, Gdynia i Sopot.
@@tobu5984 I wystarczało bo miał ten, kto naprawdę potrzebował i kto się trochę znał, podstawowe rzeczy przy wozie potrafił ogarnąć. A nie jak teraz byle blondynka czy chłopiec w rurkach jedzie po fajki czy zawieźć dzieciaka do przedszkola dwie ulice dalej. Małe dzieci po 3-4 lata prawie nie chcą chodzić ponieważ są przyzwyczajone do bycia wożonym, dla nich to oczywiste, że wychodzi się z domu i wszędzie jedzie samochodem. Zajęte wszystkie możliwe miejsca parkingowe, pojazdy stojące na trawnikach i na chodnikach. Przyjeżdżasz o 22 z roboty i trzeba objechać całe osiedle żeby gdzieś zaparkować, nie wspominając o tym, że praktycznie na każdym parkingu znajdzie się jakaś korpo bljat, która zaparkuje swojego SUV-a krzywo albo podwójnie.
Socjalizm Marksa jest piękną ideą. Przystaje do wymogów etyki świata zachodu XXI wieku. Ma tak naprawdę 1 wadę - kolosalną. Że wymaga od Homo sapiens trzymania w ryzach swoich prymitywnych, zwierzęcych instynktów - tymczasem ~95% populacji ludzkiej nawet intelekt wykorzystuje tylko do zaspokojenia swoich instynktownych potrzeb (do zarobienia pieniędzy, które umożliwią realizację tych potrzeb). Bo ludzkim instynktom po drodze jest z regułami wolnego rynku. Poza tym należy zawsze pamiętać, że socjalizm Marksa to rządy ludu, czyli demokracja bezpośrednia i bez demokracji bezpośredniej nie da się zbudować socjalizmu, bo (wskutek instynktownego egoizmu występującego zawsze w parze z nepotyzmem ❗) zawsze następuje dryf w stronę dyktatury. W związku ze wszystkim powyższym socjalizm jest utopią. A szkoda. Efekt jest taki, że nigdzie na świecie, gdzie rzekomo budowano socjalizm nie było i nie ma demokracji bezpośredniej, a poza tym ludzie wolnorynkowo cwaniakują (zyskać a nie narobić się zanadto, w tym wyłudzając świadczenia) i zawsze w szarej strefie socjalizmu budują wolny rynek kapitalistyczny (tak było w PRL-u, RWPG i innych państwach rzekomo socjalistycznych).
Pamiętam jak byłem młodziutki, nie więcej niż 8 lat u stryjka w szafce znalazłem duuużo dolarów... kilka banknotów zwędziłem ale z racji tego, że nie wiedziałem co z nimi zrobić przy okazji małego rodzinnego ogniska ukradkiem wrzuciłem je do niego i tak zostało wspomnienie mojego pierwszego kontaktu z dolarami... Fakt wziąłem tylko jedno dolarówki ale jak by nie było to wspomnienie zostanie do końca zycia :P
Trzeba wspomnieć, że wtedy za przeciętną pensję przeciętny Polak mógł u cinkciarza kupić kilkanaście dolarów. Tak: KILKANAŚCIE DOLARÓW. Innego sposobu zamiany złotówek na dolary w Polsce nie było. Owszem, mozna było kupić legalnie dolary w banku przy wyjeździe za granicę na zachód na książeczkę walutową po kursie oficjalnym (z 10 razy niższym od czarnorynkowego), ale można w ten sposób było nabyć max. ok. 10 dolarów.
I tak ze względu na inflację bardziej opłacało się trzymać oszczędności w dolarach. Tak też się robi na Wschodzie przy sprzedaży większych rzeczy jak samochód czy mieszkanie - nikt do końca nie pokłada wiary w rubla czy hrywnę - dolar to dolar, zawsze bardziej stabilny i wymienny na prawie całym świecie. Właśnie tak było w Polsce w latach 80. Tyle samo dolarów za pół roku już było warte więcej złotych, już miało większą siłę nabywczą a złotówki na kontach w banku się dewaluowały. Na koncie ciągle masz powiedzmy 10.000 [z groszami bo odsetki]. Tylko w latach 70 są to cztery wypłaty. Tracisz pracę i przez jakiś czas masz za co żyć. W Połowie lat 80 robol zarabia już 15.000. I teraz -najciekawszy myk - o ile w latach 85-88 zarabiało się już w dziesiątkach tysięcy to w 89 już ok. 170.000 a w 90 ponad milion. Na koncie ciągle masz 10.000 - na lepszego lizaka. Inflacja to prosty sposób na ograbienie ludzi z oszczędności.
@@obywatelcane6775 tylko jeszcze trzeba było wiedziec kiedy te dolary wydac ( złoto tez ) bo po przemianach okazało ze ze za ten towar na który był popyt teraz jest wart tyle co rynkowa wartosc towarów czyli nic
Ja zbieralem kilka lat na Atari 65 z Pewexu i jak juz mialem cała kwote około 125 USD (to był majątek na nastolatka) matka zabrała wszystko ,bo były "wazne" oklicznosci... nigdy jej tego nie zapomnialem ;) Tą ogromną kwotę mialem głownie za wycieczke do bułgarii w 87 gdzie sprzedalem (razem z bratem, ktory byl juz pelnoletni) wszsytko co mialem wraz z bonami na jedzenie, ubraniami hehehe... piękne czasy :)
@@NecrosDeus A1500 w Polsce nie była dostępna w sprzedaży, przynajmniej nie w sklepach Ja bym stawiał raczej że jak już, to była A2000. Moze w Baltonie jakies c64 były sprzedawane, ale nie w pewex. No ale własnie.. minęło już tyle lat że tez głowy nie dam sobie uciąć i moze w jakichś kilku pewexach coś tam sprzedawał.
@@NecrosDeus Dokładnie:) Na ostatnim etapie pewexy prowadziły jakieś różnej masci ajencje, coś jak dziś np Żabki :) dlatego też nie wykluczam że w schyłku istnienia jakiś operatywny gość sprzedawał amigi, czy inne komputerki. Ale w prl w pewexach były tylko Atari 800xl i potem 65Xe.