Mirror's Edge było taką gierą - gra mająca jedną rzecz cudowną - parkour, który był tak dobry, że przykrywał taką sobie fabułę, wymuszone momenty ze strzelaniem i model tegoż, taki sobie system walki. Ten jeden element był tak dobry, że można by wyciąć pozostałe i nadal miałoby się kompetentną grę.
Grałem i chcę kupić na GOG, bo nie mam jak dzisiaj odpalić wersji płytowej by skończyć. Średniaczek, którego wspominam dość dobrze, ale szału nie robił i tylko chyba chcę go skończyć z sentymentu. Śmieszne jest to, że w dzisiejszych grach takiej mechaniki destrukcji otoczenia praktycznie nie ma nigdzie. Wszystko jest sterylne i niezniszczalne. Tak jak Battlefield Bad Company 2, potem BF 3 miały giga ten system, tak potem każdy miał to w pompie. Pamiętam premierę tego Red Faction. Wtedy w żaden sposób nie wyróżniała się na tyle by nazwać ją bardzo dobrą grą. Typowy średniak z jakimś tam pomysłem. 7 to taka akuratna ocena dla tej gry.
Pamietam oceny na premiere w okolicach 8/10, była podjarka destrukcją, ogólnie bardzo miło wspominam rok 2009, w tych czasach wychodzilo bardzo duzo nowych tytułów, tworcy nie bali sie robić dziwnych gier i nowych ip. Niestety te czasy minely
7/10, ni mniej, ni więcej. Jasne, gra jest oparta raptem na jednej, ale sprawiającej (mi)j sporo frajdy mechanice. Zniszczenie, które siejemy ma uzasadnienie, a wszystko ujęte jest w fajnym settingu. Całe to wałęsanie się po częściowo sterraformowanym Marsie, w samym środku procesu kolonizacji było zwyczajnie przyjemne, ale ja mam jobla na punkcie wirtualnej turystyki. Cała reszta mechanik wykonana jest poprawnie, no może poza strzelaniem, które zmajstrowano do bólu przeciętnie. Krótko mówiąc to dobra gra jest, no ale oceny 8 czy 9 bym nie dał, a jak dziś pamiętam, że czynnikiem decydującym o zakupie była bardzo wysoka ocena właśnie,, bodaj 8+/10 przyznana w największym czasopiśmie o grach. Uważam, że to zdecydowanie na wyrost. Chociaż w grze mamy cykl dnia i nocy, to pewnie dlatego.