Pływanie bez czy ze skegiem nie robi mi już większej różnicy. Na zwałkach potrafię ustawić się pod kątem do przeszkody i ruchem "z biodra" prześliznąć się po przeszkodzie. Na ciasnych i krętych rzekach zdejmuję skeg, bo poprawia się zwrotność kajaka. Na otwartych zbiornikach i nieco szerszych rzekach zwykle mam skeg założony, ale nie obbligato. Klucz tkwi w umiejętności prowadzenia wiosła w wodzie - to przyjdzie samo po tysiącach wypływanych godzin.