Omówienie książki "Rozwiń swoją wyobraźnię" oraz kilka słów o zabawach kreatywnych i doświadczaniu praw natury. Książka: bit.ly/rozwin • Rozwiń swoją wyobraźni...
Jak miałem około 10 lat to z kolegą wzięliśmy parasol i zeskoczyliśmy z piętra stodoły (wysokość około 5-6 metrów), oczywiście parasol złożył się w drugą stronę (stelaż nie wytrzymał). Upadek był dosyć bolesny, kolega złamał sobie rękę, ale się nie poddaliśmy. Kiedy zdjął gips to wzięliśmy drewniane deszczułki i wzmocniliśmy stelaż od środka. Po paru próbach z mniejszych wysokości skoczyliśmy znowu i, przy odpowiedniej technice trzymania tego "spadochronu", parasol hamował na tyle że bez większych uszkodzeń części ciała, poza paroma siniakami, dało się wylądować. Rodzice nigdy się nie dowiedzieli, ale nie próbujcie tego w domu. XD
A ktokolwiek może mieć stodołę w domu...? Ja tam mam stodołę ,ale znajdującą się na podwórku...Nigdy z niej nie skakałem [jeszcze],ale mogę powiedzieć ,że do 3 metrów w grubych skarpetach i kaloszach nic nie czuć, jeśli chcemy skakać z większej wysokości to trzeba umieć "wykonywać przyziemienie" ... Jeszcze lepiej ,gdy robimy to po deszczu to mamy amortyzację w postaci błota [oczywiście wykluczam sytuację , w której ktoś skacze na podłoże z kamieniami lub obiekt nie będący Ziemią...] ,na który można się przewrócić xd
Ja miałam w życiu fazę (mogłam mieć z 6 lat wtedy) na skakanie z parasolką z kanapy. Robiłam to z uporem maniaka, całymi dniami i godzinami, bo byłam przekonana że jak się 'nauczę' to nie spadnę na ziemię... Szacun za stodołę. :)
Myślę, że warto wspomnieć, że Temple Grandin to osoba z autyzmem, która dzięki ciężkiej pracy matki i mądrym nauczycielom i terapeutom, była w stanie przezwyciężyć swoje ograniczenia i nauczyć się funkcjonować w świecie tak dobrze, że została uznanym naukowcem. Gorąco polecam jej książkę "Byłam dzieckiem autystycznym" - daje ona unikalny wgląd w psychikę autysty, pomaga zrozumieć tych ludzi, ich potrzeby, ograniczenia, atuty (bo takie też są). Jest też niezwykłą kroniką walki o przystosowanie do życia w społeczeństwie osoby, która wydawała się bez szans na takie przystosowanie. Czyta się tę książkę z opadniętą szczęką i wybałuszonymi oczami.
A jeśli ktoś woli filmy, to takowy również istnieje. "Temple Grandin", do znalezienia. Mi się podobał. :) Chociaż akurat niestety nie czytałam książki. Z chęcią sprawdzę.
@@j0hny2211 j0hny A co powiesz na temat Krzysztofa Gonciarza, albo chociażby Rezigiusza? I w sumie zakładam, że tamten komentarz był w formie żartu, więc nie wiem po co ta spina, jak pewnie ta osoba sobie zdaje z tego sprawę, że SciFun ma własne życie
Chusteczka to pikuś-po jakimś czasie zdobyliśmy starą połamaną parasolkę. Czasza jak talala, ciężarki o wiele większe (misiu, lalka) a i czasy opadania z okna na czwartym piętrze były zacne! W trzeciej klasie dorwaliśmy się do studni abisyńskiej na tyłach mojej szkoły. Oglądając z góry mechanizm kolega niechcący (albo chcący...) zrzucił mi na łeb pokrywę tej kolumny. Krew lała się strumieniami, ja za bardzo nie wiedziałem co się stało a kolega stał i płakał. Potem zjeb od nauczycielki, wizyta w szpitalu i blizna na łepetynie choć minęło 30 lat... Puszczając z bratem z balkonu(sic!) bączki z nakrętek od wódki wypełnione mieszanką saletry potasowej i cukru pudru poparzyłem sobie rękę-cały strumień gazów i saletrzano-cukrowych "fluków" poszedł na moją dłoń. Tego bólu do śmierci nie zapomnę. Spałem na brzuchu mocząc łapę w misce z zimną wodą stojącą pod łóżkiem bo nie dało rady inaczej tak piekło i bolało...Nikomu jakoś do głowy nie przyszło, że taki bączek może wpaść przez otwarte okno do sąsiada i podpalić chałupę... Takich historii przeżyłem setki. Czasem z kumplami dziwimy się, że nikt nie zginął, nikt oczu nie stracił ani palców. Będzie co opowiadać wnukom...
Wersja hardkor to bączek z puszki po paście do butów z zasypaną w środku spłonką(sprawną) po naboju do dubeltówki. Mała bomba paliwowo-powietrzna.Wylatuje na metr i JEB!! Kula ognia. Masz racje, za młodu mieliśmy wiele szczęścia , że nikt nie zginął :)
Nikola Tesla też zrobił spadochron jak był młody tyle że nie dla żołnierzyka a dla siebie i skoczył z dachu, można się domyślać że zle sie to skończyło
@@Varskar ja jak byłem mały to w lato przyczepiłem figurkę lego do reklamówki i tak to wyszło że ta konstrukcja wyleciała po podrzuceniu na wysokość ok 15 metrów i dalej się wznosiła aż przeleciała trochę i zaczęła spadać.
Też robiłem ,ale kiedyś mój kolega wpadł na to by zamiast chusteczki wziąć prześcieradło ,dobrze ,że to był parter bloku ,i tylko noga złamana .Więc ostrożnie z ambicjami
Zabawy naukowe z dzieciństwa: - ciecz nieniutonowska - robienie sztucznego śniegu z pieluch - rozgrzewanie do czerwoności wideł do kiełbasy, przy ognisku - palenie mrówek za pomocą szkła powiększającego - puszczanie kaczek - robienie spadochronu z reklamówek
Z cyklu: co mnie w dzieciństwie skrzywiło- biologia. Mama w latach osiemdziesiątych, gdy na baczność przechodziłam pod stołem- miała sklep zoologiczny. Hodowałam rybki, chomiki, papugi, bawiłam się z traszkami, żółwiami i rakami. Niańczyłam myszy. Karmilam przynoszone do sklepu jeże, które nie załapały się na sen zimowy. Mnożyłam patyczaki. A potem weszłam w cichy układ z panią od bioli, która na ferie pożyczala mi mikroskop ze skrzynkami preparatów. Później trochę mi odpaliło w stronę geologii. Zawsze, ale to bez względu na godzinę- oglądałam zaćmienia księżyca (ba, nie usunęłam, dopóki nie powiedziałam Łysemu "dobranoc"...). Deszcze meteorów to zresztą coroczne święto do dzisiaj. Ale silniczki, trybiki, dźwignie i napędy na skręconą gumkę-recepturkę od Adama Słodowego też męczyłam. Uświadomiłes mi, że miałam zaj***te dzieciństwo ♥
Dość dawno temu jeszcze w szkole podstawowej polubiłem fizykę. Nie do końca rozumiałem dlaczego to lubię. Na pewno dzięki nauczycielom którzy tą wiedzą się dzielili. Chcę napisać że dzięki Tobie odżyły chociaż na chwilę te jakże dobre wspomnienia. Super za całokształt i zdrowia życzę 🦾
Jest to o tyle fascynujące, że autorka ma zaburzenia ze spektrum autyzmu i bardzo ciekawie postrzega wiele tematów. Zdziwiło mnie, że o tym nie wspomniałeś. Dobrze, że poruszasz takie kształcące tematy!
to może taki bardziej zaawansowany pomysł, mianowicie raca dymna potrzebne są: -rolka po papierze toaletowym -taśma klejąca -cukier puder -sproszkowany wosk -saletra potasowa spód rolki po srajtaśmie obklejamy taśmą, wsypujemy wszystkie składniki i dokładnie mieszamy, po czym na samej górze obklejamy zostawiając niewielką dziurkę o średnicy pół centymetra podpalamy zapałkami, i odchodzimy na kilka metrów żeby po twarzy dymem nie dostać nie raz z kolegami uciekaliśmy w pobliski las bo przypadkowo ktoś zadzwonił że się pole jara
Wyciąg z liści kapusty czerwonej - zalać w słoiku wrzątkiem pare liści uzyskamy w ten sposob po paru godzinach wywar - który idealnie reaguje na pH roztworów dodawanych. Rozlac do kilku szklanek, dodać kręcika, soku z cytryny itp. :) fajna zabawa dla młodych chemików.
Świetna propozycja dla przyszłych i obecnych rodziców. Jak kiedyś dorobię się gówniaka to zamiast spędzać czas w galeriach będę starał się odkrywać świat z nim :)
O ciągu Fibanacciego już jest naprawdę dużo filmów, kto ciekawy, ten znajdzie. A ogólnie z problemami matematycznymi jest ten problem, że matematyków fascynują one niezmiernie, ale zwykłemu dzieciakowi jak pokażesz, to ani nie ma wybuchów, ani innych efekciarskich wizualnie rzeczy (już prędzej zaciekawisz geometrią 4D, czy teorią gier i logiką). Co oczywiście nie zmienia faktu, że są fascynujące, co jako matematyk prawie już certyfikowany mogę potwierdzić. Natomiast myślę, że na potrzeby SciFuna naprawdę dobrym tematem byłaby historia twierdzenia Fermata, nawet nie wchodząc w to, jak te kolejne dowody wyglądają :D.
Używasz 10 palców u rąk i np. mnożysz 9 razy 2 - chowasz drugi palec - po jednej stronie zostaje 1 po drugiej 8 (18) proste! I tak z każdym kolejnym palcem
mam córke i obecnie szukam takich wideo, szukam i staram się przypomnieć co ja robiłem żeby ją zainteresować i pobudzić jej umysł do chęci poznawania a nie ślepego powielania tego co istnieje. Ja jakbyłem mały to robiliśmy ze znajomymi dźwigi, kawałki metalu/drewna/plastkich (w zależności od tego jakią miał wizję autor) coś do łączenia, całej konstrukcji, następnie podpięcie silniczka (wykręcaliśmy silniki elektryczne, szukaliśmy najmocniejszego) spięcie to z przełącznikami i zasilaniem i na końcu prezentacja który udźwignie najwięcej np młotek (spuszczanie z bloku wewnątrz klatki schodowej) . Później udoskonalanie projektu o przekładnie(koła zębate), więcej mocy(dwa silniki, mocniejsze silniczki), ostatecznym etapem u mnie był montaż dźwigu który nie był stale zamocowany a mógł się kręcić jak prawdziwy żuraw. Kolejną zabawą u mnie było tworzenie zabawek samemu (skała około 1:16 - samochód np 20 cm), robiłem jeepa z brytwanki , wycinałem sobie sam wcześniej przygotowane szablony na kartonie później w tej prytwance a później lutowałem lutownicą i cyną, blacha jest dość cienka więc mozna lepszymi nożyczkami przeciąć, oczywiście pocięte palce to standard. Później np w moim dostawczaku z metalu zrobiłęm wysuwane drzwi po boku tak jak w prawdziwych dostawczakach, swiatła, zawieszenie piórowe, skecane koła itd. Później interesowałem się mocniej elektroniką np tworzenie układów scalonych kwasem, jakieś podstawowe układy itd Ogólnie polecam takie zabawy, moja wyobraźnia była mocno pobudzona, bo z nieczego można było zrobić coś :) Dzięki za wideo
Polecam rakiety z siarki z zapałek oraz foli aluminiowej. Albo zrobienie radia ze śmieci. Są tutoriale na internecie. Sam się zastanawiam nad zrobieniem tego radia :D
Napewno znajdziesz coś dla córki, ja wiem z własnego doświadczenia, że jak coś cie wciągnie, to nigdy się to nie nudzi i cały czas wymyślasz coś nowe wynalazki, nowe rozwiazania, jak coś nie działa to starasz się zrozumieć dlaczego. To jest właśnie pasja
jak tak powspominam w co sie bawiłem jak byłem mały, jakie doświadczenia i eksperymenty robiliśmy, to nie wiem jakim cudem przeżyłem moje dzieciństwo... :))
"Pukawki" z uciętego palca rękawiczki aptekarskiej (lub innej gumowej jak najbardziej wytrzymałej, który był łączony z szyjką butelki :D Amunicją oczywiście była jarzębina. Badaliśmy balistykę pocisków i ich oddziaływanie na cele, wszelkie cele :E
u nas się to nazywało "Patynki" tylko za lufę robiła alu rurka obcięta a za napęd gruba gumowa zółta rękawiczka i jej obcinane place Nie pytaj jak się nam znudziła jarzębina co robiliśmy z " amunicją " z rozbitych w imadle łożysk młotem i to duzym . :D:D:D:D
Z takich zabaw/doświadczeń to: - strzelanie ze szklanych pojemniczków po farbkach z plastikową pokrywką przy pomocy proszku do pieczenia z wodą - katiusze, zawinieta, podpalona reklamówka (albo inny plastik, choć wtedy ciężko było o cokolwiek plastikowego) na patyku, płonący, spadający plastik wydawał taki dźwięk jak katiusze - no i oczywiście ludziki na spadochronie i zawody kto najfajniej będzie leciał I wiele, wiele innych.
Ja budowałem rakiety z kawałka zagiętej na jednym końcu anteny radiowej. Testowałem różne paliwa. Najlepsze okazały się stare kapiszony, które kiedyśtam wcześniej mi zawilgotniały. W pistoletach już nie działały, nie chciały wybuchać, za to podpalone gwałtownie dymiły, co nadawało rakiecie zajebistego przyspieszenia :)
Jak tak patrzę na komentarze, to się zastanawiam, czy tylko ja nie miałam za wielu takich zabaw. Całe dzieciństwo łaziłam i łapałam jaszczurki. W sumie to nadal to robię.
Za to płacą... walutą, której nikt nie lubi... Zazdrość i wściekłość się nazywa 😉 oby więcej takich pozytywnie rozwiniętych, i dalej, o głębiej. Pozdrowienia scifun 💐
Świetna sprawa! 😉 pamietam jak lata temu załatwiłem swój pierwszy teleskop.. uczyłem się położeń planet na mapie nieba w programie Stellarium- (genialna sprawa)👌. Kiedy po niemałym wysiłku namierzyłem Saturna i wycelowałem w niego sprzęt, zobaczyłem go... uczucie nie do opisania. Spędziłem na dworze 7 bitych godzin.. to było fantastyczne. Dosłownie patrząc na tego odległego giganta , przeniosłem się w inny świat.. od tamtej pory w prawie każdą pogodną noc oglądam wspaniałości kosmosu. Bomba🌠Polecam z całego serca każdemu👍👍👍😃 dobrze, że wujek SciFun wspomina o takich rzeczach! Szacun👐🏻👍
Jak malo naukowe? Ja prowadze erpegi na kotepetycjach z matematyki, wystarczy zastapic czesc rzutow zadaniami/eksperymentami, czy innymi quick time eventami w grach typu lowcy skarbow, agencja detektywistyczna, grupa badaczy, czy cokolwiek. Dzieciaki smigaja az mile. Poza tym umiejetnosci wyslawiania, praca w grupie, logika, wyobraznia, itd. to tez zupelnie wymierne naukowo rzeczy.
Nie wiedziałam, że Temple Grandin pisze takie książki. Dotychczas kojarzyłam ją tylko z literaturą dotyczącą autyzmu. Wielkie dzięki za ten film, z pewnością zajrzę do książki. :)
Chciałem zapytać czy istnieje szansa na uruchomienie patronite tak żeby można było wspierać kanał i jego twórcę??? Dzieki temu zapewne częstotliwość prokukcji znacznie by wzrosła i wszyscy tak bardzo stęsknieni za każdym nowym filmem na kanale mogli by wspierać jego rozwój. Pozdrawiam i dziękuję za kolejny świetny materiał
Na początku też sobie podobnie pomyślałem jak osoby powyżej. Ale zaraz, czemu kogoś wyśmiewać że chciałby taką książkę w tym wieku? Może jeszcze nie pracuje, może nie interesowała się ta osoba nauka w zesniej i bardziej zaawansowane rzeczy były by nieodpowiednie. Czemu się wyśmiewać z kogoś ze chce zacząć? Sam mam 30lat i 3miesiace temu zaczęłam uczyć się grać na skrzypcach, to ma do mnie podejść 6cio latek i się śmiać że gram gorzej niż on?
Proca z odciętego gwintu butelki i palca gumowej rękawiczki połączone gumką recepturką. Naboje to głównie jarzębina. U was też się konstruowało tego typu bronie? PS Starsi koledzy zamiast palca rękawiczki używali kondomów i ich proce były dużo mocniejsze ;)
Mariusz Pietroczuk my zamiast palców od rękawiczek używaliśmy balonów. Robiliśmy normalnie wojny między klatkami np. tak z perspektywy czasu się popatrzy na to to dobrze że nikt oka nie stracił ;-)
U nas proca i druciki w kształcie "U" to sie nazywało skobelki. rurka alu + palec z gróbej zółtej rękawiczki -- patynka (ammo jarzebina , kamienie , kulki z łożyska) Te ost były bez litości nawet dla zbrojonej szyby w bloku z drutem stalowym. Później były bazuki -- potato gun i inne tego typu wynalazki.
najlepsza zabawa to dmuchanie butelki z wodą. trzeba wziąć butelkę (najlepiej po napoju gazowanym, jest wytrzymalsza i bardziej elastyczna) zalać ją w 1/4 wodą, wywiercić dziurę w nakrętce, wsadzić końcówkę pompki/ kompresora, sprężarki w nakrętkę i dmuchać, wycelować w niebo i podziwiać jak wysoko lata.
Adam Słodowy to legenda takich zabaw, choć projekty z jego książek, mimo że ładnie opisane, w większości nie działały poprawnie - podejrzewam, że to przez ich realizację dziecięcymi rękami ;p Saletra wymieszana z cukrem dawała sporo frajdy (termit dla dzieci xD). Najlepszy jednak był karbid (kiedyś używano go skoro na budowach do spawania gazowego z wykorzystaniem wytwornic acetylenowych) - odpowiednio spreparowana rura stalowa, mieszanina karbidu z wodą, zapałki i mieliśmy swoją rakietnicę! To były czasy...
Doczytaj o równaniu Schroedingera, nieoznaczonosci Heisenberga i genezie eksperymentu myślowego o kocie, bo to nie do konca tak działa :p rozumiem zamysł komentarza, ale nie moge sie z nim w pełni zgodzic. Pozdrawiam ;)
Dobrze powiedziałeś, dzisiaj trzeba mówić dzieciakom jak można się bawić, co budować, co nabroić itd. :-) komputery robią swoje. Ciekawość świata ma się w sobie, a nie,że ktoś musi podpowiadać... budowałem za dzieciaka domek na drzewie (zwichnięta ręka), budowałem lotnie (złamana noga), zabawy w chemika hehe, saletra, siarka, węgiel drzewny, petardy własnej roboty, budowa tratwy z butelek itd. nikt nigdy nic nie musiał proponować i podpowiadać, tylko była to ciekawość świata, podpatrzone w książkach, na ulicy, a teraz... zobaczy dzieciak to na YT i już jest zmęczony życiem, zero inicjatywy hehe.
Mam 7 letnią siostrzenice, normalnie nie wiem o czym rozmawiać z dziećmi kiedy spędzam z nimi czas ale po tym filmie rozwale system ołówkiem dźwignią. Więcej segmentu astro bo też lubie! Dzięki za zajawke na zainteresowanie "młodej" czymś innym niż kreskówki w TV :) łapka w górę obowiązkowo :)
Takich filmów to aż miło się słucha :-) Nawet jeśli ogląda się je któryś już raz Naprawdę kawał dobrej roboty, mimo że nie ma tu niewiadomo jakich fajerwerków. Są fajne kadry, dobra jakość audiowizualna, dobry głos lektora, wyszukany język, ciekawy sposób wypowiedzi i najwidoczniej tyle wystarcza :-)
Za łebka moje zabawy były różne różniste. Pierwszy komputer dostałem "dopiero" w wieku 9 lat zatem poprzednie lata minęły na budowaniu autostrad, infrastruktury między pokojami które z bratem nazwaliśmy od miast polskich, budowaniu samolotów z klocków, kościołów, mechanizmów jak np drzwi z zatrzaskiem samoczynnym który otwierało się klockowym kluczem. Najśmieszniejsze w tym było to że klocków starczyło jedynie na grube i zaawansowane mechanizmy zamka i drzwi, zaś ścian domu do którego prowadziły te drzwi praktycznie... nie było. Do kopiowania dokumentacji medycznych i technicznych np gdy bawiliśmy się w lekarza miśków używaliśmy początkowo "ksera słonecznego" czyli stawianiu jednej kartki na drugiej na oknie i odrysowywaniu tego co prześwituje. Jednak było to nie wygodne a potrzeba matką wynalazku nawet jak się ma 6 lat. Kolejna wersja to ksero techniczne czyli innymi słowy nasmarowana pastelem z jednej strony kartka którą potem wkładało się między czystą stronę i oryginał. Po oryginale pisało się wypisanym długopisem a od spodu pojawiała się kopia. Jak się później okazało niezależnie od innych ośrodków badawczych xD wynalazłem kalkę. Nie miałem jeszcze dostępu do internetów ani komputera więc skąd miałem wiedzieć? 🤣 PS. Jakiś czas temu znalazłem szczelnie zamkniętą paczkę z napisem "SUROWCE WTÓRNE. Data zbioru 20.04.2005" W środku były jakieś ścinki z papierów kolorowych o różnej gramaturze i grubości xD
Najfajniejsze są eksperymenty ze zgniecionymi puszkami i pękającymi parówkami. Dzięki nim każde dziecko może zostać ekspertem od badania przyczyn katastrof lotniczych.
Wybuchnie piłeczek ping pongowych na żarze z ogniska Robienie żaglówek z drewna na sznurku Ludzik lego na spadochronie z siatki z biedronki Plujki latające na 30 m z szpilkami na końcu i strzelanie nimi do drzwi od garażu Samoloty z papieru (kto zrobi najczyściej i maj wolniej latający samolot)... Oj dużo tego było Aż mi się miło zrobiło tak wspominając
Ksiazka mojego dziecinstwa: "Przez zabwe do nauki", aut. Hans Jurgen Press. Mnostwo swietnych eksperymentow i dobre opisy zjawisk... a przynajmniej tak ja zapamietalem :D
Ja wyjeżdżałem praktycznie co weekend do babci na wieś, gdzie w letnie/jesienne dni razem z kuzynem wstawaliśmy o 3 rano, żeby nie budzić dziadków i szliśmy budować bunkry w sianie. Były to wykopane jamy, czy kapsuły zakopane pod snopkami siana, często dobrych kilka metrów pod powierzchnią. Z czasem mieliśmy to tak opanowane, że łączyliśmy nasze "bazy" tunelami w sianie. To może brzmieć prosto, ale zazdroszczę sobie, że miałem tak wybitnie udane dzieciństwo.
Za dziecka dorwałem "encyklopedia odkryć i wynalazków" z roku 1979 Pierwsza otwarta strona, litera "P" P...P...P..PROOCH CZARNY! O mało z dymem nie puściłem całego bloku Potem już było tylko coraz ciekawiej!
Ornitoptery! Może nie do końca proste urządzenie, ale stworzenie mechanicznego ptaka z balsy, bibuły i gumki nauczyło mnie więcej o fizyce niż całe gimnazjum!
Jak w 5 minut przemycić więcej wartościowej treści niż ogromna część jutuba przez rok. Jesteśmy jakoś w podobnym wieku (tak na oko, a może jestem starszy, nieistotne) a zawsze oglądam Twoje filmy z pasją pięciolatka 😁 bije od Ciebie ogromna charyzma i bardzo przyjemnie się to po prostu ogląda i słucha. A i tego- witam w gronie brodaczy 😉
Moje dzieciństwo zainspirowały pod względem grzebania w rożnych wynalazkach 2 książki. Tytułu pierwszej, ani autora nie pamiętam, w każdym razie opowiadała ona ciekawe historie dziejące się w kuchni - były tam na przykład "fregaty na liściach sałaty" (do dzisiaj pamiętam ten tytuł rozdziału a czytałem to ponad 20 lat temu i byłem wtedy dzieciakiem) - czyli sałata stanowiła fale oceanu, a na niej zagłówki z połówki jaja na twardo i trójkątnego kawałka plastra sera, były też jakieś krasnale z rzodkiewek, pomidorów itp. Druga z książek to Adam Słodowy i "Zrób to sam" jeśli sie nie mylę - bo tak na 90% taki był tytuł;, choć daję te 10%, że tytułem było "Warsztat młodego majsterkowicza" - z tej książki poza ogólną obsługą narzędzi i nauką podstawowej obróbki drewna dowiedziałem się jak wiele można było wprowadzić customizacji do swojego Wigry 3 - czyli popularnego w tamtych czasach roweru. Dzisiaj idziesz do sklepu i kupujesz dodatkowe lampy, czy bagażnik z sakwami po bokach - pan Adam 8uczył jak takie wykonać we własnym zakresie. A co do zabaw - to może nie tyle bawiłem się spadochronami (choć tym też i nawet miałem żołnierzyka jako obciążnik, a nie byle nakrętkę), co jak to określaliśmy - śmigiełkami lub "wiertolotami" - puszczanymi z balkonu, z racji, że mieszkałem wtedy na 4 pietrze bloku. Konstrukcja była banalnie prosta - z kartki się wycinało długi pasek, powiedzmy, że 8 cm szerokości i długość całej kartki z zeszytu, czyli te 21 cm i tak na mniej, niż połowę długości rozcinało się jeden koniec. Następnie wyginało się jedną część w prawo, a drugą w lewo, tak, żeby były pod kątem prostym (łatwiej by to było pokazać, niż opisać:P), ostatni element to spinacz biurowy lub kawałek plasteliny na końcu długiego kawałka, który robił powiedzmy za żyroskop, a śmigło powodowało spowolnienie opadania i efekt szybkiego obracania się całej konstrukcji. No frajdy co niemiara.
Nie wiem jak tj w Polsce ale osobiście to co powiedziałeś o śrubkach i chusteczkach można spotkać w centrum naukowym "we the curious" w Bristolu. Świetna sprawa